Rozdział 7.

82 7 2
                                    

Lili

Tej nocy spotkałam się z mamą i siostrą. Uczyłyśmy się składać i rozkładać skrzydła oraz je chować. Wystarczyło się skupić na sobie bez skrzydeł, a one znikały. Ralia poszła wcześniej, ponieważ między Polską a USA jest dosyć długa różnica czasowa. Potem już sama ćwiczyłam machanie opierzonymi częściami ciała, a nawet troszkę się wzniosłam. Niestety musiałam się już budzić, więc pożegnałam mamę i powoli się zbudziłam. 
Dzisiaj był dzień odlotu. Wzięłam spokowaną walizkę i schowałam skrzydła. Prędko zeszłam do holu i postawiłam tam walizki. Zaraz po tym ruszyłam do kuchni. Dzieciaki i dorośli już tam siedzieli. Przywitałam się i wyjęłam miskę, mleko oraz płatki. Zjadłam śniadanie i poszłyśmy z kobietą zrobić make-up.

Po skończonym zabiegu wyglądałam jakbym miała ze dwadzieścia lat. Pani domu też się umalowała i zeszłyśmy. Wszyscy już znieśli swoje walizki i ubierali się do wyjścia. Postąpiłam tak samo. Wyszliśmy z domu, a dorośli włączyli wszystkie zabezpieczenia. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na lotnisko.

Siedzieliśmy już spokojnie w prywatnym samolocie TARCZY. Nie powiem, ale luksusowo to mieli. Nawet telewizor był. Gdy wystartowaliśmy, zasnęłam. Nie spotkałam mamy, w ogóle nici sie nie śniło.

Obudziłam się przy lądowaniu. Były lekkie turbulencje, ale ja je wyczułam, bo nie jestem taka normalna. Gdy wylądowaliśmy i samolot stanął, wyszliśmy na ziemię. Bolały mnie skrzydła, więc wyobraziłam sobie, że je mam. Nie przemyślałam jednak, że zepsują mi ubrania... no cóż, kupię nowe, nawet pomimo tego, że te szczególnie polubiłam. Rozprostowałam skrzydła i lekko nimi poruszyłam. Potem wzniosłam się trochę do góry i wylądowałam. Potem schowałam opierzone części ciała. Dobrze, że to było prywatne lotnisko TARCZY.

Po trzech godzinach dojechałam do Avengers Tower. Przy wejściu stał milioner... ekhem, ekhem, przepraszam, miliarder...

- Witaj. To pewnie ty jesteś Lili... a Ralia mówiła, że jesteście bliźniaczkami!- powiedział trochę za głośno jak na moje kocie uszy. Poruszyłam niespokojnie ogonem.
- Dzień dobry, psze pana. Tak, jesteśmy bliniaczkami, a mój wygląd zawdzięczam tylko tonie tapety i innego makijażu. Nie chciałam aby mnie kto rozpoznał. Przepraszam, pana, ale gdzie moja siostra?
- Po pierwsze, żaden tam pan. Jestem Tony i tak się od dziś do mnoe zwracasz, okej? Po drugie, Ralia siedzi w salonie i wręcz umiera ze stresu czy co tam ona ma.
- Dziękuję, prosz... Tony.
- Chodź, zaprowadzę cię do niej. Jeszcze trochę i będziemy tu mieli drugiego Hulka- facet się zaśmiał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Weszliśmy do windy, a Tony wcisnął jakiś guziczek i to metalowe pudło ruszyło w górę.

Drzwi windy otworzyły się z cichym piknięciem, a ja zauważyłam moją siostrę. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Zdecydowanie spotkanie w realu, a nie w śnie, jest o wiele lepsze...


*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*¤*

Króciutki rozdzialik... ale mi sie smutno na serduszku zrobiło, jak zobaczyłam kiedy ostatnio dałam tu jakiś rozdział... oraz w końcu znalazłam moją kochaną Wenę. Jeśli mi się uda, to jutro MOŻE dodam w którejś książce rozdzialik.

Do przeczytania wiśnie!

Papatki
Wasza Ice

NieśmiertelnaWhere stories live. Discover now