Rozdział 4

56 3 0
                                    

Dwa tygodnie minęły niewiarygodnie szybko. Do Tantosa nie dotarłam jak się spodziewaliście, mam zamiar go przeszmuglować do piekła i tam się z nim rozmówić, ale to już po bitwie. Moja drużyna liczyła sześć osób, nasze zadanie to pilnowanie dworku. Był on stary, rozlatujący się, ale w środku, w piwnicy był skarb, który mieliśmy chronić przed aniołami. Mein mówiła mi co to jest, ale nie słuchałam. Chcę mieć to za sobą.

Najpierw była pokrzepiająca mowa Pana Piekieł, potem kilka zachęcających słów od generałów a potem wszyscy się rozbiegli. W mojej grupie były zmiany, co jakiś okres czasu zmienialiśmy pozycje. Jako pierwsze przypadło mi obserwowanie okolicy. Byliśmy w środku lasu i jak na wielką i zajadłą bitwę było strasznie cicho. Po czasie w oddali zobaczyłam czwórkę dzieciaków z jakimś wysokim aniołem. Po cichu skradali się w naszą stronę. Wysoki anioł to, jeśli się nie mylę, Archanioł Rafał. Ma rude włosy i jasno zieloną zbroję. Jest on patronem lekarzy, aptekarz etc. razem ze swoimi aniołami podczas bitew opatrują rannych. Nie są groźni. Rafał jest jednym z trzech najsilniejszych archaniołów, ale jest też niezwykle łagodny. Stworzyłam ścianę iluzji, by nie dostrzegli dworu i przeszli dalej. Inny demon pewnie by od razu wszczął alarm, ale to przyniesie tyle śmierci. 

Zmienialiśmy się przez długi czas. Od czasu Rafała, nie widziałam żadnego innego anioła. Szłam długim korytarzem. Po mojej prawej powinna być ściana, ale od wielu lat leżała na podłodze w salonie piętro niżej. Nagle przez salon przeleciał mały anioł. Kierował się do wyjścia na taras. Gdy aniołek tylko zniknął pojawił się Pierwszy Wielki Generał Tartaru. Rozejrzał się powoli po pomieszczeniu. W końcu mnie dostrzegł.

- Gdzie ten bachor poleciał? - bez chwili zastanowienia wskazałam na drzwi na lewo od tarasu, które prowadziły do ogrodu a następnie na zachód, czyli w kompletnie przeciwną stronę niż poleciał anioł. Nim ruszył dalej rzucił mi rulon z wiadomością. Napisane było w niej, że kres bitwy jest bliski i wszyscy mają się wycofać. Ulżyło mi. To koniec.

- Hej chodźcie tu!

-Tak kapitan? - na raz pojawiły się przy mnie demony.

- Zbieramy się. Bezpiecznie jest. Ruszajcie przodem. Upewnię się że nie ma tu żadnych aniołów i ruszam za wami.

Skinęli głowami i tak szybko jak się pojawili, tak też zniknęli. Rozejrzałam się powoli. Cały czas czułam obecność tego Archanioła. Gdy weszłam na piętro, w jednym z pokoi zobaczyłam fortepian. Stary, zakurzony. Wielu klawiszy już nie ma. Nacisnęłam jeden. W ciszy rozległa się zapomniana nutka. Usiadłam na stołku. Moje palce same zaczęły wybierać odpowiednie klawisze. Poczułam spokój, którego nie czułam od bardzo, bardzo dawna. Nawet nie wiem co to za piosenka. Pamiętam że opowiadała jakąś historię miłosną, inną od tych śpiewanych w piekle. Ona była taka, delikatna, dobra, nie zazdrościła, nie unosiła się.

- Skąd znasz tą melodię - wzdrygnęłam się. Powoli odwracając głowę dostrzegłam jasnozieloną zbroję. Przebijając się przez sufit uciekłam z tamtego miejsca. Gdy byłam wystarczająco daleko, by nie widzieć rezydencji, zatrzymałam się. On znał tę melodie. Musiał wiedzieć co ona znaczy, ale skąd ja ją znałam. 

Wiele razy zastanawiałam się czy kiedyś nie byłam przypadkiem aniołem. Jeśli jednak wziąć to pod uwagę, to rodziło się jeszcze więcej pytań. Między innymi, inne anioły powinny mnie rozpoznać. Wiele razy byłam świadkiem jak na polu bitwy spotykały się znajome orszaki. Jak anioły nie mogły pojąć zmiany strony przez ich byłych kompanów. Ja tak nie miałam. Znali mnie tylko przez to że zabiłam Archanioła, a nie znali mnie z czasów przeszłych. Tak jakbym pojawiła się tego dnia i dopiero od wtedy zaczęła istnieć. 

Inny DemonWhere stories live. Discover now