16. "błagam Cię..."

2K 108 2
                                    

Luke

Nigdy bym nie pomyślał, że w mieszkaniu moim oraz Olivera zamieszka kiedykolwiek jakaś inna kobieta oprócz mojej żony. Byłej żony. No i może Liz, która od czasu do czasu wpadała w odwiedziny. 

Od tamtego feralnego popołudnia minęły już trzy dni. A co za tym idzie od trzech dni mieszka z nami Emerson. Nie żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało. Po prostu między nami jest dość napięta atmosfera, a sytuacja w jakiej się znaleźliśmy jest co najmniej....dziwna. Wyobraźcie sobie, że zakochujecie się w kobiecie i niszczycie jej związek, następnie ona nie ma się gdzie podziać, więc zamieszkuje u Was i w dodatku obwinia za wszystko co się w jej życiu wydarzyło. 

W pewnym sensie jestem w stanie ją zrozumieć. W końcu w jednej chwili zawalił jej się cały świat. Nie bardzo ma się gdzie podziać, nie mówiąc już o środkach do życia. Z tego co wiem Diana dalej nie odbiera od niej telefonów, a ojciec napisał tylko krótką wiadomość o treści "odezwę się niebawem". Szczerze trochę jej współczułem i w pewnym sensie byłem w stanie zrozumieć. Sam kiedyś byłem w podobnej sytuacji, kiedy to Lauren zostawiła mnie samego z synem. Również było mi ciężko, lecz wyszedłem na prostą.

- Co dokładnie powiedziałeś Oliverowi? - zapytała brunetka, pojawiając się w kuchni.

Wyglądała jak chodzący trup. Włosy rozczochrane, do tego wory pod oczami, przygarbiona sylwetka i dresy wraz moją starą koszulką robiły swoje. 

- Że masz problemy rodzinne, dlatego na chwilę u nas pomieszkujesz - wzruszyłem ramionami. 

Młody był w szkole, więc mogliśmy rozmawiać swobodnie o jej problemie oraz o tym co nas łączy. Lub nie łączy. Bo właściwie to nic szczególnego między nami niema. No, oprócz tego, że się w niej kocham.

- Dzięki, Luke - westchnęła, po czym usiadła na krześle przy kuchennym stole. 

- Może kawy? Wyglądasz jak czupiradło - uśmiechnąłem się, próbując ze wszystkich sił poprawić dziewczynie humor. Niestety bezskutecznie. 

- Bywa i tak - mruknęła - I nie chcę kawy. 

- Okej, to co powiesz na południe z "Piorunem"? - zaproponowałem. Jako dziecko byłem wielkim fanem tego filmu i no cóż....do tej pory jestem.

- Ciekawa propozycja, ale nie mam na nic ochoty. Wrócę do pokoju - powiedziała, podnosząc się z krzesła.

Czy wspominałem o tym, że na czas pobytu Emerson muszę spać na kanapie w salonie, ponieważ brunetka zajmuję moją sypialnię? 

- Masz szczęście, bo akurat mam dziś wolne - klasnąłem uradowany w dłonie, wpadając na genialny pomysł - Co powiesz na wspólną przejażdżkę na rowerach? 

- Nie mam tu roweru ze sobą - powiedziała z obojętnym wyrazem twarzy.

Zapewne mój pomysł się jej nie spodobał, ale hej! W końcu nazywam się Luke Hemmings, mam dar przekonywania. 

- Przy parku mają dużo do wypożyczenia, co Ty na to? - uśmiechnąłem się, poruszając brwiami.

- Luke, naprawdę doceniam to jak bardzo się sta.... - zaczęła, lecz nie dane jej było dokończyć.

- Świetnie! Tak myślałem, że się zgodzisz. A teraz leć się zbierać, za dziesięć minut widzimy się przy drzwiach. 

- Jesteś niemożliwy - lekko się uśmiechnęła i dodała - W dodatku dziesięć minut to mało czasu jak dla kobiety.

- Błagam Cię - wywróciłem oczami - Nie marudź tylko rusz ten tyłek - powiedziałem wręcz wypychając ją z kuchni. 

*

- To co? Kto pierwszy przy plaży? - zapytałem z głupim uśmieszkiem, wsiadając na rower. 

- Myślę, że masz marne szanse, ale niech Ci będzie. 

I tym o to sposobem właśnie przekraczałem rowerową prędkość, o ile w ogóle taka istnieję, ścigając się z Emerson. W duchu bardzo cieszyłem, nawet byłem z siebie dumny, iż udało mi się choć trochę rozweselić dziewczynę. 

Inni ludzie pewnie mieli nas za wariatów. W końcu to nie codzienny widok, gdy dwójka osób grubo po dwudziestce ściga się ulicami Los Angeles. Ale pamiętajmy złotą zasadę mówiącą, że wszystko jest dla ludzi i nie należy się przejmować tym co mówią inni. 

Kiedy poznałem Emerson miałem wrażenie, że ona chyba aż za bardzo przejmuję się opinią innych. Była spięta i sprawiała wrażenie sztywnej damy, uważającej się za lepszą od wszystkich. W momencie gdy poznałem ją trochę bardziej zdałem sobie sprawę jak bardzo się myliłem. 

Uwierzcie, Emerson Douglas jest jedną z najbardziej żywiołowych i zaskakujących osób jakie znam. Nigdy wcześniej bym nie powiedział, iż dziewczyna umie tak szybko pedałować i wyprzedzi mnie w rowerowych wyścigach.

- Oszustka! - krzyknąłem, próbując ze wszystkich sił ją dogonić. W rezultacie omal nie zderzyłem się z jakimś typem, który wyglądem przypominał typowego dresa. Całe szczęście, że jednak udało mi się tego uniknąć, bo chyba nie chciałbym mieć z nim do czynienia.

Kiedyś muszę zabrać na taką przejażdżkę Olivera. Młody na pewno by się ucieszył. Może i Emerson wybrałaby się z nami? Nie, nie wydaję mi się, aby chciała spędzać z nami aż tyle czasu. Wystarczy jej już chyba codzienne granie w szachy wieczorami. Tak, mój syn dzień w dzień namawia ją do gry. 

Głośno dysząc dojechałem na plażę i zszedłem z roweru. Brunetka była tu chwilę wcześniej, a teraz właśnie odstawiała swój popisowy taniec zwycięstwa. 

- Brak kondycji. Ostatnio nie mam czasu chodzić na siłowanie - próbowałem się jakoś wytłumaczyć. Następnie oparłem się o słup i przetarłem ręką pot z czoła.

- Tak, tak - śmiała się Emerson. 

Wydawać by się mogło, że zapomniała o swoich problemach. Ale ja wiedziałem, iż pewnie dalej  nie daję jej to spokoju mimo, że otwarcie tego nie pokazuję. Plus tego jest taki, albowiem nie obwinia mnie już za całe zło tego świata. 

- Idziemy się przejść na molo? - zapytała.

- Co z rowerami? Raczej nie wniesiemy ich na piach.

- Hm... - chwilę się zastanawiała - Nie wiem, zostawmy je tu i módlmy się, żeby nam nikt nie zawinął. 

- Pokryjesz koszty jeśli ktoś nam je ukradnie? - uniosłem brew.

- Jak tylko znajdę jakąś pracę to oczywiście - uśmiechnęła się i kiwnęła zachęcająco w stronę molo.

- Niech będzie - zgodziłem się, następnie zdjąłem swoje buty i ruszyłem w stronę piasku. Emerson zrobiła to samo. 

- Kiedy byłem małym chłopcem, ja i dwójka moich starszych braci często robiliśmy sobie zawody typu kto dłużej wytrzyma pod wodą lub zbuduję najlepszy zamek z piasku - wyznałem, po chwili ciszy.

- To uroczę - powiedziała i zbliżyła się do mnie - Zazdroszczę, bo ja nigdy nie miałam rodzeństwa. Bawiłam się raczej sama. 

- Możemy to nadrobić - uśmiechnąłem się szeroko - Założę się, że mój zamek będzie sto razy lepszy od Twojego. 

- Ach, tak? Nie byłabym tego taka pewna, Hemmings - zaśmiała się. 

- To patrz! - krzyknąłem i podbiegłem w stronę wody, po czym usiadłem na piasku, zaczynając budować prawdziwą fortecę.

- A co z molo? - zapytała podbiegając w moją stronę i siadając na przeciwko.

- Zaczeka, a teraz odsuń się, bo tu powstaję wielkie zamczysko - nawet na nią nie patrzyłem, byłem zbyt pochłonięty rywalizacją. 

Tym razem nie zachowywaliśmy się już jak nastolatkowie. Tylko raczej jak banda dziesięciolatków.

-----

Możecie napisać co sądzicie o tej dwójce ❤️

Do następnego!




Hey, let's get married // Hemmings [zakończone] Where stories live. Discover now