4, czyli ZIMA

17 1 0
                                    

ZIMA!!! Aaaaaaa! No chyba widzicie, jak ją lubię. Po okładce. Co prawda to z sezonu rok temu, a teraz skupię się na tym, co był jeszcze rok wcześniej, ale... Aghh. Zima.

Ogólnie to piszę o tym, bo w sumie to była pierwsza zima, w której robiłem coś innego niż jeżdżenie na snowboardzie. 

Ogólnie wrzuciłem tam na górę "Deathbeds" bo mam intensywne wspomnienie, że słucham tego podczas wyjazdu na nocną jazdę do Świeradowa (wtedy słuchałem też "And The Snakes Start To Sing", "Hospital For Souls", "Go To Hell, For Heaven's Sake".) Nie, żebym uwielbiał trasę w tej miejscowości. Ogólnie to las jest lepszy. Ale siedząc w aucie ze słuchawkami w uszach i deseczką na dachu, było przyjemnie. 

Do snowboardu wrócimy, ale innym razem. Skupmy się na wątku głównym tej opowieści. 

Ogólnie to parę razy udało mi się odprowadzić kawałek emo i ptaszynę. Zazwyczaj byli przy tym moi znajomi z opowieści kolegów, którzy byli, eee, trochę bardziej ośmieleni i nie bali się np. bawić kapturem emo. Ja zawsze szedłem troszkę z tyłu i patrzyłem. 

Hmm, kaptur emo. Ogólnie miała ona zajebistą płaszczokurtkę, w kolorze pergaminu. Na górze miała rozpinany kaptur. Kiedy był on opuszczony, rozdzielony na 2 części i ukazywał jej czerwone włosy to emo wyglądała od tyłu trochę jak Triss Merigold z Wiedźmina 3. Zawsze tak mi się kojarzyło. 

Dobrą stroną sytuacji z kolegami jest to, że oni zazwyczaj skręcali wcześniej, zostawiając mnie z emo i ptaszyną. Nie żebym nagle przestawał się wstydzić, dalej byłem trochę małomówny. No ale przynajmniej mogłem sobie pomyśleć, że to chyba miło, że zostaję dłużej niż inni. 

W końcu nadszedł dzień, w którym kolegów nie było w szkole, więc jakieś 100 metrów od drzwi piekieł (szkoły) podpiąłem się do emo i ptaszyny. Pogadaliśmy, a potem musieliśmy zejść po schodkach. Emo weszła na stopnie. Ptaszyna weszła na stopnie. Ja wszedłem na trawę obok i spektakularnie się wypierdoliłem. Prosto na śnieg. 

Ja jebe, co to był za epicki fail. Podniosłem się, czerwony jak burak, i zrzuciłem rumieńce na mróz. Po chwili zauważyłem jednak - przynajmniej tak mi się zdawało - że emo nie patrzy na mnie z zażenowaniem, a z czystą radością w oczach. Zasłaniała delikatnie ręką usta ale i tak widziałem, jak jej ciało drży ze śmiechu. Pomyślałem sobie, że chyba też mogę się roześmiać. Wtedy w trójkę nie wytrzymaliśmy i zaczęła się beka na pół ulicy. W końcu trochę ucichliśmy i poszliśmy dalej. Po drodze zauważyliśmy reklamę herbaty bąbelkowej. Wzbudziła ona nasze zainteresowanie, ale oparliśmy się jej heroicznie i poszliśmy dalej. 

Tym razem odprowadziłem ją do jej domu. 

Eee. Tu zaczyna się taki mały plot twist. 

Dom był domem dziecka. 

Ogólnie nie śmiałem się ani nic, ale myślałem, że zaraz będę musiał iść. Myliłem się. Nikt mnie nie wykopał ani też nie powiedział "To do jutra", więc uznałem to za cichą prośbę, bym jeszcze troszkę został. Nie myliłem się chyba, bo po 30 sekundach emo zaproponowała:

- Ej, to my się przebierzemy z ptaszyną w coś cieplejszego i zrobimy wszyscy razem wojnę na śnieżki. Co Wy na to?

Spojrzałem w dół, na moje spodnie z ogromną dziurą na kolanie. "Nie fair", pomyślałem. "Mają przewagę i pewnie obie mnie natrą". Ogólnie jednak nie mówiłem nic na głos.

Po 5 minutach dziewczyny wróciły z góry, ubrane w dosyć brzydkie kombinezony (lol, kombinezon, jakie to słowo jest bekowe xd). Zaczęło się. 

Na początku emo trzymała w sumie moją stronę i we dwójkę znęcaliśmy się w zimowym stylu nad ptaszyną, ale oczywiście sojusz jajników nie pozwolił, by trwało to zbyt długo. Tak, zgadliście. Minutę później leżałem w śniegu, a moja twarz była nacierana śniegiem. Było to super oprócz faktu, że wlazł mi on do dziurek od nosa i zacząłem się dusić. Od mrozu piekło mnie kolano. Mimo to się śmiałem. Poleżałem tak jeszcze chwilę, aż do momentu, w którym zaczęło brakować mi tlenu, a kolano czuło się, jakby potrzebowało amputacji. Zerwałem się na  nogi i wydmuchałem nosem śnieg. Też ze śmiechem. Dziewczyny stały obok, wielce z siebie kurwa zadowolone. Uśmiechnąłem się tylko. Z późniejszych czynności na zewnątrz pamiętam, że ptaszyna wsiadła na takie małe plastikowe autko, zjechała kawałek z górki i wpierdoliła się przez krawężnik do śniegu. Emo rzuciła się na nią z zamiarem natarcia a skończyło się na tym, że ptaszyna udawała, że rucha jej nogę. Nie pytajcie się mnie czemu. Do dziś tego nie ogarniam. W sumie może emo podzieli się ze mną powodem na priv, hm? 

DRAMATYCZNY ROMANTYCZNY DRAMAT, czyli CO ROBIŁEM OSTATNIE 2 LATAWhere stories live. Discover now