9, czyli JESZCZE NIE WIEM, CO

13 2 0
                                    

Hmm, jeszcze nie wiem, co tutaj napisać. To jednak cholernie trudne, zachować całą tę chronologię, pisząc o czymś, co działo się 2 lata temu. Ale myślę, że jak tak będę klepać w klawisze, to wena sama przyjdzie. 

No i jest. Tak patrzyłem na ten ostatni rozdział i zapomniałbym napisać o tym, że przecież na desce jeździłem też z Emo. Jako nauczyciel. 

Ogólnie to było to super uczucie. Dzielenie się z kimś czymś, co lubisz robić, to jedna z fajniejszych rzeczy, jakich doświadczyłem w życiu. Ponadto myślę, że jeśli to robisz, musisz kogoś naprawdę lubić. Przynajmniej ja tak mam, że nie splamiłbym honoru snowboardu, ucząc jakiegoś frajera. 

Co do emo, na weekendy jeździła do Karpacza, do siostry. No a w Karpaczu też są stoki. Pamiętam do dziś, jak się bałem tam przyjechać po raz pierwszy, jako jej chłopak. Czułem się dość dziwnie, wchodząc do środka. Do jej pokoju, całkiem dużego. Wtedy też dałem jej rysunek, który był załącznikiem do prezentu urodzinowego. Takie duże I <3 You z biologicznym sercem zamiast tego emotikonkowego, powiedzmy. Aktualnie rzecz ta wisi u mnie i wygląda tak:

Nie wiem, czy też macie to do góry nogami, ale nevermind xD

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Nie wiem, czy też macie to do góry nogami, ale nevermind xD. Nie jest to jakiś rysunek najwyższej jakości, ale mam do niego pewien sentyment. Siostra emo nie była zła. Polubiła mnie, bo powiedziałem jej dzień dobry. Oznajmiła, że wcześniejsi faceci emo nie mieli tego w zwyczaju, a ja w końcu jestem jakiś normalny. Szybko się dogadaliśmy, tak samo jak z resztą tej małej rodzinki: Babcią, chłopakiem siostry, ich dzieciakiem. Wszyscy dość szybko mnie polubili, z wzajemnością. Po południu poszliśmy z emo na stok. Wypożyczyła deskę. Nie było prawie nikogo. I dobrze. Mieliśmy dużo miejsca na naukę. Ogólnie byłem dość zszokowany tym, że na drugiej lekcji w życiu emo wjeżdżała już normalnie orczykiem do góry. Mnie nauka wjeżdżania czymś, o nie jest kanapą, zajęła chyba milion lat. Od razu więc założyłem, że napotkałem istny talent i postanowiłem, że nauczę ją jeździć, chce czy nie. Obecnie ma mega zajawkę i jestem z tego dumny. Czekamy na zimę. Bardzo. Pamiętam, że na pierwszej lekcji mogła zjechać z góry na dół bez gleby. Może i jeszcze bez skrętów, ale to było coś jak na łącznie 1,5 godziny jazdy w życiu. Pamiętam też sporo gleb na orczyku. Boże, jakie to były śmiechy, masakra. Wróciliśmy rozpromienieni. Na szczęście jej się spodobało. Co do tamtego okresu, oglądałem też nałogowo taki film, The Art Of Flight. O snowboardzie. Jak się przeczeka gadanie, naprawdę urywa dupę. Piosenka z mediów to z tej właśnie produkcji. Snowboardowo i kinematograficznie, jedno wielkie wow. Żałuję, że nie byłem na tym w kinie. 

Co do dalszych wydarzeń, emo w końcu zaczęła chodzić na informatykę. Prawda, trochę ja ją zmuszałem, ale wolałem, żeby miała te 50% obecności. Do końca gimnazjum bała się pana od informatyki, który jak dla mnie był jednym z fajniejszych nauczycieli w szkole. Emo udało się zdać, a w 3 klasie miała 4 na koniec, więc naprawdę się poprawiło. W ogóle zaczęła się lepiej uczyć. Dokładniej, zaczęła się uczyć, bo wcześniej w ogóle tego nie robiła. No i totalnie obiektywnie na to patrząc, przyniosło to dobre skutki. Zdała do III klasy bez problemu. Dostała się do wymarzonego technikum. Jestem z niej dumny. 

Czy jest coś co ucierpiało na naszym związku? Prawdopodobnie moi starzy znajomi. Ale teraz tego nie żałuję. Z jednym mam dobre relacje. Dwóch innych już wcześniej zaczęło się zadawać z jakimiś dresami, co urządzają sobie melanżyk co tydzień. Ogólnie, mając 16, 17 lat, można się czasem upić. Spoko. Tylko że zgonowanie i bycie zjaranym co tydzień to nie dla mnie. Z ukłuciem bólu musiałem ochłodzić relacje z jednym z moich najlepszych przyjaciół, bo po prostu nie dopowiadało mi to, że jak gdzieś idziemy, musi być alko albo te dresy z ekipy. Czasem trochę mi tęskno do tych czasów, kiedy się przyjaźniliśmy, ale cóż. Najważniejsze, że moje relacje z Korrosem i Dulionem pozostały nienaruszone. Zerwania tych przyjaźni chyba bym nie zniósł i nawet nie chcę sobie wyobrażać sytuacji, które mogłyby do tego doprowadzić. W ogóle co do przyjaźni na pewną odległość, zauważyłem sobie, że wcale nie są słabsze. Są mocniejsze. Szczególnie jeśli podzielacie jakąś pasję. To daje powód, żeby czekać na spotkanie. Ponadto rzadziej się widzicie = rzadziej się kłócicie.  Odzywacie się do siebie przeważnie w dobrych sprawach. Kiedy już się widzicie, następuje przypływ radości. Więc uwierzcie mi, jeśli macie przyjaciela gdzieś daleko, a jest to prawdziwy przyjaciel, nie ma powodu do obaw. Mówię z mojego krótkiego doświadczenia życiowego. 

Co było dalej?

Dzień po dniu zbliżał się koniec drugiej klasy. Ptaszyna znalazła sobie faceta. We czwórkę stworzyliśmy świetną paczkę. Emo zaczęła się uczyć grać na gitarze, potem nauczyła i mnie. Znaczy się, umieć to jeszcze nie umiem, ale się uczę. Do emo trochę mi brakuje, ale zabawy przy tym jest mnóstwo. Niestety, po dość długim czasie nasza paczka rozpadła się ze względu na kłótnię emo i ptaszyny. Z dobrych wieści, ich relacje zaczęły się chyba teraz trochę ocieplać. Parę razy znowu wyszliśmy gdzieś we czwórkę. Może uda się wrócić do tamtego stanu rzeczy. Pamiętam, jak szlajałem się czasem z chłopakiem ptaszyny po mieście. Jedno z fajniejszych wspomnień to jak wspięliśmy się na dach chronionej, opuszczonej huty szkła. Tam trochę posiedzieliśmy, posłuchaliśmy muzyki, pogadaliśmy, nie daliśmy się zauważyć ochronie, a potem poszliśmy do lasu, w którym 20 lat temu zamordowano ciężarną kobietę. Było przygodowo. Podobało mi się. Do teraz są takie momenty. Zdecydowanie za nimi przepadam. 

Ogólnie, mogę śmiało powiedzieć, że nie nudzę się w życiu. Jest trochę spokojniej. Ale dzięki temu momenty z odpałami albo przygodami stają się dużo smaczniejsze. Ponadto zapoznałem się z treścią Harrego Pottera. To jest jednak całkiem fajne. I nie takie straszne XD.

Co do jeszcze innego wspomnienia, starego, poszliśmy kiedyś we czwórkę nad rzekę. Złapaliśmy jeszcze paru znajomych. To była jakaś szkolna uroczystość, pamiętam. Nie było lekcji. Emo się najebała. Potem spała na kamieniu, a ja jej pilnowałem. Pamiętam moment bólu, w którym musiałem iść na godzinę na angielski. Zostawiłem ją mojemu staremu przyjacielowi (tym, z którym osłabiły się kontakty), żeby jej pilnował. Kiedy wróciłem, poszliśmy jeszcze na trochę na miasto. Wszyscy byli już trzeźwi. Nie piliśmy jakoś mega dużo. Pamiętam, że to był spoko dzień. Ciągle chodziliśmy uśmiechnięci. 

A potem przyszły wakacje. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 16, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DRAMATYCZNY ROMANTYCZNY DRAMAT, czyli CO ROBIŁEM OSTATNIE 2 LATAWhere stories live. Discover now