Rozdział 6

3 0 0
                                    

     Otworzyłam oczy łapczywie wdychając powietrze. Wszystko powoli do mnie docierało. Te pięć wydarzeń, próby. Cholernie ciężkie próby. Rada, obserwowała. To koniec. Zdałam? Oczywiście, że tak. Musiałam. Nie było innej opcji. Podniosłam się i spojrzałam na siedem tronów.

-Moje gratulacje Impi. Właśnie zostałaś pełnomocnym członkiem Rady Magów. - Powiedział Aaron, ale tak jakoś poważnie. I ja nie byłam w nastroju do żartów. Nie jestem nawet szczęśliwa, mimo że właśnie o tej chwili marzyłam od lat. Po prostu te katastrofy, tata...

-Ale... - Zaczął Michael nie patrząc mi w oczy. Wpatrywałam się w niego nie rozumiejąc. Jakie kurwa masz znowu ale? Nie dość dziś przeżyłam? Mógłby odpuścić.- Zdziwiły nas twoje myśli. Twoje reakcje w obliczu zagrożenia były podobne, co jest rzeczą naturalną. Ale selekcja naturalna...

-To mnie akurat trochę przestraszyło. - Powiedziała delikatnie Seriana poprawiając turban na głowie. - Twoje myśli, że my jako Rada chcielibyśmy doprowadzić do rzezi... 

-Niepokojąco wiąże się to z naszymi wizjami o zagładzie ludzkości. - Mistrz Lauren patrzył w przestrzeń. Wyjątkowo nie mówił powoli.- Myślisz, że to powinniśmy zrobić. -Nie zapytał, on to stwierdził. Czy ja chciałam zagłady? To nie jest tak prosty temat, ale... ale chyba usunięcie zagrożeń jest dobre...- To przodkowie wywołali twój stan, na który co prawda nie mieli wpływu, tak jak my, ale te myśli docierały do nas bardzo mocno, jakby podkreślone. Jednak wcale nie w złym sensie. 

-Sądzicie, że przodkowie coś sugerują?- Spytałam ociężale wstając z kamienia.

     Wywróciłabym się, gdyby Michael mnie nie podtrzymał. Pojawił się obok błyskawicznie służąc pomocą. Jednak do czegoś się przydaje. Ścisnęłam jego ramię utrzymując równowagę i stanęłam opierając się niego. Lizaly zabiłaby mnie.

-Porozmawiamy o tym po spotkaniu międzyrasowym, wtedy będziemy mieli więcej czasu.- W sumie racja. Dość wrażeń jak na dziś. -Teraz jest czas na świętowanie twojej nowej pozycji...Mistrzyni Impi.- Dodał z uśmiechem Agnarok.

     Właśnie to do mnie dotarło. Mistrzowie zebrali się w jednym miejscu, by być podczas testu moich zdolności. Zdałam go. Wstąpiłam do Rady. Zostałam Mistrzynią. Pokonałam Michaela o całe dziesięć miesięcy!

- W każdej sytuacji wykazałaś się niebywałą odwagą i inteligencją. W każdym przypadku zapanowałaś nad chaosem i zniszczyłaś jego źródło. Nawet wtedy, gdy był nim twój autorytet, którego kochasz. Jesteśmy dumni, że od teraz jesteś jedną z nas. - Mistrz Katarion przytulił mnie, po czym w jego ślady poszła cała reszta, poza Michaelem, który po prostu stał obok. 

     Seriana odeszła na chwilę na bok, by powrócić z długim, czarnym zwojem. Rozwinęła go na podeście i uśmiechnęła się do mnie podając mi pióro. Czas na zapisanie się w nim swoim śmiesznym imieniem. Zaczęłam pisać złotymi literami datę, nazwisko i imię, tuż pod popisem Mistrza Duvasa. Jeśli zmienię nazwisko Deklaracja samoistnie przekształci się, a po śmierci zmniejszy czcionkę. Całkiem użytecznie. Spojrzałam wyżej na podpis Michaela z datą sprzed niecałych czterech lat, a później na starożytny spis praw i obowiązków Rady Magów. Każdy Mistrz w historii podpisał się na tym zwoju. Podziwiałam tą Deklaracje już tysiące razy, bo jest ona dostępna w bibliotece w każdym magicznym Pałacu. Co prawda jest jedna, ale kiedy układamy ją na przeznaczone jej miejsce pojawia się we wszystkich Pałacach. Czar magii, magia czaru...nie ważne, coś w ten deseń. Jedyna skazą na zwoju jest pięć małych podpisów pomiędzy dużymi. Pięciu Mistrzów, którzy kilka lat temu, w tajemniczych okolicznościach stracili życie. Sprawy do dziś nie udało nam się rozwiązać, ale przodkowie uznali ją za zamkniętą, więc nikt nie drąży.

WojnaWhere stories live. Discover now