1. Cersei I: Dwór żywiołem damy

165 4 0
                                    

Nigdzie indziej niż na dworze nie czuła się tak bardzo na miejscu, wspaniale odnajdywała się wśród intryg, kłamstw i przepychu. Żadna kobieta nie mogła się z nią równać. Nawet królowa z wiekiem straciła urodę i uśmiech. Lannisterowie nie ulegali tak łatwo.

Sięgając po kieliszek posłała wujowi Gerionowi lekki uśmiech. Mrugnął, płynnie odbijając partnerkę Lucerysowi Velaryonowi. Starszy nad okrętami skrzywił się, wpadając w pulchne dłonie Lollys Stokeworth. Idiotka zdawała się nie przejmować, że wino, które rozlała godzinę wcześniej nadal plami jej sukienkę. Czy tak trudno było wyjść i się przebrać, aby nie krzywdzić oczu postronnych?

Cersei westchnęła i wróciła do przepiórki w cytrynach. Gdy tylko poczuła pierwszy kęs, jej podniebienie zamrowiło z rozkoszy. Nowy królewski kucharz sprawował się zdecydowanie lepiej od poprzedniego. Może powinna poprosić lorda Tywina, aby przeniósł go do Casterly Rock? Taki talent nie mógł zostać zabity jak jego czterech poprzedników.

– Spójrz, Viserysie, jak lady Cersei pięknie je – powiedziała królowa Rhaella. Jej głos zdawał się z dnia na dzień cichnąć coraz bardziej. Niewiele brakowało, aby już całkiem zamilkła. – Powinieneś wziąć z niej przykład, kochany. Spróbuj naśladować jej ruchy! – Uśmiechnęła się lekko, prostując ramiona dziecka. – Nie, nie, nie... To nóż do masła, do bażanta powinieneś użyć tego...

Chłopczyk skrzywił się, ale rzeczywiście zaczął obserwować dziewczynę. Wyprostował się, przesuwając lekko łokcie. Mimo pełnych gracji ruchów typowych dla potomków Valyrii, cały czas widać było niedociągnięcia. Często za bardzo się pochylał lub unosił łokcie, albo mylił sztućce. Cersei kiwnęła mu głową z zachęcającym uśmiechem, gdy w końcu udało mu się przybrać idealną imitację jej postawy.

Jego proste włosy spięto, a złota ozdoba, którą się do tego posłużono, pięknie kontrastowała się ze srebrnymi puklami. Zaczął jeść, mając się na baczności przy każdym ruchu, czym zasłużył sobie na komplement królowej. Fioletowe oczy wpatrywały się w skupieniu w talerz, a blade dłonie poruszały się wolno i hipnotyzująco.

Był zaledwie trzy lata młodszy od Tyriona, a już urzekał pięknem, stanowiąc całkowite przeciwieństwo dla obmierzłego karła, który wiecznie potykał się o zdeformowane nogi a twarzą mógł straszyć małe dzieci.

Zacisnęła pięść na nożu i przymknęła oczy. Hańba rodu Lannisterów, która zabiła jej matkę. Do dziś nie rozumiała, dlaczego ojciec pozwolił mu kalać Casterly Rock istnieniem. Mógłby powiedzieć, że dziecko urodziło się martwe. Nikt nie przejąłby się trupem brzydkiego dziecka na ulicy Lannisportu.

Rozluźniła palce i dyskretnie rozejrzała się, czy ktoś nie zauważył tego przejawu słabości. Dama nie mogła okazywać zdenerwowania. Na całe szczęście główny stół niemal całkiem opustoszał za wyjątkiem zajętej Viserysem królowej i Wielkiego Maestera Pycelle'a, który nie widział świata poza nadziewanym indykiem. Prawie wywróciła oczami.

Służąca dolewała właśnie wina, gdy na Cersei ujrzała zbliżającego się do głównego stołu wpatrzonego w nią mężczyznę. Wzniosła oczy ku pokrytemu mozaiką sufitowi. Czym sobie zasłużyła?

– Moja pani, czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i ze mną zatańczyć? – zapytał Jon Connington, młody lord Gryfiego Gniazda.

Miała ochotę odmówić. Odkąd przybyła na dwór, mężczyzna okazywał jej jawną wrogość, szczególnie w obecności Rhaegara. Trochę zajęło zrozumienie, dlaczego, ale w końcu to jedna ze służek zwróciła uwagę na wzrok, jakim ten człowiek obdarza księcia. Pełen bezgranicznego oddania i pożądania. Pełen miłości.

Uśmiechnęła się.

– Z przyjemnością.

Nie mogła go winić. Kto nie zakochałby się w kimś takim? Jedno wspomnienie długich, zręcznych palców na harfie, melancholicznego, żałobnego piękna, rysów godnych samych bogów i oczu o intensywnej barwie ametystów sprawiało, że miękły jej kolana.

Nigdy nie widziała, żeby książę interesował się dziewczętami, ale także nie wykazywał żadnego zainteresowania mężczyznami. Wątpiła, aby Connington stanowił dla niej poważne zagrożenie, a za jego pomocą mogła zbliżyć się do otoczenia dziedzica tronu.

– Czy raczysz mi wybaczyć, wasza lordowska mość, jeśli zapytam, skąd ta nagła zmiana w twoim postępowaniu? – zapytała, gdy stanęli już na parkiecie, spleceni w niewielkiej odległości.

Błękitne oczy powędrowały w stronę jej twarzy. Zarumienił się, a w kontraście z rudymi włosami i brodą przypominał przy tym pomidora. Poprawił rękę na jej talii, zagryzając wargę.

Ciotka Genna zawsze powtarzała jej, że mowa ciała może powiedzieć znacznie więcej niż słowa dworzan, a wielu, szczególnie mężczyźni, było niewprawnych w posługiwaniu się nią. W takich chwilach coraz bardziej doceniała tę radę i siebie za posłuszeństwo.

– Chciałem prosić cię o wybaczenie, lady Cersei. Moje zachowanie wobec twojej osoby było skandaliczne. Proszę, abyśmy zaczęli od nowa.

Nienawidziła sposobu w jaki młody lord się wysławiał. Niezmiernie irytowała ją ta nędzna próba podrobienia dworskiej galanterii. Ciężko było uwierzyć, że miała do czynienia z prawdziwym szlachcicem, a nie prostaczkiem w jedwabiach.

– Raduje mnie nasze pojednanie, oczywiście wybaczam – rzekła wolno, uśmiechając się.

– Doprawdy, masz najpiękniejszy uśmiech na sali, zdaje się rozjaśniać cały pałac...

Zaledwie kilka miesięcy temu książę Rhaegar powiedział do niej dokładnie to samo w obecności Conningtona, chociaż użył piękniejszych słów. Wówczas wywołało to u niej dreszcze i cały dzień szczerzyła się, jednak w ustach lorda Jona brzmiało to pretensjonalnie, nudno i oklepanie.

– Pochlebiasz mi, lordzie – odparła słodko, spuszczając wzrok, jakby zawstydzona, chociaż w rzeczywistości dusiła grymas.

Czego on pragnął? Dlaczego przepraszał? Na dworze nikt nie robił niczego bezinteresownie. Ujrzała, że mężczyzna zerka w bok, również zwrócił tam spojrzenie, jednak dyskretniej. Rhaegar, jej srebrny książę, jedyny smok wśród Targaryenów, skinął szybko głową zza pleców jakiejś damy.

A więc to jego inicjatywa! Dlaczego pragnął, aby Jon Connington ją przeprosił? Czyżby chciał, aby jego przyszła żona i jeden z jego najlepszych przyjaciół dobrze się dogadywali? To miało sens, jednak wcześniej nie wydawał się tym specjalnie zainteresowany. Aż tak dobrze ukrywał uczucia?

Zamyślona ledwo zarejestrowała, że zmieniła partnera. Barton Stokeworth przez cały taniec wychwalał jej urodę, a ona grzecznie przytakiwała i dziękowała, starając się nie krzywić, gdy mylił kroki.

Następny był Myles Mooton, który rozbawił ją ciętym komentarzem na temat Laeny Velaryon. Axell Florent próbował się podlizywać, prawiąc komplementy o lordzie Tywinie, wuj Gerion opowiedział jej zabawną historyjkę o swoim poprzedniku, przy której musiała zagryźć policzki, aby powstrzymać wybuch śmiechu, a Illyn Payne pozostał milczący jak przystało na człowieka bez języka. W końcu trafiła przed oblicze ojca.

– Nie obracasz się w zachwycającym towarzystwie – stwierdził. Jego twarz mogłaby równie dobrze być wykonana z kamienia. – Ani razu nie widziałem cię dzisiaj przy księciu.

Zarumieniła się. To nie jej wina, że trafiła na takich partnerów!

– Przyjdź później do mojego gabinetu – nakazał. – Nie przed godziną wilka oczywiście, ale też nie rankiem. Wyjdź mniej więcej wtedy, kiedy królowa Rhaella. Ewentualnie godzinę później, jeżeli nasi towarzysze będą jeszcze wówczas trzymać się na nogach.

Skinęła głową i natychmiast zdumiała się przemyślnością ojca. Mimo skupienia na rozmowie, pokierował już tuż przed Rhaegara Targaryena, który jak zwykle promieniał tym niebiańskim smutkiem, a jego nieludzko piękna twarz przypomniała jej stare pieśni. Wszyscy ci idealni, przystojni książęta powinni wyglądać właśnie tak.

Pozory myląWhere stories live. Discover now