Rozdział 11.

4.1K 280 279
                                    

- Potter, masz napisać na pergaminie dwieście razy ‚W następnym pojedynku, będę panować nad swoimi emocjami.', a ty, panie Malfoy ‚Nie będę bronić się nieodpowiednimi zaklęciami podczas pojedynku.', bez samopiszących bądź zaczarowanych piór. - warknął tuż przed chłopcami z dziwnym błyskiem w oku. Nie mogli uwierzyć, że z pośród tylu możliwych kar, Snape wybrał akurat taką. - No już! - natychmiast zaczęli kreślić pierwsze zdania. Severus w tym czasie sprawdzał jakieś pracę co chwila prychając pogardliwie. Harry chwila po chwili wymieniał się spojrzeniami z Draconem, mało nie chichocząc pod wpływem miny Malfoy'a, która wyrażała jakby ból fizyczny.

Po kilkudziesięciu powtórkach tego samego zdania naprawdę się zmęczyli. Ich prawe ręki były wyczerpane monotonnym działaniem. Snape nadal ślęczał pochylony nad absurdalnie głupimi esejami. W pewnym momencie Harry roześmiał się dosyć głośno co ani trochę nie umknęło Mistrzowi Eliksirów. Uśmiechnął się podle i powiedział pełnym jadu głosem.

- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru plus pięć dodatkowych zdań, Potter.

- A-ale profesorze...

- Kolejne pięć. Dalej chcesz się licytować, Potter? - zmrużył oczy na co Harry momentalnie spuścił wzrok i powrócił do pracy. - Tak myślałem.

Draco przyglądał się całej sytuacji kontem oka z rozbawieniem. Oczywiście ukrytym rozbawieniem, pod tą cholerną maską obojętności, której brunet tak nienawidził. Nie do końca rozumiał dlaczego nie pokazuje swoich emocji. I jak bardzo ciężko było mu się tego nauczyć. Za wiele się nad tym nie zastanawiał, ponieważ przypomniał sobie, że profesor, który siedzi naprzeciwko nich, bacznie - aczkolwiek zupełnie niewidocznie - ich obserwuje.

Gdy już skończyli byli naprawdę wyczerpani. Snape nawet nie zerknął na ich prace tylko kazał im się wynosić, bo zabierają mu tylko cenny czas. Resztkami opanowania powstrzymali się, aby nie wybiec z sali. Była już cisza nocna, więc wszędzie było pusto i ciemno.

- Już wolałbym sprzątać kociołki... chociaż nie, na pewno nie kociołek Longbottom'a i Finnigan'a. - Draco wzdrygnął się niezauważalnie przypominając sobie jak brudne i poniszczone były. Gryfon nie za bardzo wiedział co powiedzieć dlatego, że nie pamiętał, więc zapadła między nimi niezręczna cisza. Blondyn odchrząknął. - No, ale jeszcze sześć dni, przy tym opuszczenie wycieczki do Hogsmeade i będziemy wolni.

- Hog... co? - zapytał zdziwiony. Draco przewrócił oczami.

- Hogsmeade, kretynie. Taka wioska gdzie od czasu do czasu chodzimy na zakupy, a starsze roczniki przeważnie do barów. - Harry przytaknął na znak, że rozumie. Znowu ta niezręczna cisza... Malfoy nie wiedział co dokładnie się dzieje. Niby pogodził się z Potter'em, ale jakoś nadal nie potrafił spojrzeć na niego pod kątem znajomego bez docinek, a co dopiero przyjaciela. Na tę myśl wzdrygnął się praktycznie niezauważalnie. Jego ostatni żart przewyższał wszystkie inne kłótnie i walki. Miał taki ubaw jak nigdy. W tej chwili Potter był taki bezbronny, taki niewinny... Wierzył we wszystko co się mu powiedziało. Aż prychnął w duchu. Uwielbiał poniżać go na każdym kroku. Zawsze łatwo mu przychodziły wszelkie obelgi skierowane pod jego adresem (jakiegokolwiek ucznia też, rzecz jasna) i cholernie przyjemnie było mu patrzeć na jego krzywą twarz. Z zamyśleń wyrwał go ten znienawidzony głos.

- Em... Malfoy. - blondyn poczuł rękę na swoim ramieniu. Automatycznie się spiął. Strzepnął rękę, ale spojrzał mu w oczy. - zamyśliłeś się. Już jesteśmy przy waszym portrecie. - Draco odchrząknął.

- W takim razie do zobaczenia jutro na Eliksirach, Potter. - wysyczał i wszedł do Pokoju Wspólnego Slytherin'u. Harry zmarszczył brwi. Wzruszył ramionami i pomaszerował do swojego dormitorium.

Potion of oblivion | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz