22. "jest częścią rodziny"

2.1K 110 5
                                    

Luke

- Wyglądasz dobrze, Luke - powiedziała Emerson, która nagle znalazła się za moimi plecami. 

Stałem przed lustrem, próbując dopasować koszulę do moich materiałowych spodni o granatowym kolorze. Ostatecznie zdecydowałem się na klasyczną białą i włożyłem ją w spodnie. 

Dziś był ważny dla Olivera dzień. Kończył pierwszą klasę szkoły podstawowej, a w dodatku szkolne kółko teatralne do którego chłopiec należy, gra przedstawienie z tej okazji. Jako ojciec niemal natychmiast dostałem od niego zaproszenie. Kolejne wręczył Emerson, nalegając, aby przyszła. Brunetka nie miała serca mu odmówić. Trzecie zaproszenie wysłał Liz, z czego średnio się cieszę. Ostatnio byłem tak zajęty, że nawet nie poinformowałem jej, że ja i Emerson oficjalnie jesteśmy razem, a dziewczyna na nowo u mnie mieszka. Wiedziałem, iż moja matka nie będzie z tego powodu zadowolona, ale miałam chociaż nadzieję, że będzie umiała się zachować w tak ważny dzień. 

- Ty wyglądasz jeszcze lepiej - odpowiedziałem po chwili, puszczając oczko Emerson. Odwróciłem się w stronę brunetki i lekko przybliżyłem, chwytając jej dłoń. W obcisłej szmaragdowej sukience do kolan prezentowała się naprawdę zdumiewająco. 

- Jesteś dla mnie bardzo ważny - szepnęła, kiedy jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie - Mam nadzieję, że między nami będzie teraz jeszcze lepiej.

- Kocham Cię, Emerson - powiedziałem, składając pocałunki na jej szyi - A teraz skończmy już gadać, bo chcę Cię pocałować. 

Jak na zawołanie oboje zamilkliśmy, a ja wpiłem się w jej usta. Emerson chwyciła mnie za koszulę i przyciągnęła bliżej siebie, pojękując cicho. Ująłem jej twarz w dłonie, rozkoszując się słodkim zapachem jej kwiatowych perfum. Chciałem więcej, chciałem jej....jednak jak na złość ktoś musiał nam przerwać. Chyba po prostu ludzie uwielbiają nam przeszkadzać. 

- Stop! - zapiszczał Oliver - Musimy wychodzić! Zaraz się zaczyna, tato. 

Oderwałem się od Emerson, dysząc ciężko. Uśmiechnąłem się w jej stronę i szepnąłem cicho na ucho tak, aby młody nie usłyszał.

- Dokończymy to wieczorem... - na samą myśl o tym poczułem, narastające podniecenie w spodniach.

*

- Oliver jest w naprawdę dobry - powiedziała Emerson, kiedy przedstawienie się skończyło. 

Wszyscy na sali klaskali w tym my. Kątem oka widziałem jak moja mama ociera chusteczką łzy, cieknące po policzkach. Delikatnie ją objąłem i uśmiechnąłem w jej stronę. Wiedziałem, że są to raczej łzy szczęścia. Mi samemu też chciało się płakać. Mój syn, któremu jeszcze niedawno zmieniałem brudne pieluchy, bo Lauren się brzydziła, miał już siedem lat. Byłem pewien, że w przyszłości zrobi niezłą karierę jako aktor. 

Pomachałem do niego, kiedy stał na scenie razem z innymi dziećmi, które też brały udział w spektaklu. Oliver grał szkolnego łobuza i świetnie w czuł się w te rolę. Mam tylko nadzieję, że w prawdziwym życiu będzie raczej tym grzecznym nastolatkiem, a nie łamiącym innym nosy gogusiem. 

- Jestem z niego taka dumna - odezwała się po chwili Liz - Co powiedziecie na to, aby Oliver przyjechał do mnie na kilka dni? W końcu zaczęły się wakacje, a Wy mielibyście trochę czasu dla siebie. 

- Mamo? Upadłaś na głowę? - zapytałem zaskoczony tą propozycją, gdy moja matka zobaczyła, że przyszedłem razem z Emerson nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu. 

- Luke - skarciła mnie spojrzeniem Emerson. 

- Zastanawiam się skąd ta zmiana w Twoim nastawieniu, mamo - wzruszyłem ramionami, przyglądając się uważnie jak dzieciaki odbierają świadectwa. Na sali zrobiło się już duże zamieszanie, więc mogliśmy swobodnie ze sobą rozmawiać.

- Jak nie chcesz to nie - fuknęła jak małe dziecko - Emerson, wpadniesz do mnie na kawę? 

- O co cho.... - zacząłem, jednak Douglas szybko wcięła mi się w zdanie.

- Z miłą chęcią - uśmiechnęła się ciepło, co moja matka odwzajemniła.

- Nie wiem co się tu dzieję, ale zostawię to bez większego komentarza - zaśmiałem się i drugą ręką objąłem Emerson - A i Twoja propozycja wzięcia Olivera do siebie nadal aktualna? 

- Co ja? - zapytał młody, pojawiając się naprzeciwko nas ze świadectwem w ręku.

- Co powiesz na weekend u mnie? - zapytała Liz, po czym przytuliła mocno swojego wnuka.

- Super! - zapiszczał - A co z Nowym Jorkiem? 

- Jaki....co? O czym Ty mówisz, Oliver? - zapytała zdziwiona Emerson, po czym spojrzała na mnie.

- Tata zaproponował, że jak będę grzecznie chodził do szkoły cały rok to zabierze mnie w wakacje na wycieczkę do Nowego Jorku - wytłumaczył, odsuwając się nieco od natarczywej babci. 

- Myślałem, że już o tym zapomniałeś, ale okej....odwiedzimy to zatłoczone miasto za kilka tygodni - uśmiechnąłem się i poczochrałem młodego po włosach - To tylko pięć godzin samolotem. Tylko pięć.

Wspominałem jak bardzo boję się latać? Nie? To teraz właśnie to mówię. Panicznie się boję i nawet nie chcę sobie wyobrażać tego jak bardzo będę panikować, kiedy będę musiał wsiąść na pokład. Ale czego się nie zrobi dla syna, prawda?

- Emerson z nami pojedzie? - zapytał, gdy całą czwórką wyszliśmy na zewnątrz. 

- Jest częścią rodziny, więc pewnie tak - powiedziałem i chwyciłem brunetkę za rękę.

Te słowa znaczyły więcej niż samo kocham cię. Moja mama chyba właśnie zaakceptowała fakt, że Emerson odgrywa ważną rolę w moim,  jak i Olivera, życiu. Cieszyłem się, bo wszystko w końcu zaczęło się układać. Miałem dosyć dobrze płatną prace, własne mieszkanie i rodzinę. Rodzinę w której zaufanie i miłość miały duże znaczenie. 

Mam wiele wad i kiedy rozwodziłem się z Lauren nigdy bym nie pomyślał, że uda mi się znaleźć kogoś kto w pełni zaakceptuję mnie takiego jakim jestem. Ale chyba właśnie mi się udało. Znalazłem Emerson. 

------

Rozdział jest krótki, ale nie ma co przedłużać. Przed nami jeszcze tylko epilog!




Hey, let's get married // Hemmings [zakończone] Where stories live. Discover now