5, czyli PODRÓŻE DO SZKOŁY

26 2 9
                                    

Ogólnie wspólne podróże do szkoły zaczęły się w zimie. Akurat mniej więcej w tym czasie, kiedy miałem fazę na najcięższe klimaty muzyczne, jakie dotychczas odkryłem - deathcore (powyżej BMTH - "Diamonds Aren't Forever"), death metal, black metal etc.). Serio, słuchałem tego mnóstwo i zostałem czymś w stylu naczelnego satanisty w mojej klasie (jezu, czy naprawdę nikt nigdy nie przetłumaczył sobie żadnej dobrej deathcorowej piosenki? Poza tymi które mają w sobie wersy brzmiące "So just fuck yourself you stupid fucking whore" (eee, to też BMTH, ale w swoich nieco mniej ambitnych utworach xd) lub "Fire up the chainsaw/Hack all their heads off" (Cannibal Corpse, nigdy ich nawet nie lubiłem) (hańba dla mądrych metalowych tekstów xD) to metal ma naprawdę wzruszające teksty. Eeee, odbiegłem od tematu. A wracając do głównego wątku, to na wiadomość od emo oczywiście odpisałem, że pewnie, czemu nie. Zapytałem, gdzie się spotkamy. Po chwili namysłu doszliśmy do porozumienia, że schody, przy których się wyjebałem, to idealne miejsce. Były one ulokowane gdzieś mniej więcej w połowie naszych wspólnych dróg, więc nikt nie miał ani dłużej, ani krócej. Do czasu. 

Na szczęście tego dnia mieliśmy na TRZECIĄ lekcję. Inaczej spóźniłbym się na tyle, że samo pójście do szkoły byłoby w ogóle pozbawione sensu. W momencie kiedy doszedłem do schodków, nikogo nie było. What a surpriso. Ale to nic, bo w sumie zawsze chodziłem szybciej od rówieśników (kondycję zdobyłem, taszcząc snowboard na freeride na kotły. Bilety na wyciąg kosztują majątek, nie miałem wyboru!). W każdym razie czekałem jeszcze z 10 minut, po czym zacząłem się zastanawiać, czy ktoś mnie tu przypadkiem nie wystawił. Napisałem więc do emo szybką wiadomość o treści: "Yyy no hej, where r u?". Ku mojej radości odpowiedź przyszła dość szybko. Ku memu smutkowi brzmiała "Dopiero wychodzimy, bo ptaszyna musiała się jeszcze wysrać". Mogłem się tego spodziewać przy kimś, kto bezwstydnie puszcza bąki na cały pokój. 

W tym momencie pragnę zauważyć, że jestem wyjątkowo cierpliwym i wyrozumiałym mężczyzną. No, chłopakiem. W sumie to też trochę pizdą (XD). W każdym razie dzięki kombinacji tych wszystkich przymiotów nie wkurwiłem się i nie poszedłem do szkoły sam, a odpisałem "spoko, to podejdę po Was". I wyruszyłem. 

Jak się to tak szybko pokalkuluje, to sprawiedliwie by było spotkać się w połowie ich drogi, odejmując wspólny kawałek do szkoły, co nie? Sprawiedliwie oczywiście nie było. Po przejściu 3/4 drogi do domu dziecka wreszcie ujrzałem w oddali (czyli przy Netto) emo i ptaszynę. Zmierzały w moją stronę, niezwykle powolnym krokiem. Nie denerwowałem się. Czemu miałbym to robić? W sumie mieliśmy lekcje dopiero za godzinę, a może jeszcze dostanę kawałek czekolady. Oj tak, nawet z tej ogromnej odległości 30 metrów moje sprawne, młode oko wypatrzyło czekoladę oreo. Osobiście wolę Wawela krówkowego albo tę z okienkiem i orzechami, ale ta akurat milka wpisywała się wysoko na liście moich ulubionych słodyczy, toteż po przejściu trzech czwartych mojego miasteczka byłem wręcz szczęśliwy, że nie robiłem tego na marne. No bo; wiecie; będzie i emo, i czekolada. W końcu. Życie potraktowało mnie sprawiedliwie. 

Wszystko przebiegło po mojej myśli: Przytulas z emo na dzień dobry, a potem kostka czekolady na dopełnienie dobrego humoru. Po drodze do szkoły nie nudziło nam się, mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy. A szczególnie w trójkę. Słowa wylewały się z nas niczym żarcie z rogu obfitości. Na polski przybyliśmy w dobrych humorach. 

Co do lekcji, tego dnia było ich sporo, ale luźnych. Poza polskim. Prowadziła go wymagająca nauczycielka, strasznie oschła na lekcjach. Jednak uwierzcie, jeśli spotka się ją na etyce (prowadziła ją od następnego roku) lub na mieście, zmienia się z oschłej maszyny do eliminacji nieprzygotowanych ofiar w naprawdę miłą i inteligentną starszą panią. 

Wróciliśmy też razem. W sensie, nie ja z panią od polskiego, tylko ja z emo i ptaszyną. W szkole nie gadaliśmy mega dużo, ja siedziałem raczej z kolegami, emo chodziła na fajki z koleżankami. Główna forma szkolnej komunikacji w naszym przypadku była (uwaga, cringe): SMSem. Serio. Zdarzały się sytuacje, że patrzyliśmy na siebie z dwóch różnych stron korytarza i zamiast pogadać, pisaliśmy do siebie z komórek. Chyba oboje byliśmy naprawdę nieśmiali. Może nieco za bardzo. 

Tego dnia emo również zaproponowała, żebym jeszcze u niej został. Zgodziłem się jednak tylko na pół godziny, potem musiałem zapierdzielać na lekcje dodatkowego angielskiego. Nie żałowałem tych 30 minut. Posiedzieliśmy u niej w pokoju, tym razem bez ptaszyny. Pooglądaliśmy jej zdjęcia, zdołałem także dostać opieprz za to, że nie przepadam za Harrym Potterem. No co. Mój tata puścił mi Więźnia Azkabanu jak byłem jeszcze bardzo mały, a pamiętam, że tam był taki straszny śmierciożerca, którego potem bałem się po nocach. Uraz do HP został mi na długo, chociaż z dumą przyznam, że jakiś czas temu przemogłem się do obejrzenia filmów. Były całkiem spoko. Chyba czas przeczytać książkę. 

Na pożegnanie, już klasycznie, uściskaliśmy się mocno. Tym razem uważałem, żeby nie zmiażdżyć dziewczynie palca moim mokrym od śniegu traperem. Po wyjściu, z miłym, ciepłym uczuciem w brzuchu, pobiegłem na angielski. I tak byłem już spóźniony. 

Co do angielskiego, nauczyciel jest EPICKI. Mam indywidualne te dodatkowe, a akurat wtedy za zadanie dostałem przetłumaczyć "Murzynka Bambo" na angielski. Tak, żeby brzmiał jak najlepiej. Nauczyciel także spróbował, z czego narodziły się niewielkie zawody. O dziwo udało mi się wygrać. Jak znajdę kartkę, na której mam wpisany mój przekład, przepiszę to w następnym epizodzie xD. Potem śmialiśmy się w internetach z jakichś angielskich virali, no i zrobiliśmy piorunem parę zadań w książce. Po co tracić na to czas, kiedy można oglądać brytyjskie śmieszne koty, nie? 

W dobrym humorze, który z łatwością utrzymywałem cały dzień, powróciłem do domu. Zrobiłem szybciutko lekcje. Całkiem niedługo potem odezwała się do mnie emo. Rozmowa zaczęła się jak zwykle lekko i kreatywnie. Zmieniliśmy kolorki czatu na slytheriński zielony, a emo pododawała węże w każdym miejscu, w którym się dało. Podczas rozmowy przez 90% czasu zajmowaliśmy się śmiesznymi tematami, ale w końcu zeszliśmy na jakieś bardziej egzystencjonalne rozkminy. Dosyć niespodziewanie emo zapytała się, co myślę o osobach, które się tną. Napisałem, że to egoiści, no i to i tak nic nie pomaga. Oh, Bogowie. Jak piszę to teraz, to nie wierzę w siebie samego. Jako 14 latek byłem chyba dość ograniczony. A przynajmniej tak wnioskuję z moich powyższych słów. Nawet nie zauważyłem, kiedy rozmowa wróciła na normalny tor. Wtedy nie traktowałem tego jak coś w stylu spłoszonej sarny, która już prawie zjadła chleb z mojej ręki. Po prostu nie patrzyłem na to w ten sposób. Ale teraz, teraz już wszystko widzę.

Około 22 skończyliśmy rozmowę. O tej godzinie zazwyczaj jestem już śpiący, więc umyłem się, przebrałem w pidżamę i wskoczyłem pod kołdrę. Do emo napisałem jeszcze szybkie "Dobranoc", zanim zapadłem w mocny sen. Tak btw, podobno głośno chrapię. Wtedy nawet udało mi się zbudzić mamełe.

OK, to by było na tyle tutaj. Ósmego jadę na 10 dni na wakacje, więc troszkę mnie nie będzie. Jeśli zdążę, napiszę jeszcze jutro Reynico. Na wyjeździe będę miał tylko komórkę, więc może ewentualnie pojawi się jakiś krótki one shot. To wszystko na teraz. Bajo!

DRAMATYCZNY ROMANTYCZNY DRAMAT, czyli CO ROBIŁEM OSTATNIE 2 LATAWhere stories live. Discover now