Sztuka potwierdza to, co nieludzkie w człowieku. ~Alain Badiou

105 2 1
                                    


Prolog

Wołali na niego Dwanaście, bo uważali, że jego imię jest zbyt wymyślne na te realia, poza tym nie widywali się z nim na tyle często, żeby je nawet zapamiętać. Nazywanie go po tym jaki numerek widniał na drzwiach jego pokoju było o wiele łatwiejsze. Był mizernym chuderlakiem niewidocznym dla świata. Któregoś dnia z samego rana wyszedł ze swojego pokoju i zaczął chodzić po licznych korytarzach, przyglądając się ukradkiem ludziom, była to jego jedyna rozrywka, na którą też tak często nie mógł sobie pozwolić. Wyglądał przez okno na kolorowe liście, które już odgadywały z gałęzi drzew i na trawę która z dnia na dzień coraz bardziej szarzała. Minęły już ponad trzy lata kiedy ostatni raz pod swoimi stopami miał prawdziwą trawę. Z rozmarzeniem nadal podziwiał widok zza okna, gdy nagle obok niego dosiadła się mała dziewczynka z dwoma blond warkoczykami i o śmiejących się pięknych brązowych oczach. Westchnęła i położyła sobie piłkę na kolanach. Chłopiec z zaciekawieniem patrzył na jej strój; niebieska luźna koszulka i czerwone spodenki, a najbardziej zdziwiły go kolorowe podkolanówki w paski, gdzie jedna była naciągnięta na kolano, a druga była zrolowana tuż przy kostce. Jego stroje zawsze miały kolor, albo granatowy albo szary.

- Nudzi mi się – dziewczynka ponownie westchnęła – A tobie nie?

Nie wiedział jak zareagować, wzruszył tylko ramionami i nadal się jej przyglądał.

- Normalnie czekam tu i czekam, tato mówił, że będzie tu chwilkę, a chwilka już minęła, wiesz. – teraz jej wielkie oczy przyglądały się jemu, nagle uśmiechnęła się szeroko i podniosłą piłkę w górę – Może zagramy?

Chłopiec pokręcił głową, ale dziewczynka nie dawała za wygraną.

- Oj no weź, chodź będzie fajnie. – chłopiec nie zareagował, a ona zmarszczyła brwi – To, że jestem dziewczyną, nie znaczy, że nie umiem grać w piłkę! W szkole czasami udaje mi się pokonać chłopaków – oburzyła się słodko marszcząc maleńki nosek pokryty gdzie nie gdzie rudymi piegami.

- A..ale- zachrypiał – J..ja..ja nie umiem grać.

- Dwanaście! – nagle doszedł ich chropowaty głos, na którego dźwięk, chłopiec, aż podskoczył – Czas na ciebie – na końcu korytarza stanął mężczyzna odziany w biały fartuch. Chłopiec przełknął głośno ślinę i ze spuszczoną głową wstał z krzesła. Dokładnie wiedział co go teraz czekało. Nawet dziewczynka była zlękniona wysokim mężczyzną o haczykowatym nosie i spojrzeniu tak mrocznym, że samo ich spojrzenie wywoływało gęsią skórkę. W ostatniej chwili dziewczynka złapała chłopaka  za rękę szepcząc. 

- Proszę – wysunęła w jego stronę piłkę – weź ją, ja mam taka drugą w domu. Jak przyjadę tu jeszcze to nauczę cię grać - mówiła coraz ciszej, tak, żeby mężczyzna tego nie usłyszał, ale cały czas pocieszający uśmiech nie schodził jej z twarzy. Sama właściwie nie wiedziała o co chodzi, ale chciała jakoś zaradzić na niewiadomy smutek chłopca.

Dwanaście przyjął od niej piłkę i ostatni raz przyjrzał się delikatnej twarzy dziewczynki. Było to dla niego dziwne, ale poczuł się szczęśliwszy, po raz pierwszy w życiu. Ten mały gest uspokoił go na to co miało zaraz się stać, jak co dzień.

Był już przyzwyczajony do bólu, wiedział, że nie da się od niego uwolnić, ale za każdym razem gniew wzbierał się w nim co raz bardziej. Motywował go, ale dziś przeszedł swoje granice wytrzymałości gdy mężczyzna w fartuchu odprowadził go po wszystkim do pokoju i przebił piłkę scyzorykiem, którą chłopiec dostał od dobrej dziewczynki.

- Takie coś w pomieszczeniu jest niebezpieczne – z chytrym uśmiechem hieny rzucił pod nogi chłopca sflaczałą piłkę  i wyszedł z pokoju.

Chłopiec zagotował się od środka, a wzrok mu się rozmył, gdy widok zalał mu czerwony kolor. Wiedział co zaraz się stanie, ale mu to nie przeszkadzało, w ostatniej chwili pielęgniarka złapała go utrzymując w miejscu.

- Spokojnie, już spokojnie – zaczęła go kołysać uspokajająco – Nie możesz tego zrobić kochanie, nie teraz.

To byłą jedyna osoba, która nazywała go tak, jak naprawdę miał na imię. Ona o niego dbała i się troszczyła, przynajmniej w takim stopniu w jakim mogła, gdy tylko nie była obserwowana. Chłopiec się uspokoił, a jego ciało porwał nagły szloch. Łzy zaczęły lać mu się ciurkiem po policzkach.

- Kiedyś to się skończy, obiecuję ci – wyszeptała i gładziła go uspokajająco po głowie.

Czym za młodu nasiąknieМесто, где живут истории. Откройте их для себя