Zły dzień lorda Vadera

2.1K 141 31
                                    

Darth Vader śnił.

Nie byłoby to takie dziwne, bowiem nawet źli lordowie Sithów potrzebują snów i czasami śnią, ale ten sen różnił się od innych.

Był to sen proroczy i Vader o tym wiedział. Miał już wystarczająco dużo takich snów w swoim wcześniejszym życiu.

Szczerze powiedziawszy, Vader wolałby nie mieć takich snów, szczególnie takich, które nic nie wnosiły. W jego śnie bowiem pojawiały się nieznane mu osoby. Najważniejszy był chłopak, mogący mieć – ile? Szesnaście? siedemnaście? Osiemnaście? – lat. Miał brązowe, krótkie włosy, a jego spojrzenie skierowane było na kogoś, kogo Vader nie był w stanie zobaczyć. Znajdował się na ulicy, jego dłoń zaciskała się w pięść, zupełnie jakby miał zamiar walczyć, ale nie był pewny, czy da radę wygrać.

– Idźcie! – warknął chłopak do kogoś, kto krył się za nim. – Zanim będzie za późno!

– Przecież...

– Już!

Po tych słowach cienie za nich ruszyły się. To były dwie dziewczyny – jedna starsza, wyglądająca na w jego wieku. Druga była o wiele niższa, jej twarz przysłonięta była kapturem. Czyżby młodsza siostra?

Wyższa z dziewczyn pociągnęła za sobą młodszą, która zachwiała się, stawiając niepewne kroki. Przez chwilę Vader mógł zobaczył, jak po jej twarzy spływa pojedyncza łza. Nie chciała zostawiać towarzysza, naiwna dobroć, która ich kiedyś zgubi.

– Nie waż się umierać! – ostrzegła chłopaka, zanim zniknęła za rogiem.

Chłopak zaś uśmiechnął się krzywo.

– Jakbym miał zamiar to zrobić.

Uśmiech zniknął z jego ust, gdy z uliczki przed nim wypadła grupa żołnierzy. Imperium. Cóż za głupi chłopak, skoro chciał sprzeciwić się Imperium.

Żołnierze nie czekali na rozkaz, tylko zaczęli strzelać. Chłopak przeklął pod nosem, umykając w bok, w inny zaułek. Chciał ich odgonić od dziewczyn, Vader o tym wiedział. Ale potężny Sith wiedział też, że chłopakowi się to nie uda.

Tak też się stało. Chłopak nie uciekał zbyt długo. Natknął się na ślepą uliczkę. W panice zaczął szukać innego wyjścia, ale nie miał na to czasu. Pierwsze pociski przebiły jego ciało, kolejne już ku niemu zmierzały. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie.

Umarł.

Wizja skończyła się, a Vader otworzył oczy, niezadowolony.

Dlaczego po tylu latach Moc znowu zachciała mu coś pokazać? I dlaczego akurat śmierć kogoś, kogo nigdy w życiu nie spotkał?

A zresztą, to nie miało znaczenia. Ten chłopak, jego śmierć nic dla niego nie znaczyła.

––––

Mając tego rodzaju sen, lord Vader nie należał do najmilszych osób, z którymi możnaby z przyjemnością porozmawiać czy choćby poprzebywać w towarzystwie. Oczywiście, owe osoby, z którymi przyszło mu pracować, nie miały najmniejszego pojęcia, jaka mogłaby być przyczyna zirytowania Vadera, zamiast tego po prostu wolały nie wchodzić mu w drogę – co nie było takie proste, jako iż ich zadaniem było współpracowanie ze sobą wzajemnie.

Kapitan Firmus Piett osobiście wolałby nie musieć zbliżać się do lorda Sithów w tym stanie, ale nie miał zbytniego wyboru.

– Lordzie Vader – odezwał się, stając za wysoką postacią odzianą w ciemny kostium. Czasami Piett zastanawiał się, kto tak naprawdę kryje się za tą maską, ale nigdy nie miał odwagi o to zapytać. Wiedział, co by go wtedy zapewnie czekało. Vader nie był znany z cierpliwości i łaskawości. – Pojmaliśmy grupkę rebeliantów, którzy ukrywali się na Naboo. Czy chce pan ich osobiście przesłuchać?

– Zaprowadź mnie.

Piett skłonił się lekko i ruszył korytarzem, prowadząc do więzienia. Głównym celem Egzekutora, Super Star Destroyera, była wędrówka po galaktyce w poszukiwaniu baz rebeliantów oraz resztek Jedi, którzy zdołali umknąć czystek.

– To tutaj – Piett zatrzymał się przed drzwiami. Nie powiedział nic więcej, jedynie poczekał, aż Vader wejdzie do środka. Tak jak się spodziewał, już po chwili można było usłyszeć krzyki pełne bólu. Posiadając Moc, Vader był w stanie wedrzeć się do umysłów rebeliantów, co czyniło go niezwykle skutecznym w wydobywaniu informacji.

Zwykle Piett skierowałby się teraz ku swoim innym obowiązkom, ale tym razem zdecydował się poczekać na lorda Sithów.

– Wiem już wszystko – odezwał się Vader, opuszczając pomieszczenie. – Resztę można zabić. Nie przydadzą nam się.

Piett skłonił się, ale nie ruszył się z miejsca.

– O co chodzi, kapitanie Piett? – maska Vadera skierowała się w jego stronę. – Coś ci się nie podoba?

– Nie, panie – odparł szybko mężczyzna. – Jedynie...

– Jedynie co?

– Wśród pojmanych jest dziecko. Dziewczynka.

– I? Jej rodzina pomagała rebeliantom, co czyni ją nie lepszą od nich.

– Ona ma tylko siedem lat! – odważył się zauważyć Piett. – Być może udałoby się...

Nie skończył, ponieważ nagle powietrze przestało dopływać do jego płuc. Uniósł dłonie ku szyi, jakby licząc, że w ten sposób powstrzyma Vadera.

Uścisk urwał się równie nagle, jak się skończył. Piett upadł na podłogę, ciężko łapiąc powietrze i dziękując temu dziwnemu przypływie szczęścia, które sprawiło, że życie kapitana nie zakończyło się szybciej, niżby powinno.

– Nie będziesz mi mówić, co powinienem, a czego nie powinienem robić, kapitanie – odezwał się Vader, a jego głos był lodowaty, jak zawsze.

– Tak... Tak jest – wydyszał Piett, przeklinając swoją głupotę. Chciał umrzeć za jedno dziecko, którego imienia nawet nie znał?

– Zabić resztę rebeliantów – powtórzył Vader, wyraźnie nie zamierzając sobie zawracać głowy taką błahostką. Po chwili jednak zatrzymał się i zmienił zdanie. – Albo nie... Zaprowadź mnie do tego dziecka. Może okazać się cennym zakładnikiem.

Piett wstał prędko z podłogi.

– Tak, panie. Proszę za mną, lordzie Vader – zmusił się, by nadać swojemu głosowi spokojny ton. Był jednym z tych ludzi, którzy najdłużej służyli prawej ręce Imperatora i jedno wiedział – Vader nie tolerował niesubordynacji bądź błędów. Gdy tylko ktokolwiek go zawodził, były Jedi pozbywał się go bezlitośnie.

Vader nic nie odpowiedział, ale Piett spodziewał się tego. Zresztą, dlaczego ktoś tak wysoko postawiony w Imperium jak Vader miałby chcieć rozmawiać ze zwykłymi szeregowcami? Kapitana, admirała, generała zawsze można było kimś innym zastąpić. Osób tak czułych na Moc jak Vader można było zliczyć na palcach jednej ręki.

Piett otworzył drzwi, pokazując leżące w kącie dziecko, które niczym nie zareagowało na ich wejście.

– To tylko strata czasu, kapitanie – odezwał się Vader, omiatając wzrokiem dziewczynkę. Ubrania, które miała na sobie były na nią zbyt duże, ponadto w pomieszczeniu unosiła się woń rozkładu i śmierci. Dziecko leżało bezwładnie, zupełnie jakby zostało rzucone do tego pomieszczenia i od tego czasu się nie ruszyło ani o milimetr. Włosy miało posklejane zaschniętą krwią i potem, pobrudzone kurzem i pyłem. – Lepiej ją zabić.

Vader ruszył do przodu, a Piett zrozumiał, że jest już za późno. Dziecka nie dało się już uratować.

A potem dziewczynka otworzyła oczy – oko właściwie, jako iż prawa strona jej twarzy była tak napuchnięta, że niemal nie dało się zauważyć gałki ocznej.

Vader zamarł.

Przez chwilę nie patrzyła na niego nieznajoma dziewczynka, ale, mógłby przysiąc, brązowe, radosne i ciepłe oczy Padmé.

Oczy PadméOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz