9. Oberyn I: W poszukiwaniu miłości

36 4 0
                                    

Dolina okazała się zawodem równie wielkim, co Krainy Zachodu. Całkowicie monotonna, pełna pól i otoczona Górami Księżycowymi. Szare niebo przyprawiało go o melancholię, a lodowate temperatury i śnieg zniechęcały całkowicie do czegokolwiek. W dodatku Elia nie czuła się najlepiej. Już po kilku dniach kaszlała, jednak upierała się, aby kontynuować podróż.

– Och, naprawdę myślisz, że pozwolę ci się wymigać od zaręczyn, braciszku? Po moim trupie!

Oberyn również nie miał ochoty zostawać tu dłużej. Nic nie potrafiło zatrzymać jego zainteresowania na dłużej niż kilka minut. Jedyne miasto, Gulltown, nie miało żadnego charakteru. Owszem, widywał sporo ciekawych ludzi, ale raczej trzymali się własnego towarzystwa.

A potem było tylko gorzej. Nikt poza lordem Graftonem nie zaserwował mu czegokolwiek zjadliwego, potrawy były mdłe, wino przesłodzone aż rzygać mu się chciało, gdy zasiadał do stołu. Tęsknił za palącymi przyprawami Dorne.

Cieszył się, że przynajmniej zabrał Ellarię. Jego nowa faworyta okazywała się lekarstwem na wszelkie zło świata. I to nie tylko dzięki wybitnym umiejętnościom w łóżku, ale przede wszystkim słodkiemu, lecz śmiałemu usposobieniu.

Liczyli początkowo na znalezienie kogoś ładnego, jednak niemal każda kobieta w trakcie rozmowy ujawniała obrzydliwą cnotliwość. W dodatku zainteresowanych własną płcią lub wieloma osobami w łożu ze świecą tu szukać.

Spadkobierca Boltonów przebywający akurat w Redfort był kolejnym zawodem. Przystojny, uprzejmy, miły... niczym się nie wyróżniał. A słyszeli tyle opowieści o obdzieraniu ze skóry w lochach, kompletnym bezprawiu na ziemiach Dreadfort i lodowym spojrzeniu Roose'a Boltona.

Niektórzy twierdzili, że Orle Gniazdo było najpiękniejszym zamkiem w całym Westeros, przewyższającym nawet pod tym względem Wysogród. Oberyn z chęcią przyjrzałby mu się z bliska, obszedł każdy zakamarek zanim dokonałby sądu. Niestety trwała zima, więc lord Arryn przeniósł się do Księżycowych Bram, brzydkiego, szarego fortu bez jakichkolwiek wygód, wtajpiającego się w pobliskie góry. Widziany z tej odległości letni zamek prezentowało się ładnie, ale nie nadzwyczajnie.

Jon Arryn okazał się człowiekiem do bólu praktycznym. Wysoki i barczysty, pozbawiony kilku zębów i z gęstą brodą, grzecznie zaoferował im gościnę, ale nie interesowały go rozrywki. Przynajmniej jego zarządczyni, różowowłosa tyroshijka, zajęła się przygotowaniami do uczty.

Jego bratanek, a zarazem dziedzic, Elbert Arryn, był nudny jak cała dolina, przystojny, grzeczny, ale małomówny, posłuszny wujowi w dosłownie wszystkim. Oberyn już stwierdził, że go nie lubi.

– Wiesz, że to może być w przyszłości twój dobry brat? – powiedziała mu Ashara Dayne, gdy szli do komnat gościnnych. – Jest zaręczony z Catelyn Tully.

– Nie będzie nim – odparł Oberyn. – Nie zamierzam zgodzić się na małżeństwo z jakąś andalską panienką.

Dwóch wychowanków lorda Arryna, Robert Baratheon i Eddard Stark, nie mogłoby się bardziej od siebie różnić. Ten pierwszy wysoki, umięśniony i głośny, drugi niższy, smukły i całkiem spokojny. A jednak zaskakującą dobrze się dogadywali.

– Słyszałam plotki, jakoby Robert Baratheon planował zaręczyny z Lyanną Stark. Ale Eddard... On jest wolny, z wielkiego rodu... Matka nie mogłaby odmówić, a lord Stark nie powinien mieć nic przeciwko córce Dayne'ów dla drugiego syna – mówiła Ashara z zamyśleniem.

– Wszystko lepsze od Yronwooda – odparł Oberyn.

– Jakie mam szanse? Ellario?

– Wygląda na nieśmiałego. Jeśli go nie przestraszysz, padnie ci do stóp.

Pozory myląWhere stories live. Discover now