XXXVIII - OTP or NOTP?

2K 200 107
                                    

Even jakimś cudem nie został wyrzucony ze Straży. Mimo całego zamieszania jakie spowodował. Mimo swoich zerowych umiejętności w walce mieczem. Nie został wyrzucony. Jeszcze.

Ponieważ jego egzamin właściwie się nie odbył, przerwany ważniejszymi wydarzeniami, postanowiono sprawdzić czy chłopak nadaje się na stanowisko Strażnika czy nie jeszcze raz. Tym razem, z braku czasu i w obawie przed nawrotami doświadczonej przez chłopaka kilka dni temu traumy, egzamin miał się odbyć wewnątrz murów, na placu treningowym.

Sky i Even stanęli naprzeciwko siebie.

- Jesteś gotowy? – zapytał białowłosy.

Nie – pomyślał Even, poprawiając uchwyt na krótkim nożu, próbując nie zwracać uwagi na mierzący go oceniającymi spojrzeniami tłum gapiów – Ani trochę.

- Tak – powiedział Even, koncentrując się tylko na tym, żeby jego głos nie zadrżał. Sky może był śliczny, chwilami uroczy i od święta miły dla niego, jednak w żaden sposób nie przekładało się to na uczucia Evena odnośnie mierzenia się z chłopakiem w pojedynku. Mimo wszystkiego, co między nimi zaszło odkąd się poznali, Sky stojący teraz naprzeciwko niego z mieczem w ręce aż za bardzo przypominał mu uzbrojoną w pilniczek chłodną piękność, za którą go z początku miał – Możemy zaczynać – potwierdził, czując jak jego własne słowa przyprawiają go o znacznie szybsze bicie serca.

Nawet nie mrugnął. Sky już patrzył na niego z odległości trzydziestu centymetrów. Już odskakiwał, kiedy jakimś cudem Evenowi udało się zablokować pierwszy cios. Natychmiast dotarło do niego co to znaczy być synem Lucyfera. Sky był niesamowity.

Oczywiście, z góry wiadomo było, że Even nie może z nim wygrać. Chodziło tylko o to, żeby zaprezentował swoje umiejętności. Lucyfer tak powiedział. Tak, z jakiegoś powodu Lucyfer postanowił zostać jego egzaminatorem i teraz stał razem z resztą gapiów i wwiercał się mu wzrokiem w czaszkę. Jak można się było skupić w takich warunkach?! Nie, żeby Even w ogóle miał wystarczająco dużo czasu, żeby się skupić, kiedy Sky—

Upadł, uderzając twardo o bruk. Jego nóż poturlał się z brzękiem poza jego zasięg. Sky patrzył na niego niemal przepraszająco. Zdaniem Evena mógłby okazać trochę więcej współczucia.

Obaj spojrzeli w stronę Lucyfera, z góry znając już wynik egzaminu. Czekanie jednak na werdykt, patrząc jak brwi króla coraz to bardziej się do siebie zbliżają w geście prawdopodobnie niedowierzania, że właśnie zmarnował swój cenny czas na jakiegoś pozbawionego talentu dzieciaka, było co najmniej nieprzyjemne. Kiedy mężczyzna otworzył usta, Even miał ochotę zamknąć oczy, żeby nie widzieć jego rozczarowania. Choć z drugiej strony może króla wcale nie obchodził jego los.

- Co to miało być? – spytał Lucyfer.

- Um... - Even nie miał nic do powiedzenia, więc zaczął zbierać się z ziemi, żeby jakoś odciągnąć obowiązek odpowiadania na później – Ee... to... Po prostu... - próbował, kiedy już wstał i otrzepał ubrania z pyłu.

- Co, do Diabła? Co to niby miało być? – powtórzył Lucyfer, a Even zaczął czuć się już naprawdę głupio. – Sky?

- Um, on... Potrzebuje więcej czasu... Był tu niewiele więcej ponad tydzień... - próbował bronić go Sky, ale mina Lucyfera nie wyrażała zrozumienia. Przeciwnie wręcz, totalne zmieszanie.

- I przez ten czas... trenowałeś go w ten sposób? – Lucyfer zwrócił się do syna, niemal całkowicie ignorując Evena.

- Em... Nie ja, ale... w ten sposób – przyznał Sky.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz