5. "czerwone wino odrobinę miesza"

2.3K 131 20
                                    

Emerson

Od kilku dni chodziłam bardzo zdenerwowana. To wszystko za sprawą salonu z sukniami ślubnymi "Santa Irwin", a raczej jednego z ich pracowników, czyli Luke'a Hemmingsa. Co prawda napisał mi, że sukienką zajmuję się już jego krawcowa i na dniach będę mogła ją odebrać, lecz to nie zmienia tego jak bardzo Grayson był wściekły, kiedy zobaczył mnie w tamtej, zdecydowanie za krótkiej, kreacji. Uwierzcie mi, ale cudem udało mi się go namówić, abym to ja poszła i zwróciła ją do salonu. W innym przypadku Luke leżał by już pobity w rowie.

Aktualnie ja, Grayson oraz mój tata byliśmy w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w Los Angeles. Richard był bardzo zaangażowany w ślubne przygotowania, cały czas do mnie wydzwaniał i pytał o różne szczegóły związane z weselem. Aby zaangażować się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, postanowił zaprosić mnie i mojego narzeczonego na kolację. Z jednej strony się cieszyłam, bo dawno się tak mną nie interesował, jednak z drugiej strony wiedziałam, że robił to tylko dlatego, żeby podlizać się brunetowi, który lada moment miał zostać moim mężem.

Jedzenie, które zamówiłam średnio mi smakowało. Jak to ostatnio powiedział mi Luke "najdroższe nie oznacza najlepsze". Nie wiem dlaczego nagle teraz sobie o tym przypomniałam, lecz było w tym dużo prawdy.

- Co z tym pierwszym tańcem? - zapytał mój ojciec, po czym wziął łyk białego wina.

- Jutro o dwudziestej mamy mieć pierwszą lekcje - wytłumaczył Grayson, na co przytaknęłam.

- A co tak późno? - zdziwił się Richard.

- Dobrze wiesz, że teraz w firmie mamy urwanie głowy i niestety nie dam rady wyrwać się wcześniej - westchnął i wrócił do jedzenia swoich krewetek.

- Jak najbardziej to rozumiem - wtrąciłam, uśmiechając się nieco sztucznie, lecz oni nawet nie zwrócili na to szczególnej uwagi.

Byłam w szoku jak na człowieka może wpłynąć śmierć ukochanej osoby. Wierzcie lub nie, ale mój tata nie zawsze taki był. Pamiętam te czasy kiedy mama żyła i chodziliśmy razem na wspólne wycieczki do kina, na plażę. Jeździliśmy na wakacje do słonecznej Hiszpanii. Teraz Richard stał się wielkim snobem, którzy patrzył tylko i wyłącznie na czubek własnego nosa. To było przygnębiające, lecz mimo wszystko miałam nadzieję, że gdzieś pod tą skorupą dalej kryje się kochający oraz pomocny ojciec.

- Idziemy na papierosa - z zamysłu wyrwał mnie głos Graysona.

- Jasne, idźcie - udawałam obojętną, ale prawda była taka, że na punkcie palenia byłam ciut przewrażliwiona, to pewnie dlatego, ponieważ moja matka umarła na raka.

Siedziałam i popijałam wino, aż nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Miałam przeczucie, iż to może być mój telefon, dlatego zajrzałam do torebki. Na wyświetlaczu zobaczyłam SMS'A od sukienka.

Tak, zapisałam Luke'a jako sukienka, bo nie chciałam, aby narzeczony robił mi jakieś sceny zazdrości. Co prawda, w ogóle nie pisałam z Hemminsgem, nie licząc oczywiście tego kiedy dał mi znać, że mój biały łachman jest już u krawcowej, ale Grayson lubił sobie dopowiadać różne historie.

sukienka: Masz już składankę na wesele? Ja na pewno bym wybrał "Perfect" od Edka.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się skąd nagle takie pytanie. Przecież my nie byliśmy żadnymi przyjaciółmi czy coś w tym stylu. Mimo to postanowiłam odpisać.

ja: Pewnie matka mojego narzeczonego się tym zajmie

Nie zapominajmy o tym, że Lauren Kutcher również była bardzo zaangażowana w przygotowania, tak samo jak Jason - czyli ojciec Graysona. Chyba tylko ja byłam tym rodzynkiem, który za bardzo nie interesował się tym ślubnym szałem. A jako przyszłej pannie młodej powinno mi zależeć, aby wszystko wypadło jak najlepiej. Problem był w tym, że nawet w najmniejszym stopniu mi nie zależało.

sukienka: Miałem podobnie

ja: Rozwiedliście się?

sukienka: Lauren była suką do kwadratu, więc nie miałem wyjścia

ja: Moja przyszła teściowa ma na imię Lauren, lol

sukienka: Też jest suką?

ja: Trochę..

- Czy to Diana? - usłyszałam za sobą głos Graysona.

- Mhm..tak - uśmiechnęłam się lekko - Pyta czy mamy już składankę na wesele.

Przez te pół roku u boku rodziny Kutcher, udało mi się opanować kłamanie do perfekcji.

- Och, lepiej niech się tak nie miesza - powiedział Richard, jak gdyby on wcale się nie wtrącał.

- Skoro już wróciliście, to wybaczcie, ale pójdę do toalety - wzięłam torebkę i ruszyłam w stronę toalet.

Nie było kolejki, więc bez problemu weszłam do bogato zdobionej łazienki i usiadłam na niedużym blacie umywalkowym, po czym napisałam do blondyna.

ja: Czemu do mnie piszesz?

sukienka: Czerwone wino odrobinę miesza człowiekowi w głowie

ja: Wiadomo co z moją ślubną kreacją?

sukienka: Nie wiem....może będzie za trzy tygodnie.

ja: Co?! Jakim cudem Ty pracujesz w "Santa Irwin"?

sukienka: Wykształcenie nie piwo - nie musi być pełne...

sukienka: Żartuję, powinna być pojutrze

ja: Masz szczęście, bo inaczej bym Cię wykastrowała

Czemu ja to napisałam?

sukienka: Nie tak ostro Em

ja: Jakie Em?

sukienka: Nie bądź głupia, to skrót od Emerson.

ja: Dzięki, Lu

sukienka: Skrót od Luke? Brzmi chujowo

- Długo jeszcze? - zapytał kobiecy głos, który już od dobrych trzech minut dobijał się do drzwi.

ja: Wracam do Graysona, paa

sukienka: To ten Twój kochaś? Nazwałem tak kilka lat temu chomika

ja: Współczuję chomikowi.

Już nie patrzyłam co Luke odpisał tylko schowałam telefon do torebki i wyszłam z toalety, mijając po drodze wściekłą blondynkę, która pilnie musiała załatwić swoją potrzebę. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do stolika. Krótka konwersacja z niebieskookim trochę poprawiła mi humor.

------

Z czasem rozdziały będą dłuższe ☺️







Hey, let's get married // Hemmings [zakończone] Where stories live. Discover now