Rozdział 2

9 1 0
                                    

Będąc po drugiej stronie drzwi głośno wzdycham. Powoli osuwam się na podłogę, chowam twarz w dłoniach i próbuję uspokoić oddech. Dlaczego zawsze jestem tą złą? Tą gorszą? Tą nie wystarczającą? Tą zawodzącą? Czemu nie mogę się zmienić? Czemu muszę być zawsze na przegranej pozycji? Czemu nie mogę być jak Melody? Czemu muszę być sobą? Dlaczego, nawet jak sie staram, nie potrafię zadowolić mamy? Dlaczego nie mogę uczyć się jak Melody? Dlaczego nie mogę być jak ona? Piękna, niewinna, dobroduszna, bezproblemowa, mądra?

Wiem, że nie powinnam się denerwować, ponieważ nie warto tracić na to nerwów. W życiu są ważniejsze rzeczy, niż niepotrzebne nerwy z powodu kłótni. Sprzeczki zawsze się zdarzają i nie mogę tego zmienić. Muszę nauczyć się trzymać nerwy na wodzy i nie dać ponosić emocją, bo wtedy będę skończona.

Nagle mój naszyjnik zaczyna świecić i wibrować jednocześnie. Jak widać moje przemyślenia muszę zostawić na później. Teraz potrzebuje mnie Paradisia. Szybko wstaję z ziemi i zdejmuję naszyjnik, rzucając go na podłogę na środku pokoju, aby utworzył portal do innego wymiaru.

Kiedy się stworzył w mgnieniu oka zasłaniam oczy ręką, ponieważ przez kilka sekund po zmaterializowaniu się strasznie bije po oczach. Jak jego moc się osłabiła, podchodzę do drzwi, aby się upewnić, że są zamknięte, a następnie wbiegam z uśmiechem do portalu.

***

Ląduje jak zwykle na ugiętych nogach, ponieważ zawsze spada. z góry. Kiedy wracam do pionowej postawy, zaczynam się rozciągać, przez co kilka moich kości strzela. Spoglądam na siebie. Nie różnię się wielce od mojego prawdziwego wcielenia. Posturę ciała mam cały czas tą samą, choć trudno ją zobaczyć jak mam na sobie strój bojowy. Oczy z zielonych, zmieniają się na mieszankę czerwieni z żółcią wokół źrenic, a włosy stają się płomiennie rude z jaśniejszymi końcówkami. Szybko zaplatam je w kitkę, aby mi nie przeszkadzały.

-Ashley!- usłyszę za sobą dobrze znany mi głos. Momentalnie się obracam i rozkładam ręce, aby Santiago mógł w nie wpaść.

-Santi- powiedziałam, podczas przyjacielskiego uścisku.

-Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.

-Ja też- mówię, odsuwając się na odległość ramion. Jego fioletowe oczy błyszczą ze szczęścia, a złote włosy są targane przez wiatr.

-Jak tam u ciebie? Jak kontakt z mamą?

-A jak ma być? Cały czas jest tak samo. Nic się nie zmieniło. Czasem myślę, że kłótnie stały się naszą wspólną tradycją.

-A nie próbowałaś z nią o tym porozmawiać? Powiedzieć, że cię ranią wasze kłótnie i godziny nie odzywania się do siebie.

-Nie rani mnie to. Jest mi to na rękę.

-Nie kłam mnie, przecież widze jak jest na prawdę. Pewnie przed chwilą się z nią pokłóciłaś- milcze- Wiedziałem.

-Może pomówmy o czymś innym. W jakim celu mnie tu ściągnąłeś?

-Spokojnie. Zaraz wszystko ci opowiem, ale na razie- założył rękę na moje ramię- pokaże ci, co się u nas zmieniło- odparł, udając się ze mną w stronę wioski.
*
*
*
*
~EssiLora~

Jedna Szansa [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now