Rozdział IV

12 2 0
                                    


Trzasnęłam za sobą drzwiami, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. W drodze do mojej sypialni zrzuciłam ze stóp buty, każdy w inną stronę. Chcę cię jako doradcę do obrazów – przedrzeźniałam w głowie głos Everharta –Ja jestem żółtodziobem – guzik prawda!

- Boże, ale z ciebie idiotka! – syknęłam sama do siebie w ciemnym pokoju.

Kto by wziął na taką wystawę osobę, bez żadnych uprawnień! To nie jest bajka, żeby takie rzeczy się wydarzały.

Przez hałas wywołany moją złością obudziłam Tiffany, która zaspana w różowych szortach i koszulce na ramiączkach, wyszła ze swojego pokoju zobaczyć co się dzieje.

- Już po randce ? – mówiła na wpół ziewając. Otrząsnęła się nagle z resztek snu , gdy zobaczyła w jakim jestem stanie – Co się stało?!

- Nic – warknęłam i zamknęłam się w swoim pokoju. Tiffany zaczęła walić w moje drzwi.

- Josie! Co się stało? Zrobił ci coś?!

Nie miałam ochoty w tym momencie z nikim gadać, pragnęłam tylko swojego towarzystwa i ciszy, ewentualnie butelkę jakiegoś taniego, bladego wina, które będzie tylko kocimi sikami w porównaniu z tym co piłam na wystawie. Usłyszałam osobę trzecią, która weszła do mieszkania.

- Ty! – Tiffany ryknęła i z impetem odeszła od moich biednych drzwi, które okładała pięścią.

Wnioskując po jej tonie domyśliłam się, że tą osobą trzecią jest Everhart. Tiffany go zabije. Nie żeby w tamtej chwili mi to przeszkadzało, ale nie chciałam widywać się Tiffany za kratami. Wybiegłam z pokoju by czym prędzej uspokoić całą tę jatkę. Zatrzymałam się w pół kroku widząc najeżoną Tiffany ze złości, która mierzyła do Everharta z patelni.

- Co ty jej zrobiłeś?! – krzyczała.

Everhart dostrzegł mnie i chciał zrobić krok do przodu, ale Tiffany znowu zaczęła wymachiwać teflonową patelnią.

- Ani kroku więcej, bo nie ręczę za siebie!

- Proszę, tylko spokojnie –uniósł ręce w geście poddania - Może zechciałaby pani odłożyć patelnie, dobrze?

- Chciałbyś ty...

- Tiffany przestań – przerwałam jej dalszą, zapewne cenzuralną wypowiedź – Szkoda patelni.

Everhart stał skruszony pod ścianą jak mały chłopiec.

- Przepraszam, jeżeli panią nieświadomi uraziłem – patrzył na mnie tymi oceanicznymi oczami, które w tym świetle wyglądały na ciemniejsze - Naprawdę nie chciałem.

Zaczerpnęłam głębokiego, uspokajającego wdechu, a Tiffany nadal nieustraszona stała między nami, zabijając Everharta wzrokiem.

- Czy moglibyśmy porozmawiać na spokojnie, chciałbym wyjaśnić to nieporozumienie.

W głowie zabrzmiały mi słowa taty ,,Każdy zasługuje na wyjaśnienie, bo nie zawsze odbieramy wszystko w należyty sposób jaki nam się wydaje''. Miał racje, ale nie ma szans na spokojną rozmowę, gdy Tiffany jest tak rozjuszona i w każdym momencie mogłaby przyłożyć Everhartowi patelnią w łeb.

- Dobrze –westchnęłam. Znalazłam szpilki, które dopiero z zrzuciłam z obolałych stóp i ponownie je założyłam – Proszę za mną.

Jedynym miejscem o tej porze, gdzie można było porozmawiać była całodobowa kawiarenka po przeciwnej stronie ulicy.

Czym za młodu nasiąknieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora