LIII - Zadanie rodzica

1.6K 175 102
                                    


Even siedział po turecku przed lustrem w ogromnej pałacowej komnacie, przyglądając się swoim włosom. Przez wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy, nie miał głowy do martwienia się o swoją fryzurę. Teraz odrost jego naturalnych włosów sięgał już niemal połowy ich długości. Na szczęście udało mu się znaleźć nożyczki w jednej z szuflad bogato zdobionej komody. Nie mógł przecież udać się na swoją śmierć i ratować przyszłości świata wyglądając tak idiotycznie.

Podniósł nożyczki na wysokość głowy i chwycił za pierwszy kosmyk włosów. Wkrótce podłogę wokół niego zaśmieciły niebieskie pasma. Kiedy skończył, spojrzał na siebie.

W słabym świetle padającym z kominka i pochodni przymocowanych do ścian jego znacznie krótsze teraz włosy migotały nieznacznie, nasuwając mu na myśl białe kosmyki Sky'a. Wystarczyło, żeby zmrużył delikatnie oczy, a wyglądał niemal jak anioł – jego naturalny odcień włosów, który odziedziczył po matce był tak bliski bieli jak to tylko możliwe bez nazywania go bielą. Iluzję wzmacniał jeszcze fakt, że chłopak wciąż miał na sobie biały strój Strażnika. Teraz to będzie znacznie bardziej godna śmierć – pomyślał, przyglądając się efektowi swojej pracy z aprobatą.

W tym momencie drzwi komnaty otworzyły się, na co Even podskoczył z przestrachem. Kiedy tylko rozpoznał w intruzie Sky'a, natychmiast zerwał się z podłogi, a jego twarz rozjaśnił wreszcie uśmiech.

- Czemu tak długo? – zapytał z pretensją, podchodząc w pośpiechu do chłopaka. Nie zwracając uwagi na jego poważną minę, przyciągnął go do pocałunku nie czekając na odpowiedź.

Sky nie odepchnął go, ale nie oddał też pocałunku z większym zaangażowaniem. W innych okolicznościach Even odsunąłby się i zapytał go w czym problem, ale tej nocy panowały inne zasady. Nie mógł odejść z tego świata dopóki włosy Sky'a pozostawały białe. To nie wchodziło w rachubę.

- Heaven, nie. – Sky delikatnie, ale stanowczo odsunął go od siebie, kiedy palce Evena zawędrowały w okolice guzików jego białego stroju. – Nie możemy – powiedział.

Even zmarszczył brwi.

- Chciałeś chyba powiedzieć „musimy" – poprawił go. – Sky – wypowiedział jego imię z naciskiem, kiedy chłopak pokręcił przecząco głową. – W każdej innej sytuacji nie prosiłbym nikogo o coś takiego. Rozumiem, że możesz nie być w nastroju w takiej chwili, ale... proszę. – Ujął jego dłonie delikatnie i złożył pocałunek na jego palcach, patrząc mu w oczy błagalnie. – Proszę. Nie chcę umierać nie wiedząc jak to jest być z tobą. To moja ostatnia noc. Proszę – powtórzył. W każdym innym możliwym scenariuszu proszenie kogoś o seks byłoby co najmniej dziwne, a może nawet niemoralne. W każdej sytuacji poza tą. – Skoro mam umrzeć...

- Nie umrzesz – rzucił Sky krótko, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Even już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymał się, kiedy zauważył wyraz twarzy chłopaka. Ten spojrzał mu w oczy z napięciem i przyłożył palec do ust w geście „nie odzywaj się". Even zmarszczył brwi, ale posłuchał. Potem Sky podszedł do drzwi komnaty, zamknął je i odwrócił się znów do niego. – Uciekniemy – oznajmił ściszonym głosem. Even poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku.

- To nie jest śmieszne – mruknął i odwrócił wzrok. Nie zamierzał nawet na sekundę dopuszczać do siebie myśli o ucieczce.

- Nie żartuję. – Sky podszedł do niego i dotknął jego policzka. Even przygryzł wargę, przymknął oczy, po czym spojrzał w końcu na niego. Wstrzymał oddech, kiedy zobaczył łzy w oczach chłopaka. – Nie pozwolę ci umrzeć w tak głupim celu. Ani w żadnym innym zresztą.

Even przełknął gulę rosnącą mu w gardle i pokręcił głową.

- To nawet nie ma znaczenia czy to głupi cel czy nie – powiedział. – I tak nie mogę stąd uciec. Nie ma jak ani dokąd. – Rozłożył ręce. – Twój ojciec może wyczuć moją obecność i tutaj i na Ziemi, a potem posłać po mnie nawet całą armię.

Heaven (boyxboy)Where stories live. Discover now