Rozdział XXXVIII

36 13 0
                                    

   Rotsu z przerażeniem patrzył na lecące w jego kierunku mosiężne ostrze miecza. Już miał odmawiać w myślach pacierz, tuż przed nieuchronnie zbliżającym się końcem jego marnej egzystencji. Nagle kontrolę nad jego ciałem przejął ukryty gdzieś w jego umyśle zwierzęcy instynkt. Błyskawicznie pochylił się, opierając prawą rękę na ziemi po jego lewej stromnie. Ostrze ułamek sekundy później znalazło się w miejscu, gdzie wcześniej była jego szyja.
    Howard w rozpędzie obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, opierając swój ciężar na prawej ręce. Skoncentrował całą moc w prawej nodze, by chwilę później ta z impetem przygrzmociła w plecy żołnierza. Mężczyzna przeleciał parę metrów, by po chwili przywalić głową o piasek areny. Na nieszczęście hełm zamortyzował upadek.
    Roy wylądował miękko na nogach. Spojrzał w kierunku przeciwnika. Ten powoli podnosił się z ziemi. Mag bez chwili zawahania wziął rozbieg i staranował żołnierza ramieniem, nim ten zdążył pewnie stanąć na nogach. Średniowieczny RoboCop ponownie runął na piach.
    Howard dopiero po chwili poczuł ból w lewym barku i prawym piszczelu. Oczy zaszły mu łzami. Miał ochotę wrzeszczeć wniebogłosy, ale przy publice nie wypada. Cofnął się o parę kroków wyraźnie kulejąc. Nagle o coś się potknął i omal nie runął na tyłek. Ledwo udało mu się utrzymać równowagę. Zdezorientowany, rozejrzał się, by sprawdzić o co prawie się przewrócił. Okazała się że nadepnął na miecz. Żołnierz musiał go upuścić, gdy Rotsu posłał go w przestworza.
    Roy pochylił się po miecz. Chwycił go jedną ręką, ale gdy chciał go unieść, omal nie nadwyrężył sobie pleców. Broń okazała się znacznie cięższa niż przypuszczał. Złapał za rękojeść oburącz i z całej siły pociągnął ku górze. Tym razem udało mu się podnieść go zaledwie o parę centymetrów, a ostrza nawet nie oderwał od piasku. Zrezygnowany wypuścił miecz w rąk. Skoro nie był w stanie go podnieść pozostało mu tylko sprawić żeby jego przeciwnik też się do niego nie dobrał.
    Spojrzał na żołnierza. Ten już zdołał się pozbierać. Nie wyglądał na specjalnie zbolałego, w przeciwieństwa do maga, który ledwo powstrzymywał łzy. Teraz wściekły szybkim krokiem ruszył w stronę Howarda. Przypominał szarżującego byka, który nie mógł oderwać wzroku od czerwonej płachty. Płonącej, obolałej, czerwonej płachty.
    Roy nie tracąc czasu zaczął miotać w wroga kulami ognia. Rzucał na ślepo, byle by tylko trafić jak największą ilością pocisków w jak najkrótszym czasie. Kule rozpraszały się na pancerzu żołnierza nie robiąc mu większej szkody. W efekcie magowi tylko udało się go rozjuszyć jeszcze bardziej. Gdy dzieląca ich obu odległość zmniejszyła się do trzech metrów, Howard zaczął rozważać, czy aby nie oddać mu tego miecza i nie uciec na drugi koniec areny. Na pewno było by rozsądniej. Mimo tej wiedzy, postanowił spróbować czegoś innego.
    Rotsu złożył dłonie, jak do modlitwy. Wyglądało to jakby odmawiał pacierz, ale w rzeczywistości miał nieco inne plany. Żołnierz zatrzymał się tuż przed nim. Już brał zamach, by wyprowadzić potężny cios pięścią w szczękę maga, gdy ten nagle rozłożył ręce na całą długość ramion. Między jego dłońmi pojawiła się ognista kula, która rosła wraz ze zwiększającą się między nimi odległością. Po sekundzie była już wielkości samego maga.
    Howard chciał wepchnąć nowy atak w przeciwnika, ale nie zdążył się nawet ruszyć, gdy żołnierz wyprowadził cios. Jego ręka zagłębiła się w kuli ognia, aż po samo ramię. Żaden z nich nie zdążył choćby pomyśleć o ucieczce, gdy kula eksplodowała.

    Mike omal nie spadł z ławki. Gdy wybuch wstrząsnął areną zdał sobie sprawę, że nawet on miałby problemy z tym magiem. Ale teraz to już nie istotne, bo zapewne już nie żyje. Tego drugiego mogła uchronić zbroja, choć przy takiej eksplozji nawet ona mogła nie wytrzymać.
    Przez chwilę próbował dostrzec zarys ludzkiej sylwetki w monitorze, ale ogień ogarniający całą arenę na to nie pozwalał. Nie dało się dojrzeć nic, poza panującej na trybunach paniki. Ludzie wrzeszczeli, próbując za wszelką cenę oddalić się od areny, wbiegając na tylne rzędy. Część NPC bez wątpienia zostało dotkliwie poparzonych. Białowłosy westchnął z ulgą, dziękując bogu za to, że sam nie znajduje się na arenie. W grze tak wysoka temperatura szkodziła mu bardziej niż cokolwiek innego. Zwłaszcza że nawet tu, w szatni, czuć była bijący od areny żar. Tym bardziej nie chciał mierzyć się w walce z tym magiem ognia.
    Ponownie spojrzał na ekran. Dym zaczął się nieco przerzedzać. Można już było dostrzec coś więcej niż tylko płomienie, pokryte szarą mgłą. Nagle jego wzrok przyciągnęła jakaś ciemna plama, którą wciąż zasłaniał ogień.
    Mike podszedł do ekranu, by lepiej się przyjrzeć. W końcu udało mu się zobaczyć kontury tego czegoś.
    Nie mógł uwierzyć własnym oczom. To przecież było niemożliwe! Z szeroko otwartymi ustami patrzył, jak z płomieni, spokojnym krokiem wychodzi mag ognia.
    Howard przechadzał się w ogniu jakby nigdy nic. Nie wyglądał na martwego. Wręcz przeciwnie. Zdawał się być bardziej żywy niż na początku walki.
    Mike nie był pewny, czy to jego umysł przypadkiem nie płata mu figli, ale zdawało mu się że mag ognia zrobił się trochę... większy, jakikolwiek to brzmi. Jego mięśnie wydawały się być nieco większe, niż parę sekund temu, a on sam jakby zyskał parę dodatkowych centymetrów.
   Czyżby to ogień tak go wzmocnił? - pomyślał białowłosy. - Czym on do cholery jest?

    Roy kroczył pewnie przed siebie, a z każdej strony otaczał go ogień. Nareszcie był w swoim żywiole. W dodatku miał dziwne wrażenie, że nagle zrobił się jakby wyższy. Jego ubrania wydawały mu się trochę za ciasne.
    No nic, teraz pozostało mu tylko znaleźć przeciwnika i bezlitośnie go wykończyć. Po chwili go spostrzegł.
   Żołnierz leżał otumaniony na piasku areny, parę metrów dalej. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co się przed chwilą wydarzyło. Wciąż dzwoniło mu w uszach, a sam nie mógł się ruszyć. Dziwne, zwłaszcza że nawet nie czuł bólu. Zbroja ponownie uchroniła go od wszelkich obrażeń. Jedynie ciągle dokuczało mu to uciążliwe dzwonienie w uszach. 
    Rotsu przyśpieszył kroku na widok przeciwnika. Chciał go jak najszybciej wykończyć. Nagle zawadził o coś nogą. Spojrzała w kierunku owego przedmiotu. Zobaczył leżący ma ziemi miecz. Był dziwnie zniekształcony, jakby patrzył na niego przez krzywe zwierciadło. Domyślał się że to eksplozja sprawiła, że ostrze zaczęło się topić. Nie było się co dziwić, panującą na arenie temperatura obecnie nie mogła być niższa niż pięćdziesiąt stopni, a co dopiero w chwili wybuchu.
    Mag kopnął miecz i ruszył dalej. W obecnym stanie broń była bezużyteczna.
    Żołnierz na jego widok natychmiast zaczął się podnosić. Howard cisnął mu w pierś naprędce stworzoną ognistą kulą. Atak tym razem jednak osiągnął zamierzony efekt. Mężczyzna ponownie runął na piach. Na jego zbroi pojawił się lekkie wgniecenie.
    Roy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    - Gorąco, co?
    - Mogło być gorzej - odparł cicho żołnierz.
    - Będzie - zapewnił mag. Jego ciało ponownie spowiły płomienie, znacznie większe, niż ostatnim razem. Zbliżył się do przeciwnika, nie spuszczając wzroku z jego hełmu, tak jakby mógł dostrzec przez niego twarz wroga.
    Żołnierz spróbował wstać. Howard błyskawicznie chwycił go za ramię i przyciągnął do siebie. Przyłożył mu wolną rękę do brzucha. Skoncentrował całą energię w prawej dłoni. Jego palce błyskawicznie rozbłysły oślepiającym światłem. Jego dłoń wyglądała jakby sama zmieniła się w ogień.
    Roy nigdy nie czuł tyle energii co teraz. miał wrażenie że jest w stanie spalić całą wyspę jednym atakiem. Mimo to nie wyzwolił całej mocy, by nie skrzywdzić nikogo na trybunach. Bądź co bądź, ale prawdziwi gracze też czasami przychodzą oglądać turniej.
     Spojrzał na zbroję żołnierza. Wokół miejsca, do którego przykładał rękę, zbroja zrobiła się czerwona. Rozgrzała się do tego stopnia, że mag był w stanie poczuć bijący od niej ciepło. Nie chciał sobie nawet wyobrażać co musiał czuć uwięziony w środku mężczyzna.
    Tymczasem żołnierz dopiero po chwili zaczął czuć niepokojące ciepło rozchodzące się po jego zbroi. W ataku paniki zaczął się szarpać, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku Howarda. Ku jego zdziwieniu mag trzymał go tylko jedną ręką, a ten nie był w stanie mu uciec.
    Zbroja zaczęła go parzyć w brzuch. W akcie desperacji wymierzył Royowi cios w twarz. Mag błyskawiczni się pochylił unikając jego pięści. Po sekundzie zbroja zdawała się go palić żywym ogniem.
    - Podda... - Nie dokończył, bo nagle Howard cofnął rękę z jego zbroi, po czym wymierzył mu potężny prawy sierpowy. Pięść wbiła się w hełm, wginając metal do środka. W efekcie złamał żołnierzowi nos, a w jego hełmie pozostało wgniecenie w kształcie jego pięści. Mężczyzna nieprzytomny padł na piasek.
    Howard westchnął cicho i ruszył z powrotem do swojej szatni. Wciąż zależało mu na wygranej w  turnieju, w końcu jest już w finale. Tymczasem, zabicie żołnierz mogło raz na zawsze przekreślić mu tę szansę.
    Pozostał mu już tylko jeden pojedynek. Musi pokonać maga lodu.

Masters Of The GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz