42

138 21 149
                                    


Usłyszała szuranie, jakby ktoś przesuwał jakiś ciężki mebel, potem stukot, a chwilę później potworny rumor.

– Matt? – spytała, kiedy udało jej się w ciemności dostrzec jakąś sylwetkę, która mozolnie czołgała się w jej stronę, najprawdopodobniej będąc przywiązaną do krzesła. – Matt, to ty? – spytała, ale odpowiedział jej jakiś bełkot, jakby ten ktoś miał zakneblowane usta, jednak gdy zbliżył się na tyle, że w jej nozdrza wdarł się jego charakterystyczny zapach, była pewna, że to wcale nie Marshall. Podeszła do niego na czworaka, na tyle, na ile pozwalał jej długi łańcuch kajdanki. Po omacku dotknęła jego twarzy i zerwała srebrną taśmę z jego warg.

– Twój kochaś ma ostro nasrane we łbie – warknął wściekle, szamocząc się, by spróbować nieco rozluźnić więzy, którymi był skrępowany.

– A może to raczej jakaś twoja psychofanka? – odburknęła. Nie wiedziała czy była bardziej zła na oskarżycielski ton Jeffersona, czy na całą tą porąbaną sytuację, w której znalazła się zupełnie bez własnej woli.

– Jaaaasne... Pierdolnęła mnie paralizatorem i przywlokła tutaj bezwładne, ponad osiemdziesięciokilowe ciało – wypluł siebie z furią, a potem przez chwilę leżał w bezruchu, starając się uspokoić oddech.

– To jakiś pieprzony koszmar... – mruknęła Riley, próbując jedną dłonią odwiązać sznur, którym przywiązany był do krzesła. – Starałam się od ciebie uciec, a teraz siedzę zamknięta z tobą w zatęchłej piwnicy, bo jakiś świr coś sobie uroił.

– I jesteś absolutnie pewna, że ten twój słodziak nie ma z tym absolutnie nic wspólnego?

Riley odetchnęła głęboko. W tej chwili niczego już nie była pewna. Spacerowała przecież z Mattem, kiedy film jej się urwał, a teraz nie było go tu.

– Albo to ten twój cały... – urwał i szarpnął, mając nadzieję, że uda mu się jakoś wyswobodzić z krępujących go więzów, ale te wciąż były zbyt ciasne. – Ragazzo Italiano – dokończył, wzdychając z rezygnacją.

– I kto jeszcze? – spytała drżącym głosem. – Wiem, że nie przebierałam ostatnio w facetach, ale mógłbyś choć raz nie zwalać wszystkiego na mnie – mruknęła i zaczerpnęła ostro powietrza. Nie miała siły na kłótnie. Chciała stąd po prostu wyjść i wrócić do swoich sióstr. Niekontrolowane łzy znów spłynęły po jej policzkach.

– Hej... – Colton zmienił nieco ton, gdy siąknęła nosem. – Dowiemy się czego ten psychol od nas chce i zrobimy wszystko, żeby stąd wyjść.

– To nie jest pieprzony film, Colton. Nikt tu nie krzyknie „cięcie", ani „przerwa" i nie wyjdziesz stąd, dopóki on ci nie pozwoli.

– Uspokój się, Mała. Wpadanie w panikę albo rozpacz na pewno w niczym nam nie pomoże. Dasz łyka? – spytał, a ona tylko pokiwała głową. Sięgnęła po wodę mineralną. Wsunęła dłoń pod głowę Coltona, unosząc ją lekko i ostrożnie przystawiła butelkę do jego ust, ale nim zdążył choćby zwilżyć wargi, odsunęła ją gwałtownie.

– A jeśli dodał tam czegoś? – spytała i niewiele myśląc odrzuciła butelkę.

Colton westchnął z rezygnacją i znów zaczął się wiercić, starając się rozluźnić więzy.

– A może to twoja sprawka? – zagadnęła nagle Riley, wpatrując się w Jeffersona, szamoczącego się jak ryba w sieci.

– Co takiego?

– Koniecznie chciałeś ze mną rozmawiać. Może upozorowałeś to wszystko, żeby móc być ze mną sam na sam.

– Zwariowałaś? Nie oszalałem jeszcze.

SiostryWhere stories live. Discover now