15. Liczy się każda sekunda.

24 9 7
                                    

Witajcie, dziś w skrócie wam przedstawię ostatnie wydarzenia. Więc obudziłem się w szpitalu, gdzie okazało się, że przez pół roku byłem w śpiączce. To co się działo wcześniej, czyli to, że poroniłem, pokłóciłem się z Julkiem, przystąpiłem do armii Szkarłatnego lidera i tak dalej, było tylko zlepkiem moich myśli i fragmentów historii opowiadanych mnie przez Julka, jak byłem nieprzytomny. Mam z Julkiem syna. Gdy wróciliśmy do domu, nie odbyło się bez kłopotów. Marysia musiała wszystko zepsuć. Obecnie stoję przed samym królem upadłych aniołów, Lucyferem i wykłócam się z moim chłopakiem o bezpieczeństwo jego i naszego syna.
-Julek do cholery! Bierzesz z tond Stefana i uciekacie!-wrzasnąłem.
Blondyn tylko pokiwał głową na znak, że w końcu zrozumiał powagę sytuacji.
-Kochanie, przecież to nie tak miało wyglądać!-Marysia zaczęła wrzeszczeć w stronę lidera.
-Zamknij się! Wciąż nie rozumiesz, że ja chciałem cię tylko wykorzystać! Posłużyłaś mi jako przynęta i tyle!-Lucyfer zaczął się na nią wydzierać.
Julek w międzyczasie wykorzystał nieuwagę napastnika i pobiegł na górę.
-Jak możesz?! Mieliśmy być przecież rodzinom! Obiecałeś!-zaczęła płakać.
-Tak, ale ja jestem upadłym aniołem, co oznacza, że nie muszę dotrzymywać obietnic.-popchnął Marysie, która upadła na ziemię.
-Przestań! Nie masz prawa jej krzywdzić. Jej i malucha.-zasłoniłem ją swoim ciałem, ale tak aby zachować odległość.
-Zamknij się, ty nie masz tu nic do gadania!-zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać.
-Czy ty w ogóle wiesz jaką teraz krzywdę wyrządzasz? Wiem co cię spotkało i wiem też, że z tego powodu bardzo cierpisz, ale to nie oznacza, że możesz mścić się na każdej żywej istocie.-mówiłem ze spokojem w głosie.
W międzyczasie Julek zszedł z małym na rękach i pobiegł w stronę wyjścia. Udało mu się! Teraz będą bezpieczni.
-Skąd ty mały skurwielu o tym możesz wiedzieć!-złapał mnie za bluzę i podniósł do góry.
Hm, czy tylko ja w tym momencie mam takie DŻW (czyt. de ża wi)?
-Nie wiem nawet jak ci to wyjaśnić. To jest dosyć skomplikowane.-odparłem lekko się dusząc.
Ewidentnie lider stracił już cierpliwość. Ze wszystkich sił rzucił mną o najdalszą ścianę domu. Boli jak cholera. Ledwo mogę się podnieść. W dalszym ciągu nie odzyskałem w pełni sił. Lucyfer jest ode mnie większy i silniejszy. Jak tak dalej pójdzie to przegram, a w tedy bez problemu będzie mógł robić co mu się żywnie podoba. Lucyfer wziął nuż z blatu kuchennego i w dalszym ciągu szedł w moją stronę.
-Czas pożegnać się z życiem!-wykonał zamach nożem.
Niestety nie udało się mi w pełni uniknąć jego ciosu i dostałem w prawe oko. Boli niemiłosiernie i mocno sączy się krew. Po chwili znów się zamachnął, ale tym razem zdołałem złapać go za rękę i wybić mu z dłoni broń.
-Przestań do cholery!-wrzasnąłem w niego.
Lucyfer znów mnie podniósł, ale tym razem rozłożył skrzydła i wzniósł się w przestworza. Wyrwałem mu się i o własnych siłach utrzymuje się w powietrzu. Zniknął? Pewnie ten debil skrywa się w chmurach.
-Jesteś idiotą!-wrzasnął lider, ale nie wiem z której strony.
Po dosłownie paru sekundach dostałem cios w brzuch. Gdy się ogarnąłem, znów go nie było.
-Przestań się kryć jak jakiś tchórz!-zacząłem się rozglądać na wszystkie strony.
-Jak sobie życzysz.-zadał mi cios w plecy, między skrzydła.
Nastąpiła duża seria ciosów, które Po ważnie mnie raniły. Ledwo się utrzymuje w powietrzu. Straciłem orientację.
-Zginiesz zdrajco!-wydarł się napastnik.
Zostałem z impetem popchnięty do tyłu. Trzyma mnie mocno. Zaczęliśmy spadać.
-Przestań! To i tak niczego nie zmieni. Nawet jeśli mnie zabijesz to i tak znajdzie się mój następca.-zacząłem się wyszarpywać z jego uścisku.
-To twojego następcę też zabiję. W końcu jest on młody. Nie będzie zbyt ciężko.-wykonał swój złowrogi uśmiech.
W tej chwili zdałem sobie sprawę, że chodzi mu o Stefana. Jesteśmy coraz bliżej ziemi. Złapałem w prawą rękę mój naszyjnik z kamieniem żywiołów i wytworzyłem magiczną ścieżkę wody, po której zaczęliśmy spadać. W końcu wylądowałem na ziemi.
-Ał. To nie było za przyjemne.-mruknąłem sam do siebie.
Otrzepałem się z ziemi i kurzu.
-To jeszcze nie koniec ty mała pokrako!-wrzasnął Lucyfer.
On biegnie w moją stronę, a ja utknąłem w bezruchu. Pięknie.
-Przestań!-wrzasnęła jakaś kobieta.
Nagle osłoniła mnie swoim ciałem, ale nie zachowując dystansu.
-Marysia! Co ty wyprawiasz, do cholery!?-wydarłem się na nią.
-Ratuje ci po raz kolejny dupę, a co nie widać?-zerknęła na mnie.
-Kiedy w reszcie się odczepisz, ty gruby pasztecie!-tym razem głos zabrał Lucyfer.
Czuje się jak w przedszkolu. Ich przepychanki mnie dobijają.
-Marysia idź z tond! To jest sprawa między mną, a nim!-podszedłem do niej.
-Nie ma mowy. Też chce się przydać.-odparła.
Zauważyłem jak on na nas biegnie.
-Uważaj!-odepchnąłem ją na bok.
Oberwałem potężnym ciosem w prawą część ciała. Dosłownie mocne szturchnięcie. Upadłem.
-Czemu jesteś taki uparty!-złapał mnie za włosy j podniósł do góry.
-W przeciwieństwie do ciebie walczę o najbliższych.Mam swój cel w życiu i mogę oddać za niego życie.-kopnąłem go w krocze.
Puścił mnie. Uciekłem od niego na bezpieczną odległość. Łapie za naszyjnik. Chwila. Nie ma go! Rozglądam się w jego poszukiwaniu.
-Tego szukasz omego?-podniósł do góry kamień.
Już miałem zamiar rzucić się na niego, gdy nagle coś, a raczej ktoś w postaci lisa rzucił się na niego i wyrwał mu naszyjnik.
-Julian, do cholery mówiłem ci, abyś uciekał!-wziąłem przyniesiony przez niego przedmiot.
Ten odmienił się w swoją ludzką postać.
-Nie mogłem ci pozwolić na samodzielną walkę księżniczko.-pocałował mnie w nos.
-Czemu nikt z was we mnie nie wieży! Dam radę zobaczysz, wszyscy zobaczą!-lekko odepchnąłem go na bok tak, by po prostu zrozumiał, że nie chce jego pomocy.
-A i jeszcze jedno. Dbaj proszę o Stefana, ale z umiarem.-ostatni raz spojrzałem na Julka.
Zacząłem biec prosto na lucyfera ze łzami w oczach. Ten był lekko zszokowany moim kontratakiem, ale również zaczął biec. Gdy do naszego zderzenia zabrakło zaledwie kilka centymetrów użyłem swojego kamienia żywiołów. Potężna fala wody nas zalała.
Od tej chwili nie było już zupełnie nic takie same.
~Timeskip~
Jestem teraz w zupełnie innym miejscu. To na pewno jest gdzieś na Ziemi, ale gdzie? Oh, pewnie myśleliście, że nie żyję, prawda? No cóż sam tak na początku myślałem, ale to nie prawda. Zostałem wybrany przez poprzednich władców żywiołów i wróciłem na Ziemię. Obecnie mieszkam w jakiejś chatce w środku lasu. Niestety nie wiem co u moich przyjaciół i u mojej rodziny. Chciał bym zobaczyć jak Stefan dorasta, ale nie mogę. Jest on następcą władcy wody i władcy ognia i musi się na tym skupić. Moje pojawienie się w jego życiu mogło by narobić sporego zamieszania. Ale, obiecuje wam jedno. Na tym nasza przygoda się nie kończy. Teraz zacznie się zupełnie nowy rozdział tej historii.

~The End~

Fallen Wings [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now