Rozdział 29

2.2K 107 14
                                    

Spotkanie się kończy, wszyscy ruszają w stronę drzwi. Rodzice są wciąż pogrążeni w rozmowie z rodziną Nity, a ja zastanawiam się, co tu robię. Cieszę się, że w końcu zostałam wtajemniczona w to wszystko, ale równocześnie czuję się dziwnie niepotrzebna.

Caleb i Peter czekają na mnie przy drzwiach.

- Okay? - pyta mój brat, gdy podchodzę bliżej.

- Tak. Chociaż, właściwie... Niewiele rozumiem. Co się dzieje? Bezfrakcyjni kradną nasze zaopatrzenie?

Wasze, poprawiam się w myślach. Wciąż nie jestem jedną z nich.

- To nie jest pierwsza taka sytuacja - mówi Peter. - Ale nigdy nie udało nam się ustalić, gdzie Wierni się dokują. A teraz okazuje się, że pomaga im ktoś z pałacu.

- Wygląda kiepsko - zauważa Caleb, więc odwracam się, żeby zobaczyć, na co patrzy.

Tobias stoi oparty o stół i w zamyśleniu przygląda się zielonemu materiałowi, którym mebel jest wyłożony.

- Idzie już, dobra? - proszę obu chłopaków. - Dogonię was.

Caleb i Peter wymieniają znaczące uśmiechy, po czym kiwają głowami.

- Tylko żeby z tego dzieci nie było - mówi cicho mój brat, a ja uderzam go w ramię. - Au, musisz zawsze być taka brutalna?

- Może zasłużyłeś? - pyta Peter, uderzając chłopaka w drugie ramie. - Najwyraźniej jesteś beznadziejnym bratem.

Wychodzą, cały czas się przedrzeźniajom, a ja w końcu zostaję sama z księciem. Niepewnie podchodzę bliżej niego i kładę mu rękę na ramieniu. Odwraca się, zaskoczony.

- Myślałem, że już wszyscy poszli.

- Chciałam... Upewnić się, że z tobą okay.

Chłopak przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Tak - odzywa się w końcu. - Okay. Dzięki.

Zapada między nami niezręczna cisza, a ja nie mam pojęcia, czym ją wypełnić. Tobias odpycha się od stołu i rusza w stronę baru, więc niepewnie ruszam za nim.

- Cieszę się, że przyszłaś - stwierdza, kiedy siadam obok niego na stołku barowym. - Że w ogóle tu jesteś.

Uśmiecham się lekko, ale zanim cokolwiek odpowiem, chłopak ciągnie dalej.

- Ale równocześnie się martwię - mówi, spoglądając na mnie. - To wszystko... - pokazuje za siebie, a ja domyślam się, że ma na myśli rebelię. - To nie tylko takie spotkania. To wojna domowa. A w każdym bądź razie jej początek.

Przygryzam wargę. Wiedziałam, że to wszystko jest niebezpieczne, ale jego słowa i tak mnie zaniepokoiły.

- Dam sobie radę - zapewniam go.

Tobias się uśmiecha.

- Wiem.

Nasze oczy się spotykają, jego twarz przybliża się do mojej, a ja odruchowo przysuwam się bliżej niego. Nasze usta łączą się w delikatnym pocałunku, po sekundzie odrywam ręce od blatu i wplatam palce w jego włosy.

Inni na pewno mają się łatwiej, myślę. Gdyby on był zwykłym chłopakiem z Altruizmu, albo gdybyśmy oboje byli po prostu Beatrice i Tobiasem, spotykalibyśmy się po szkole i całowali, kiedy chcemy. W innym życiu mogłabym być jego dziewczyną. Naprawdę bym mogła.

Brunet odsuwa się ode mnie i uśmiecha się lekko, przez co kąciki moich ust też unoszą się do góry.

W tej chwili żałuję, że tak nie jest.

Like To Be You ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora