Epilog cześć 1

483 38 12
                                    

Ostatnie dwa tygodnie były dla Załogi Ducha prawdziwą męczarniom. Ale może od początku.
    Zeb, Sabnie i Hera wrócili właśnie z jednej z narad Rebelii, przebywali tam w okrojonym składzie ponieważ Ezra miał odpoczywać po ostatniej misji. Weszli na pokład Ducha żywo dyskutując o najnowszych ustaleniach, a po chwili rozeszli sie do kajut niewerbalnie obiecując dokończenie tej dyskucji wieczorem. Hera zajeła się czyszczeniem obwodów Chopperowi, w końcu obiecywała mu to od dłuższego czasu, natomiast Sabine planowała dokończyć jedno ze swych dzieł. Zeb chciał tylko położyć sie na swej koi i uciąc sobie drzemkę.
         Gdy tylko otworzył drzwi kajuty poczuł sie nienaturalnie. Wszystkie rzeczy Ezry leżały uporządkowane, a ubrania złożone w równe kostki, co było niecodzienne dla granatowłosego którego rzeczy zazwyczaj walały sie po całej kajucie. W dodatku Lasat nie przypominał sobie aby panował tu taki porządek gdy wychodził z samego rana. Jednak wtedy nie przejął sie tym zbytnio, dzieciak mógł zajmować się wszystkim aby tylko odwrócić swoje mysli od stresu wywołanymi działaniem w tak uporządkowanej strukturze jak Rebelia. Zeb obrzucił koję współlokatora szybkim spojrzeniem, kołdra także leżała złożona w nogach łóżka, a chłopak leżał na lewym boku, plecami do niego.
    -Ezra?- spytał lekko zaniepokojony lasat, lecz odpowiedziała mu tylko cisza.-Ezra? Dzieciaku nie rób sobie ze mnie żartów, wiem że nie śpisz.- mówiąc to podszedł do chłopaka i złapał go za odsłonięte ramię. Było ono nienaturalnie zimne i dopiero teraz, gdy bliżej przyjrzał się chłopakowi zauważył że jest on strasznie blady.
       Lasat potrząsnął chłopakiem, lecz gdy to nadal nie przyniosło żadnej reakcji odwrócił chłopaka twarzą w swoją stronę. Ezra miał zamknięte oczy i zsiniałe usta, Zeb oczywiście wiedział co to oznacza, lecz nie mogł dopuścić do siebie tej myśli. Chłopak nie mógł umrzeć, nie teraz, nie bez przyczyny, nie w wieku 16 lat. Wziął jego ciało na ręce, odsłaniając przy tym wcześniej schowane za nim pudełka po lekach, butelekę taniego alkoholu, rodem z jakies obskurnej kantyny i holokron sithów. Jednak w chwili obecnej sie tym nie przejął, ba nawet nie zauważył tych rzeczy, teraz liczylo sie tylko jak najszybsze dostarczenie chłopaka do centrum medycznego.
       Orellios wybiegł z ich kajuty i najszybciej jak umiał wybiegł ze statku, kierując sie w stronę centrum medycznego. Hałas biegnącego lasata zwrócił uwagę Sabnie i Hery, które zaniepokojone widokiem który udało im sie dojrzeć pobiegły za nim.
############################## 
      Po kilkunastu minutach cała trójka stała przed salą w której ulokowano najmłodszego członka ich załogi, wszyscy mieli zmartwione miny, a Hera wyglądała jakby siłą powstrzymywała sie od wtargnięcia do niej. Na ich twarzach zagościł promyk nadzieji, gdy drzwi otworzyły sie i wyszedł z nich lekarz. Cała trójka otoczyła go w zawrotnym tempie.
     -Co z Ezrą? Czy możemy do niego wejść?-  spytała Hera. Medyk jednak nie podzielał ich entuzjazmu i z grobową miną odpowiedział
    -  Nie udało nam się uratować pacjenta, czynności życiowe ustały około 3 godziny temu i zabiegi resuscytacyjne nie miał sensu.  Chłopak zmarł z powodu przedawkowania leków. Pogrzeb odbędzie się pojutrze, zdążyliśmy juz powiadomić dowództwo. Będziecie mogli sie z nim pożegnać za kilka godzin, gdy przygotujemy ciało.- I odszedł pozostawiając Załoge Ducha z ich prywatnym, małym końcem świata. W końcu trwa wojna, a dla niego to był tylko kolejny zmarły pacjent.
       Sabnie i Hera natychmiast zalały się łzami. Lasat otoczył je ramionami, lecz na jego twarzy także mozna było zobaczyć małe, szkliste kulczki które toczyły sie po policzkach i znikały w brodzie. Ich mała, niekompletna rodzina stała tak przez kilka minut, będąc dla siebie wzajemym wsparciem. Jednak każde z nich myślało co mogło doprowadzić chłopaka do takiego czynu, w duchu mając nadzieję że to był nieszczęśliwy wypadek a nie świadome samobójstwo. Kolejnym z ich zmartwień było to, jak powiadomić o tym Kanana, w końcu mimo jego odcięcia on i Ezra byli ze sobą bardzo blisko przed Malachor.
        Gdy w końcu się od siebie oderwali, Hera i Zeb byli w miarę spokojni, czego nie można powiedzieć o Sabine, która od razu wbiegła do sali chłopaka.
        -Idioto dlaczego to zrobiłeś?! Jak mogłeś?!- Krzycząc to potrząsała ciałem chłopaka, nie przejmujac sie łzami spływajacymi po policzkach. Nagle coś sie zmieniło w jej twarzy i przeszła na łagodniejszy ton.- Ezra potrzebujemy cie... Proszę otworz oczy i pokaż im że to nieprawda, że nie jesteś martwy. Ez....- Ostatnie słowo zostało urwane szlochem dziewczyny która osuneła się na kolana kładąc głowę na  zimnej piersi chłopaka. Gdy nie usłyszała bicia serca, rozszlochała sie jeszcze bardziej. Po chwili na jej ramieniu pojawiła się delikatna, zielona dłoń.
     -Sabine musimy już iść. On nie żyje, nie możemy juz nic zrobić.- Próbowała mówić spokojnym głosem Hera, lecz strumienie łez spływające po jej policzkach świadczyły, że również jest głeboko przejęta śmiercią jednego z przybranych dzieci i załamaniem drugiego.
         -Nie zabierzecie mnie od niego! Na pewno ci idiotyczni lekarze się pomylili i on tylko śpi, zobaczcie wygląda jakby spał.- odpowiedziała jej histerczycznym tonem Sabine.- Ezzy obudź się! Bridger wstawaj ty durniu!- Lasat tylko pokręcił głową na ten widok i siłą odciągnął Sabine od zwłok Ezry.
       -Sabine to naprawdę koniec. On... on odszedł, już na zawsze. Nie obudzi się jak jakbyś go nie wołała. To ciężkie dla nas wszystkich ale...- Nie zdążył dokończyć ponieważ dziewczyna wyrała sie z jego uścisku i wybiegła z pokoju. Chciał ją dogonić jednak powstrzymała go Hera.
        -Zeb ona musi to sama przetrwawić, daj jej czas.- Lasat nie wyglądał na przekonanego, jedna posłuchał kobiety. Jak zawsze.
################################
    Pogrzeb odbył się dwa dni później. Dzięki zaciętości Hery udało się zorganizować go na Lothal, rodzinnej planecie zmarłego. Był mały i skromny, tylko Załoga Ducha i przedstawiciel dowództwa. Pojawił się na nim nawet Kanan, który przez całą uroczystość stał ze spuszczoną głową, jedną ręką obejmując Herę. Tego dnia wygłoszono tylko dwie przemowy. Pierwszą oficjalną wygłosił przedstawiciel Rebelii, choć była to formułka wygłaszana na każdym pogrzebie, a drugą Zeb który z kamienną twarzą wygłosił przemowe w imieniu całej załogi. On jako jedyny miał odwagę to zrobić. Po tym ciało zostało pochowane niedaleko wieży Ezry, każdy zgodnie stwierdził że to najlepsze miejsce na ostatni spoczynek Ezry Bridgera.
################################
      Każdy z członków załogi przeżył tą śmierć inaczej. Kanan przestał medytować na powietrzu, zbyt przypominało mu to treningi z jego byłym juz padawanem. Zeb i Chopper przestali robić sobie nawzajem żarty i ganiać się po statku, przez co w maszynie panowała martwa cisza. Sabnie przemalowała swoje włosy na czarno, a zbroję na szaro. Z jej kajuty nie dochodziły już dźwięki pryskania farby. Hera jako jedyna z całego towarzystwa próbowała pozostać normalna, choć nieraz można było zauważyć jak wychodzi z byłej kajuty Ezry z opuchnietymi oczami. Zeb udawał że tego nie widzi, i tak większość czasu spędzał samotnie poza bazą oddajac sie tylko sobie znanym zajeciom. Załoga spędzała cały swoj czas siedząc w Duchu lub poza bazą, na jej teren wchodzili tylko w ostateczności, nie mogli juz znosić tych współczujacych spojrzeć i szeptów o Ezrze. Oczywiście każdego z nich męczyły koszmary o ich zmarłym przyjacielu, lecz nie wiedzieli że najgorsze dopiero nadejdzie

13 Powodów | Ezra Bridger |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz