1

317 36 9
                                    



Zatrzymała swoją ukochaną, niebieską Mazdę na podjeździe. Wcisnęła się plecami w fotel i wyprostowała ramiona, zaciskając palce na kierownicy tak mocno, że aż zbielały jej kłykcie. Przygryzła policzek od wewnątrz i z nostalgią omiotła spojrzeniem dom, w którym spędziła całe dzieciństwo, który kojarzył się jej z najbardziej beztroskim i najszczęśliwszym okresem życiu. Ale obok całej masy wspomnień, od których cieplej robiło się na duszy, były też takie, których wolałaby nie pamiętać. Najpierw śmierć dziadka Waltera, który wybudował ten dom i mieszkał z nimi odkąd tylko sięgała pamięcią, który zawsze służył mądrą radą, wspierał ich we wszystkim i w najgorszej nawet sytuacji potrafił doszukać się pozytywów, zarażając optymizmem i pogodą ducha. Gdy odszedł, pozostawił po sobie niewyobrażalną pustkę. Wszyscy poczuli się wówczas zagubieni bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jakby nagle znaleźli się w ciemnym lesie i nie potrafili znaleźć drogi do domu. Potem wypadek ojca i śmiertelna choroba matki. Audrey miała wrażenie, że ciągle tkwi w tym lesie i zamiast w końcu z niego wyjść, wchodzi w głębiej i głębiej i za chwilę nie będzie w stanie odnaleźć drogi powrotnej.

Westchnęła cicho, rozluźniając się nieco. Straciła wszystkich – dziadka, którego uwielbiała, ojca, który był jej wzorem i autorytetem, matkę, która była jej najlepszą przyjaciółką i powierniczką najskrytszych sekretów, a nawet siostry, choć po śmierci matki, kiedy zostały na świecie zupełnie same, wydawało się jej, że przejdą przez to wszystko razem i będą się wzajemnie wspierać. Zaczęła je jednak tracić jedna po drugiej. Najpierw Lacey, która od małego się buntowała i sprawiała problemy, potem starszą od niej zaledwie o siedem minut Riley, której nagle zamarzyła się kariera w fabryce snów i w końcu najmłodszą, Ellie, która była oczkiem w głowie ojca, a która niespełna rok temu postanowiła zostać dziennikarką i wyjechała na studia do Princeton.

Wysiadła z auta i nabrała powietrza w płuca, a jej wzrok zatrzymał się na wbitej w trawnik kilka miesięcy temu czerwonej tabliczce z białym napisem „na sprzedaż". Gdy okazało się, że wydawnictwo ojca jest na skraju bankructwa, z ciężkim sercem zaproponowała siostrom, że sprzeda rodzinny dom, który dla niej samej był za duży i zwyczajnie nie było jej stać na jego utrzymanie. Ku jej zaskoczeniu, siostry nie tylko nie zaprotestowały, ale przystały na jej pomysł bez chwili wahania, jakby to miejsce zupełnie nic dla nich nie znaczyło i nigdy nie zamierzały do niego wracać. Nie skomentowała tego, nie chciała się nawet zastanawiać, dlaczego podjęcie tej decyzji przyszło im tak łatwo, podczas gdy jej samej serce pękało z rozpaczy na samą myśl o tym, że jacyś obcy ludzie mogliby tu zamieszkać. Mimo wszystko zacisnęła zęby i udała się do agencji nieruchomości. Jak na złość jednak chętnych na kupno nie było. Zupełnie jakby dom wciąż czekał na to, aż one w nim zamieszkają i znów staną się rodziną.

Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Nie wierzyła w przypadki, więc to, że nikt nie chciał kupić tego domu, choć był w idealnym stanie i jedyne, czego wymagał to ewentualnego odświeżenia wnętrza, traktowała jak znak z niebios. Nie wiedziała dokąd ją to zaprowadzi i czy postępuje słusznie, ale postanowiła zdać się na swoją intuicję tak samo, jak wtedy, gdy po śmierci matki postanowiła zająć się siostrami i wydawnictwem. Być może przyjdzie jej i za tę decyzję zapłacić litrami wylanych łez, ale po prostu nie mogła postąpić inaczej. Wyciągnęła z ziemi znak z tabliczką „na sprzedaż" i wrzuciła go do bagażnika. Zgarnęła z twarzy ciemne włosy, rozwiane przez wiatr i wsunęła dłonie w tylne kieszenie jeansów. Powoli wycofała się w stronę drzwi od strony kierowcy, nie odrywając przy tym wzroku od fasady budynku, werandy z grubymi, białymi filarami i huśtawką, na której często, godzinami przesiadywała z matką. W końcu wsiadła za kierownicę i odjechała w stronę centrum, a kilkanaście minut później była już w swoim gabinecie, w wydawnictwie. Pobieżnie przejrzała pocztę, którą jak zwykle, zostawiła jej do przejrzenia sekretarka, na najbardziej istotnych pismach przylepiając kolorowe karteczki z krótkim objaśnieniem. Tym razem jedyna karteczka, w kolorze rażącego, wściekłego różu, przylepiona była do związanego recepturką pliku rachunków, które trzeba było zapłacić jeszcze w tym miesiącu, a na które zwyczajnie nie było pieniędzy.

SiostryWhere stories live. Discover now