Rozdział V

56 4 0
                                    

                     ANNABETH

Niecałe 5 metrów dzieliło nas od przerażającej tafli mgły. Skrobanie stało się coraz głośniejsze, a ryki słychać było częściej. Zaczynałam się zastanawiać co będzie z nami, z naszymi bliskimi i co tak naprawdę widzą śmiertelnicy. Percy dźwignął się z łóżka i podszedł do mnie. To musiało być trudne ze złamaną nogą...
- Na bogów Olimpu! Percy! Zapomniałam o ambrozji.- zdałam sobie sprawę.
Natychmiast zaczęłam grzebać w czeluściach mojego plecaka. Było w nim wszystko. W końcu moją ręką złapałam mały batonik. Podałam go mojemu chłopakowi, by go zjadł. Ugryzł i zaczął przeżuwać. Jego rany zaświeciły na złoto. Wyjęłam z kieszeni mojego smartfona i poświeciłam na jego twarz. Nie było widać na niej nawet ryski. Wyglądał ślicznie, z resztą tak jak zawsze. Schowałam telefon z powrotem. Oboje podeszliśmy do okna i patrzyliśmy na nacierającą na nas mgłę. Milczeliśmy i czekaliśmy. Po chwili popatrzyłam na Percego. W oczy rzuciła mi się ta rana na szyi. Nie zagoiła się. W końcu zapytałam:
- Co to za rana? Ta na twojej szyi.
Zaczął obmacywać ją z każdej strony, aż jego palce najechały na dwie, wklęsłe, czerwone kropki.
- Ambrozja powinna je wymazać. Czemu nadal je mam?-zapytał zdziwiony.
- Myślę, że to sprawka jakichś magicznych stworzeń- odpowiedziałam po czym w myślach dodałam - Sprawka Andyego.
Nie mieliśmy czasu o tym myśleć, bo usłyszeliśmy kroki.
- Znowu to samo...-pomyślałam.
Stanęliśmy w bezruchu. Percy sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej swój długopis. Kroki były coraz to donośniejsze, aż wreszcie przerodziły się w bieg. Ktoś gwałtownie szarpnął klamką i wpadł do sali.
- Pomocy!!!- wykrzyczał przerażony- Pomóżcie mi, proszę...
To był Andy!!! Co on tutaj jeszcze robi?!
Percy ściągnął zawleczkę od długopisu i ukazał się lśniący, magiczny miecz. Ruszył na chłopaka i już miał mu wbić miecz w serce.
- Percy, stój!- krzyknęłam do niego.
Klinga jego miecza zatrzymała się trzy centymetry od piersi Andyego.
- Znasz tego kolesia?!- zafrasował się mój chłopak.
Potaknęłam, lecz nie miałam ochoty opowiadać mu historii. Z miny Andyego, wyczytałam, że on też nie ma zamiaru tego robić.
- Ta mgła...- ciągnął Andy- Widzieliście ją? Trzeba natychmiast pozamykać okna i drzwi!
- Co ty bredzisz?- Percy był już zdenerwowany. Nie wiem, czy to wynikało z tej przerażająco dziwnej mgły, czy też może z tego, jak Andy na mnie patrzył.
- Ta mgła porwała moją narzeczoną! Nie rozumiesz, że to ciut dziwne, że ni z tąd ni zowąd pojawia się coś takiego?!- oczy chłopaka napełniły się łzami, a Percy wziął mnie za rękę i mocno ścisnął.- Chodźcie za mną, musicie coś zobaczyć.
- Nie ufam mu Annabeth.- wyszeptał podenerwowany Percy.
Szliśmy korytarzem, a Andy prowadził. Nie podobało mi się to wszystko. Za oknem było widać już tylko białą pieżynę. Doszliśmy do ochrony szpitala. Nad korytarzem wisiała tabliczka z napisem PROTECTION. Uliczka skręcała w prawo i znikała za rogiem.
- Tylko teraz się nie przestraszcie.- uprzedził chłopak.
Wychylilam się i niepewnie spojrzałam za róg. Na drzwiach dzielących dwa korytarze, od wewnętrznej strony spływała krew. Moje serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Po chwili podeszłam krok bliżej i zobaczyłam ciało... Dalej już nic nie mogłam zobaczyć, bo mgła była tak gęsta, że nic nie było widać.
-Trzeba pozamykać wszystkie okna-powtórzył Andy.
Nie wierzyłam w to, co widzę. Myślałam, że zaczął się koniec świata. Skąd wzięła się ta mgła? Rzuciłam się w objęcia Percy'emu i wybuchnęłam płaczem.
- Annabeth nie martw się, wszystko będzie dobrze. Chodź, pomożemy temu kolesiowi.
I pobiegliśmy korytarzem.

Hej! Mam nadzieję, że podoba wam się moje opowiadanie. Przepraszam za tak długą przerwę. Musiałam poprawiać oceny na koniec roku. Przepraszam też za wszelkie błędy. Zachęcam do głosowania i komentowania.❤

♥Nadzwyczajni Herosi♥Where stories live. Discover now