37

134 19 112
                                    


– Nalej mi jeszcze, Reggie – zwróciła się do piegowatego rudzielca za barem, przesuwając pustą szklankę w jego stronę. Chłopak uśmiechnął się krzywo i wlepił w nią czujne spojrzenie.

– Chyba masz już dość, a ja nie chcę kłopotów.

– Kłopotów? – zaśmiała się. – Kłopoty to moje drugie imię. Jestem mistrzynią świata w pakowaniu się w gówno – wypluła z siebie z jadem. – A tym blondasem, który był tu ostatnio ze mną, nie musisz się w ogóle przejmować – dodała, puszczając oczko do barmana. – Lej.

Chłopak westchnął ciężko i napełnił jej szklankę, a potem zajął się obsługiwaniem innych klientów. Lacey upiła łyk bursztynowego trunku i obróciła się plecami do baru, leniwym wzrokiem przeczesując tłum zgromadzony w lokalu, jakby miała nadzieję wypatrzeć w nim kogoś znajomego. Chciała się upić, zagłuszyć myśli galopujące w jej głowie z prędkością światła, a przede wszystkim wyciszyć podszepty podświadomości związane z mecenasem i wymazać z pamięci jego zapach, fakturę jego skóry, ton głosu i obraz wpatrujących się w nią jego jasnych tęczówek. Ucieszyłaby się, gdyby ktoś przywalił jej czymś ciężkim w łeb i rano nie pamiętałaby niczego, mogłaby wtedy zacząć wszystko od nowa. I być może sprawić, by Logan naprawdę przestał widzieć w niej tylko nieznośną jędzę, przyprawiającą go o białą gorączkę. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Czasem kiedy patrzył na nią albo gdy rozmawiali, ale tak zupełnie szczerze, pozbywając się swoich masek, wydawało jej się, że była dla niego kimś więcej niż zwykłą, upierdliwą klientką, w dodatku z urzędu. Ale może tylko jej się wydawało? Może podstępny umysł płatał jej głupiego figla, rozbudzając w niej jej dawno uśpioną kobiecość i wrażliwość, którą schowała głęboko w kieszeń w dniu, w którym Neal pierwszy raz próbował się do niej dobierać.

Wróciła do domu, ledwo trzymając się na nogach. Był środek nocy, a właściwie to chyba zaczynało już świtać. Po omacku, nie zapalając światła, jakimś cudem udało jej się dotrzeć do lodówki. Wyciągnęła z niej małą butelkę wody mineralnej i opróżniła niemal jednym duszkiem. Oparła się czołem o zimną, chromowaną powierzchnię lodówki i zrobiła kilka głębokich wdechów.

– Ktoś powinien w końcu utemperować twój charakterek, a Audrey najwyraźniej nie potrafi tego zrobić. Łazisz gdzie chcesz, wracasz kiedy chcesz, dom traktujesz jak hotel, a swoją siostrę jak pieprzony bankomat, który sra kasą.– Prychnęła pod nosem na te słowa, ale nim zdążyła zebrać myśli, by cokolwiek powiedzieć, poczuła jego silne dłonie na swoich biodrach i twarde, męskie ciało tuż za sobą. – Powinnaś zacząć zarabiać – wymruczał jej do ucha. – Mogę ci pokazać, w jaki sposób zrobisz to najlepiej.

– Odwal się – warknęła, usiłując mu się wyrwać, ale podchmielona alkoholem nie znalazła w sobie dość siły. – Będę wrzeszczeć – uprzedziła, gdy pchnął ją na kuchenne szafki aż jęknęła głucho, a potem zaczął napierać na nią całym ciałem aż dobitnie poczuła na pośladkach twardy dowód na to, na co właśnie miał ochotę.

– Krzycz do woli – zaśmiał się, podciągając do góry jej spódniczkę. – Audrey jak zwykle spędza wieczór w wydawnictwie, więc zdaje się, że jesteśmy sami, mała – dodał i chwyciwszy ją za włosy, pociągnął, zmuszając, by odchyliła głowę w bok. – I co? Nagle zabrakło języka w gębie?

– Pożałujesz tego, pieprzony skurwielu!

– Nie rozśmieszaj mnie – wysyczał jej do ucha. – Z twoją reputacją i zdolnością do pakowania się w kłopoty raczej nikt nie uwierzy, że to ja dobierałem się do ciebie – dodał, nogą rozsuwając jej stopy.

SiostryWhere stories live. Discover now