Rozdział 25

2K 101 49
                                    

W końcu w tłumie udaje mi się wypatrzeć Caleba, więc natychmiast ruszam w jego stronę mając nadzieję, że tym razem uda mi się do niego dotrzeć.

- Jestem! - wołam, kiedy tylko chłopak znajduje się w zasięgu słuchu.

- Wreszcie! - Caleb wzdycha. - Już myślałem, że będę musiał wezwać jakiś garnizon, żeby cię szukał.

- Zmartwię cię. Jesteś szeregowym - kładę nacisk na ostatnie słowo, a chłopak się krzywi. - Nie masz żadnych podwładnych.

- Ale Peter ma! - Mój brat unosi palec do góry, jakby dokonał niesamowitego odkrycia.

Przewracam oczami. Przez chwilę stoimy obok siebie, przyglądamy się gościom. Staram się porównać bal do imprezy w Piwnicy - tam każdy robił, co chciał, wszyscy rozmawiali głośno, starając się przekrzyczeć lecącą z głośników muzykę. Tutaj każdy ma swoje miejsce, o wyznaczonym czasie musi stać w wyznaczonym miejscu, rozmowy są prowadzone przyciszonymi głosami na poważne tematy, a to wszystko przy akompaniamencie muzyki klasycznej granej przez orkiestrę.

Nagle mam wielką ochotę wybiec z sali, przebiec na bosaka przez pałacowe korytarze, a potem tańczyć na stole w Piwnicy, rozlewając przy okazji sok jabłkowy z czerwonego, papierowego kubka.

- Zatańczymy? - proponuje Caleb, wyrywając mnie z rozmyślań. Przyglądam się jego zielonym oczom - czy on tego nie czuje? Nie chcę stąd uciec?

- Bardzo chętnie - odpowiadam krótko.

Wchodzimy na parkiet, ludzie przesuwają się, żeby zrobić nam trochę miejsca. Caleb opiera ręce na mojej talii, a ja kładę dłonie na jego ramionach. Taniec jest powolny, w niczym nie przypomina swobodnych, głupkowatych pląsów w Piwnicy.

Nie chcę tu być.

- Dlaczego? - pyta mój brat, a ja uświadamiam sobie, że powiedziałam to na głos.

- Em... Po prostu... To chyba nie jest miejsce dla mnie - mówię, wzruszając ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia. Ale może naprawdę tak jest?

- Więc chcesz wrócić do domu? - dziwi się. - Myślałem, że, no nie wiem, będziesz walczyć. O Tobiasa.

Spuszczam wzrok. Nie chcę wracać do domu, bo tam też nie pasuję. Problem polega na tym, że na miejscu czułam się tylko na tej jednej imprezie. Może powinnam dołączyć do Niezgodnych? Czy tam bym się odnalazła?

- Nie wiem - kręcę głową. - Nic już nie wiem.

Rozglądam się po sali. Po krótkiej chwili zauważam księcia, tańczącego z Marlene - dziewczyna opiera głowę na jego piersi, a jemu zdaje się to w ogóle nie przeszkadzać. Przygryzam dolną wargę, myśląc o naszych pocałunkach.

- Jak to "nie wiesz"? - dopytuje Caleb. - To nie jest aż tak skomplikowane.

- Owszem, jest - mówię dopitnie, po czym odsuwam się od chłopaka i schodzę z parkietu uświadamiając sobie, że nie ma słów, którymi mogłabym wyjaśnić mu, jak się czuję.

Zanim zdecyduję, co ze sobą zrobić, ktoś macha do mnie z rogu sali. Odwracam się w tamtą stronę. Susan.

Uśmiecham się lekko. Ona nie będzie zadawać trudnych pytań, na które i tak nie znam odpowiedzi. Na przykład: Jak się czujesz?

- Cześć, jak bal? - pytam, siadając obok niej na krześle.

- Bardzo dobrze - Blondynka odwzajemnia uśmiech. - Tobias świetnie tańczy.

- Tańczyłaś już z nim? - dziwię się.

- Tak, poprosił mnie jako pierwszą -mówi lekkim tonem, jakby ta wiadomość nie była dla mnie bolesnym ciosem. Chociaż, tak naprawdę, książę nigdy nie powiedział, że to na mnie zależy mu najbardziej - dawał mi tylko do zrozumienia, że jestem jedną z bardziej prawdopodobnych opcji, a wczoraj rozważał wyrzucenie mnie.

Like To Be You ✔Where stories live. Discover now