Rozdział XLVI

57 15 5
                                    

    Sławek zaczął się podnosić. W uszach wciąż mu szumiało, a głowa sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz eksplodować. Wyprostował się, patrząc na uśmiechniętego od ucha do ucha Kevina.
    - Zjawiłeś się w samą porę - powiedział.
    W odpowiedzi grubasek pokazał mu uniesiony w gore kciuk.
    - Ze mną nie zginiesz.
    - To twój znajomy? - wtrącił się Aleks.
    Kevin zlustrował zabójcę wzrokiem. Jego twarz wydawała mu się dziwnie znajoma. Nagle go olśniło. Nie było mowy o pomyłce. To bez dwóch zdań ten zabójca, który omal nie pozbawił Sławka życia, na ich pierwszym spotkaniu.
    Mag błyskawicznie odsunął się od mężczyzny, jakby ten miał zaraz poderżnąć mu gardło.
    - Ej, wyluzuj - uspokoił blondyn. - Jest po naszej stronie.
    Kevin teatralnie westchnął.
    - Uff... Już myślałem, że będę musiał go zabić.
    Na te słowa obaj zabójcy zaczęli głośno rechotać. Nie tylko dlatego, iż, według nich, grubasek raczej nie posiadał predyspozycji, by mierzyć się z Aleksem. Po prostu ton jakim wypowiedział to zdanie, zdecydowanie nie brzmiał zbyt heroicznie. Wręcz przeciwnie, mag sprawiał wrażenie, jakby miał się zaraz rozpłakać.
    Sławek zerknął przez ramię i natychmiast zaprzestał śmiechu. Teraz sam miał ochotę zacząć płakać. Paręnaście metrów od nich, z głębi korytarza wyłonił się oddział żołnierz, składający się z co najmniej z trzydziestu ludzi. Mr X również zdawał się ich dostrzec. Jego twarz wskazywała, iż wolałby się znaleźć gdzieś indziej.
    - Uciekamy? - zapytał drżącym głosem Kevin.
    - Mają łuki - zauważył Aleks. - Nie chcę skończyć ze strzałą w tyłku.
    Rzeczywiście, na przód grupy wysunęło się pięciu mężczyzn, z łukami w dłoniach.
    - To znacznie komplikuje sprawę - oznajmił Sławek.
    - Na każdego z nas przypada dziesięciu. - ocenił Mr X.  
    Nagle coś obok nich mignęło, rozświetlając korytarz, by po chwili zniknąć w jego wnętrzu. Tuż przed żołnierzami, nie wiadomo skąd, pojawił się jakiś mężczyzna. Łucznicy byli tak zaskoczeni, że żaden z nich nawet nie zareagował. Dopiero po chwili jeden z nich otrząsnął się i wyjął strzałę z kołczanu. Nie zdążył jej nawet nałożyć na cięciwę, gdy napastnik wyprostował rękę, a z jego dłoni wystrzeliły miniaturowe błyskawice, godząc najbliższych żołnierzy w pierś. Połowa grupy natychmiast padła martwa. Jej druga część natomiast podzieliła się na trzy odłamy. Ci najodważniejsi postanowili stanąć do walki z tajemniczym mężczyzną. Reszta natomiast albo rzuciła się do ucieczki, albo po prostu cofnęła, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie zobaczyli.  Nie tylko oni nie dowierzali własnym oczom, dwaj zabójcy byli równie zdumieni.
    Mag elektryczności cicho westchnął. Nie sądził, że żołnierze będą na tyle głupi, by atakować go z własnej woli. Co jak co, ale to właśnie oni powinni najlepiej zdawać sobie sprawę z tego kim jest. Zresztą samo noszenie miana czwartego z najsilniejszych graczy robiło z niego jednego z najbardziej rozpoznawalnych graczy, a on w dodatku piastuje tytuł piątego, najgroźniejszego zabójcy tego świata. W dodatku zyskał dość dźwięczny przydomek - "Władca Błyskawic. Jego listy gończe zdobią nie jedną ścianę tego oraz innych miast.
    Mężczyzna wyciągnął przed siebie prawą rękę. Po jego palcach przeszły elektryczne iskry, by po chwili skumulować się po wewnętrznej stronie jego dłoni i wystrzelić na wszystkie strony, trafiając atakujących go żołnierz. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy większość wrogów leżała martwa na ziemi, poruszając się w pośmiertnych spazmach. Pozostało jeszcze tylko pięciu. Ci już na samym początku zrozumieli z kim mają do czynienia i zdołali oddalić się na bezpieczną odległość, nim dosięgły ich błyskawice. Na nic się im to zdało, gdyż mag niespodziewanie zmaterializował się tuż przed nimi. Błyskawicznie zaatakował najbliższego z nich, uderzając go prosto w sam środek metalowego napierśnika. Prąd rozszedł się po nim na całe ciało chłopaka, sprawiając, że ten usmażył się żywcem. Następnie Władca Błyskawic zwrócił się ku czwórce kolejnych uciekinierów.
     Aleks, Sławek i Kevin bez słów patrzyli jak ich wybawca z grobowa miną morduje cały odział żołnierzy. Mimo iż byli przyzwyczajeni do obserwowania zabójstw, ba, sami byli ich wykonawcami, taki widok sprawiał, że odechciało im się chwytać za broń. Niestety, ale w tym wypadku było już za późno by się wycofać. Poza tym, każdy z nich miał cel, który musi osiągnąć, zanim straca do tego szansę. Czy to chęć wzbogacenia się, czy ratunek dla przyjaciółki, obie te motywacje nie zmuszały ich do przelewania krwi, wcale nie takich niewinnych żołnierzy.  
     Sławek przyjrzał się uważnie swojemu wybawcy. Mag miał długie brązowe włosy, spięte w kitę, a jego ręce zdobiły tatuaże, przypominając węże, wijące od nadgarstków, aż po ramiona mężczyzny. Był zdecydowanie większy od każdego z ich trójki i zdecydowanie bardziej umięśniony. Przy nich sprawiał wrażenie olbrzyma. Cholernie szybkiego olbrzyma.
    Gdy mag już uporał się wszystkimi żołnierzami, powolnym krokiem ruszył ku swoim sojusznikom.
    - A ty to kto? - zapytał szorstko Sławek, cały czas trzymając sztylety w pogotowiu.
    - Spokojnie, on jest ze mną - odpowiedział Kevin.
    Aleks odchrząknął donośnie, wbijając wzrok w obcego.
    - Kojarzę cię - oznajmił. - Władca Błyskawic jak mniemam. Zawsze mnie ciekawiło czy plotki o tobie są prawdziwe.
    - I jak? Zaspokoiłeś ciekawość? - odezwał się mag elektryczności.
    Mr X zlustrował go wzrokiem.
    - Myślałem, że jesteś większy.
    John uśmiechnął się mimowolnie. Poczuł napływ sympatii do zabójcy. Był odważny. Nawet widząc rzeź jaką przed chwilą urządził, ten wciąż zachowywał pewną siebie postawę. Nawet ton jego głosu wskazywał, że w razie czego, nie zawaha się stanąć z nim do walki.
    - Ja też o tobie słyszałem, Kacie z Seklit.
    - Doprawdy? - zainteresował się Aleks.
    - Owszem - potwierdził mag.  - Na plakacie byłeś ładniejszy.
    Zabójca również się uśmiechnął.
    - Ej, ludzie - wtrącił się Kevin. - Bo Mirajane czeka...
    - Racja, musimy się śpieszyć - dodał Sławek.
    Aleks schował miecz do pochwy.
    - Pójdę przodem - powiedział,  po czym ruszył przed siebie.
    Sławek chwycił go za ramię, zmuszając tym, by się cofnął.
    - Nie tak szybko. - Wskazał palcem na drugi korytarz. - Mamy dwie drogi. Skąd wiesz, że to ta prowadzi do Mirajane.
    - Nie wiem - przyznał niebieskowłosy. - A skąd ty wiesz, że tam nie prowadzi?
    - No właśnie. - Sławek powolnym krokiem podszedł do jednego z leżących nieopodal żołnierzy. Był to młody chłopak, który zapewne od niedawna zasilał szeregi wojska.
    Chłopak powoli sięgnął po miecz, który upuścił, gdy mag ziemi rozwalił ścianę twierdzy. Dopiero co się ocknął i był mocno zdezorientowany, lecz widząc zmierzającego w jego stronę zabójcę, szybko dotarło do niego, że jeśli chce dożyć następnego dni, będzie musiał się bronić.
    Sławek szybko przykucnął, jednocześnie wbijając sztylet w dłoń sięgającego po miecz żołnierza. Chłopak wrzasnął, próbując cofnąć dłoń. Na jego nieszczęście Sławek mocno przyciskał ostrze broni do podłoża.
    - A teraz zadam ci parę pytań - oznajmił groźnie zabójca. - Jeśli na nie odpowiesz puszczę cię wolno. Rozumiesz?
    Cisza. Chłopak milczał. Sławek doskonale go rozumiał. Nie tak dawno temu złożył przysięgę, zobowiązującej go do bycia wiernym Armii I chronienia przełożonych. Niestety większość żołnierzy zapomina o drugiej części przysięgi, mówiącej o obronie bezbronnych i słabszych.
    Blondyn westchnął.
    - Nie chciałem tego robić, ale ty nie pozostawiasz mi wyboru. - Po tych słowach gwałtownie szarpnął za rękojeść sztyletu, który wciąż tkwił w dłoni młodzieńca.
    Żołnierz załkał cicho, próbując powstrzymać się od krzyku, by zachować resztki godności.
    - Dalej nic? - zdziwił się zabójca. - Godne podziwu, ale niezbyt mądre.
    Blondyn wyjął zza pasa drugi sztylet. Chwilę obracał nim w palcach, przyglądając się chłopakowi. Ten wciąż milczał. Sławek wypuścił głośno powietrze. Zacisnął palce na rękojeści sztyletu i bez ostrzeżenia odciął żołnierzowi środkowy palec.
    Gwardzista zaczął się miotać, wrzeszcząc przy tym ile sił w płucach. Gdy już trochę ochłonął, Sławek zacmokał, patrząc na niego pobłażliwie.
    - I widzisz? Tak się kończy brak współpracy. A teraz odpowiadaj, bo stracisz coś jeszcze - zagroził. - Gdzie jest przetrzymywana Mirajane.
    - W lochach - odpowiedział po chwili zawahania chłopak. Mówił z trudem, nieudolnie próbując powstrzymać się od płaczu. Bezskutecznie, bo z oczu wciąż ciekły mu łzy.
    - Gdzie są lochy? - Blondyn zadał kolejne pytanie.
    - Na dole - odparł żołnierz, starając się nie patrzeć w oczy swemu oprawcy.
    Sławek pokręcił głowa z niedowierzaniem.
    - Słuchaj dzieciaku, ja mam mało czasu, a ty sporo palców - powiedział, zaczynając się mocno niecierpliwić. - Jeśli zaraz nie powiesz mi jak dojść do lochów, to nie zostanie ci ich zbyt wiele. Jeśli w ogóle jakiś zostanie.
    - Tym korytarzem - chłopak skinieniem głowy wskazał na korytarz za plecami zabójcy. - Za zakrętem są schody. Musicie iść nimi na sam dół, następnie skręcić dwa razy w prawo, potem w lewo. Cela twojej przyjaciółki to trzecia od prawej.
    - Świetnie! - ucieszył się blondyn. - A którędy do gabinetu Ivankowa?
    Żołnierz odwrócił głowę. Nie mógł przecież zdradzić swojego przełożonego. Nie tego go uczyli na szkoleniu. Nie po to wstąpił do Armii. Z drugiej strony, nie zrobił tego by umrzeć dwa miesiące później. No cóż, czasami za jedno życie trzeba zapłacić drugim. Zmazę na honorze zrekompensuje wierną służbą pod dowództwem kogoś innego.
    - Puścisz mnie jeśli ci powiem? - zapytał z nadzieją w głosie?
    - Oczywiście - zapewnił. Widząc, że nie koniecznie udało mu się przekonać chłopaka, dodał. - Przysięgam na życie mojego brata.
    Chłopak, już nieco pewniej siebie wskazał palcem lewej ręki na zakręt, tuz obok nich.
    - Tędy - oznajmił. - Później w lewo i schodami w górę. Biuro Kapitana znajduje się na końcu korytarza.
    Sławek powoli wyjął ostrze sztyletu w ręki młodzieńca. Chłopak natychmiast złapał się za krwawiącą dłoń, przyciskając ją do piersi. Ignorując ból, zaczął się podnosić, byle by tylko jak najszybciej oddalić się od wrogów. Gdy już w pełni się wyprostował, bez wahanie ruszył przed siebie. Po zrobieniu pierwszego kroku poczuł jak zabójca przykłada mu coś do szyi.
    Sławek jednym, szybkim ruchem poderżnął żołnierzowi gardło. Chłopak padł na kolana, krztusząc się własną krwią. Blondyn patrzył jak resztkami sił usiłuje złapać oddech. Po chwili życie w jego oczach całkiem zgasło. Młodzieniec padł na ziemię martwy, a jego głowa z hukiem uderzyła o zakrwawioną posadzkę.
    - Ty sadysto - skomentował Aleks, rozbawionym tonem. - A nie było przypadkiem jakiejś przysięgi na życie brata, czy coś?
    Sławek odwrócił się do towarzysza i uśmiechnął niemrawo.
    - Nie mam brata.
    Mr X spojrzał na blondyna z niemałym uznaniem. Miał go za zwykłego, niedojrzałego dzieciaka, który za bardzo lubił bawić się bronią. Teraz widział w nim prawdziwego, bezwzględnego zabójcę.
    John i Aleks spojrzeli na siebie, a ich twarze zdobił uśmiech. W tym momencie niebieskowłosy przekonał się, że on również podziela jego zdanie.
    - Co teraz? - wtrącił mag ziemi.
    - Aleks i Władca Błyskawic, czy jak tam cię zwą, pójdą złożyć wizytę pewnemu Rosjaninowi - zarządził blondyn. - Ja i Kevin idziemy do lochów.


    Gdzieś indziej:
   
    Dimirtji krążył nerwowo po celi. Był wyraźnie zdenerwowany... a raczej przerażony. nic dziwnego, w końcu to jego twierdza była właśnie szturmowana, na dodatek wszyscy zebrani w niej żołnierze nie byli w stanie zatrzymać napastników. Na domiar złego, to właśnie Ivankow był ich głównym celem.
    - Nie próbujesz uciekać? - zapytała drwiąco Mirajane. - A, no tak. Moi towarzysze już odcięli ci jedyną drogę do wyjścia.
    - Nie potrafisz się zamknąć? - odgryzł się Rosjanin. - A, no tak. Zostało ci już tylko parę minut życia, musisz się nacieszyć.
    - Zabijesz mnie? - zdziwiła się dziewczyna.
    - A co mi po tobie?
    - A masz innych zakładników?
    Dimitrji nagle się roześmiał.
    - Naprawdę sądzisz, że ta dwójka zdoła się tu przedrzeć? W twierdzy znajduje się ponad stu pięćdziesięciu żołnierzy - oznajmił. - Potrzebują cudu żeby dostać się do tego pokoju.
    - Tej celi - poprawiła go Mirajane.
    Rosjanin już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy nagle drzwi coeli otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wpadli dwaj gwardziści. Na widok Ivankowa stanęli na baczność.
    - Kapitanie! - zaczął żołnierz, nieco zbyt mocno podnosząc głos. Po chwili przywrócił się do porządku i kontynuował, już znacznie ciszej. - Mam dla pana raport z bieżącej sytuacji.
    - Mówże do cholery - warknął Dimitrij.
    - Najeźdźcy przedarli się już przez większość naszych ludzi - oznajmił. - Reszta żołnierzy jest zbyt daleko, by zdążyć ich zatrzymać nim dotrą do lochów.
    Rosjanin wyglądał jakby miał zaraz eksplodować. Jego twarz przybrała jasnoczerwony odcień, a w oczach tlił się nieposkromiony gniew.
    - Jak do cholery dwie przybłędom udało się przedrzeć przez prawie setkę naszych?! -wykrzyknął. - Przecież to niemożliwe!
    - W pewnym momencie dołączyło do nich dwóch magów - wyjaśnił żołnierz. - Są wyjątkowo silni. W dodatku jeden z nich to wart 280 tysięcy złotych monet, niesławny Władca Błyskawic. Obawiam się, że nie dysponujemy wystarczająca ilością ludzi, by ich zatrzymać.
    Dimirtji wrócił do krążenia po pokoju. W celi zapanowała kompletna cisza. Było słychać tylko stukanie niewielkich obcasów w butach Ivankowa.
    - Zbierajcie się - powiedział w końcu. - Skoro nie możemy ich zatrzymać, sprawimy chociaż by nie dostali tego po co przyszli.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 14, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Masters Of The GameWhere stories live. Discover now