13

172 22 45
                                    


Czuła się wiecznie zmęczona, miewała zawroty głowy, a kiedy któregoś dnia zasłabła na zajęciach, postanowiła zrobić badania krwi. Sądziła wtedy, że los pokarał ją za nieodpowiedzialne zachowanie, czyniąc ją i Setha rodzicami jakiejś malutkiej istotki, która będzie rozwijała się pod jej sercem. Na tamten moment uważała, że to najgorsze, co mogło się jej przytrafić, ale niedługo później okazało się, że ciąża, byłaby jej najmniejszym problemem i teraz wiele oddałaby za to, żeby tak właśnie było. Na wszystkie sposoby zaklinała rzeczywistość, modląc się by to wszystko okazało się jakąś koszmarną pomyłką, ale los właśnie okrutnie zaśmiał się jej w twarz, a teraz patrzyła na lekarza wpatrującego się w jej wyniki badań, z trudem przełykając gulę, która stanęła jej w gardle już w momencie, kiedy ocknęła się w karetce. Domyślała się, co usłyszy i z całą pewnością było to coś, czego nie chciała usłyszeć nigdy, a co było jedynie dobitnym potwierdzeniem tego, co wywnioskował jej lekarz, kiedy poszła do niego z wynikami badań krwi.

– Musisz poddać się leczeniu. Jak najszybciej w przeciwnym razie twoje naczynia krwionośne staną się bardzo cienkie, w końcu popękają, pojawią się siniaki, ryzyko krwotoku wewnętrznego, przełom blastyczny – spojrzał na nią jakby chciał się upewnić czy rozumie, co do niej mówi. – To sytuacja, w której w krwi chorego nie ma ani białych, ani czerwonych krwinek, same komórki blastyczne....

Od tamtego dnia słowa lekarza nieustannie dźwięczały jej w uszach, a ona zaczęła czytać wszystko, co udało się jej znaleźć w sieci, ale to tylko jeszcze bardziej ją dołowało. Skupiła się więc na nauce, choć nie było to łatwe. Zaliczyła jednak wszystkie egzaminy przed terminem i postanowiła spędzić święta z siostrami, mając nadzieję, że choroba da jej jeszcze tych kilkanaście dni.

– Ellie...

Łagodny głos Tony'ego wyrwał ją z rozmyślań. Siąknęła nosem, wierzchem dłoni otarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku i spojrzała na niego, wysilając się na uśmiech. Chciała być silna, nie poddawać się, wierzyć, że wszystko skończy się dobrze i z takim postanowieniem przyjechała do domu, ale nie przypuszczała, że będzie to tak trudne. Zresztą nie tak to wszystko miało przecież wyglądać.

– Jak się czujesz? – spytał, wpatrując się w nią z troską wyraźnie malującą się w stalowoszarych tęczówkach.

– Lepiej.

– Zadzwonię do Audrey, powinna wiedzieć.

– Nie! – zaoponowała Ellie, chwytając Tony'ego za nadgarstek nim zdążył odejść od jej łóżka i wybrać w swoim telefonie numer jej siostry. – Proszę – szepnęła cicho, wlepiając w niego zaszklone spojrzenie.

– Oszalałaś? Chcesz to ukrywać?

Ellie pokręciła głową przecząco i westchnęła cicho, a potem odwróciła wzrok, by nie patrzeć w jego oczy i zaczęła nerwowo skubać szpitalną pościel. Tak. Chciała to ukrywać. Chciała spędzić święta z siostrami, a potem wrócić do Princeton i nikomu nic nie mówiąc poddać się leczeniu. Załatwiła sobie już nawet indywidualny tok studiów. Teraz musiała nieco zweryfikować swoje plany, ale jeśli miała być szczera sama ze sobą, cieszyła się, że Tony poznał prawdę, bo przynajmniej nie musiała już tego dźwigać sama.

– Noelle... – westchnął, nakrywając jej drobną dłoń swoją, jakby w ten sposób chciał ją zmusić, aby spojrzała na niego, ale ona opuściła głowę, ukrywając się przed nim za kurtyną ciemnych włosów i starając się przełknąć gulę, która ścisnęła jej gardło, utrudniając oddychanie. – Skrzacie...

– Jeśli to mają być moje ostanie święta, to chcę je spędzić z siostrami w domu, a nie na szpitalnym łóżku – wydusiła z siebie w końcu, niepewnie unosząc głowę i szukając spojrzenia O'Donnella. – Rozumiesz mnie, prawda?

SiostryOnde histórias criam vida. Descubra agora