Rozdział IV

73 7 2
                                    

ANNABETH

Szłam po korytarzu w milczeniu. Teraz uważałam na każdy krok i wydawany przeze mnie dźwięk. Rozglądałam się na prawo i lewo. Nie mogłam dopuścić do kolejnej takiej sytuacji.  Tylko parę kroków dzieli mnie od Percego. Miałam wyrzuty sumienia, że pocałował mnie ten Andy. Jak ja powiem mojemu chłopakowi o tych wampirach?

,,Ogarnij się dziewczyno.-pomyślałam sobie- wszystko jakoś wróci do normy." Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, ale w tej chwili skupiłam się tylko na Percym.

Zapukałam do drzwi i weszłam. Zobaczyłam tylko jedną osobę w sali. Był nią mój chłopak. -Percy!!!- krzyknęłam po czym rzuciłam mu się na szyję. Był przygwożdżony do łóżka. Jego twarz zdobiły liczne siniaki i jeden szew na lewej powiece. Miał złamaną prawą nogę, którą pokrywał jeszcze biały gips. Natychmiast otworzył oczy, gdy tylko usłyszał usłyszał swoje imię. A gdy się do niego przytuliłam wydał cichy pomruk, jakby coś go zabolało. Odsunęłam się od niego. Bałam się, że coś mu zrobiłam ale on jednak powiedział:- Annabeth, wiedziałem, że przyjedziesz. Kocham Cię.-tym razem to on się do mnie przytulił. Poczułam wtedy coś, czego już dawno nie czułam. To była prawdziwa miłość. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Kiedy tak byliśmy blisko siebie, na jego szyi zauważyłam podwójny ślad. To nie była rana po wypadku. Powoli domyślałam się o co w tym wszystkim chodzi. W tym szpitalu dzieje się coś strasznego. Ten cały Andy albo jego dziewczyna Maja ugryzła mojego chłopaka! W tej samej chwili wszystkie światła zgasły tak samo jak urządzenia znajdujące się w szpitalu.W jednym momencie zapadła ciemność. Wyjrzałam przez okno. Nie było widać miasta. Nie świeciło się żadne mieszkanie, żaden dom. Wkrótce usłyszałam cichy szmer. Coś jakby skrobanie w ściany. Moje serce zabiło mocniej, ale nie miałam ochoty odchodzić od punktu obserwacyjnego. Czekałam na to, co miało się stać. W oddali zauważyłam pasmo sunącej przed siebie mgły. Była nienaturalnie gęsta. W miarę jak się przysuwała, zakrywała wszystko za sobą. Czułam, że niesie ze sobą coś niebezpiecznego, mrocznego i złego. Ogarnął mnie niepokój. Skrobania nie było już słychać, za to w oddali rozległ się ryk. Był daleki, jakby coś, co go wydało, siedziało we mgle. Była już coraz bliżej. Odeszłam od okna i przybliżyłam się do Percego. Usiadłam koło niego na łóżku. Nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że był równie zaniepokojony, co ja.-Nie bój się, Annabeth. Jestem przy tobie.-mówiąc to, wziął mnie za rękę i objął. W tej chwili powróciło do mnie wspomnienie. Przypomniałam sobie, że jeszcze jakieś pół godziny temu całował mnie ten Andy. Miałam nadzieję, że mój chłopak się o tym nie dowie. Nie wiem jakby zareagował. Jeśli chodzi o mnie, jest bardzo wrażliwy. Kiedy go poznałam jakieś sześć lat temu myślałam, że to zwykły, zapatrzony w siebie dureń. Myliłam się. Percy to najwspanialszy chłopak na świecie. Mogłabym trwać w jego objęciach całe wieki. Siedzieliśmy tak chwilę i byliśmy zadowoleni swoim towarzystwem, ale przerwał go kolejny ryk dochodzący z mgły, a zaraz po nim rozległo się ciche drapanie w ściany.-Słyszysz to?-odparłam pełna niepokoju. -Ten szmer...Coś tu nie gra Percy.-wstałam z łózka i podeszłam do okna. Mgła była 100 metrów od nas. -Annabeth co się dzieje?-zapytał. Jego głos był ochrypnięty, jakby dostał jakiejś wrednej odmiany anginy. Nie chciałam kłamać, więc powiedziałam mu całą prawdę.-Naciąga mgła. Niesie ze sobą rzeczy, o których nie śniliśmy w najgorszych koszmarach.

♥Nadzwyczajni Herosi♥Where stories live. Discover now