18. "mamo, tato"

2.1K 132 31
                                    

Luke

Odkąd pamiętam uwielbiałem oglądać ludzkie dramaty. I nie mówię tutaj o gatunku filmowym. Mam na myśli raczej kłótnie rodzinne lub te w szkole między nauczycielem, a uczniem. No i oczywiście awantury w związkach. Lubiłem się temu wszystkiemu przyglądać. I możecie mnie uznać za dziwaka, ale przecież nikt nie powiedział, że Luke Hemmings jest w pełni normalny. 

Tak czy inaczej podkreślmy tu słowo "lubiłem". Ponieważ kiedy poznałem Emerson automatycznie przestałem. Ta kobieta niesie ze sobą falę ciągłych dramatów. W jej życiu ciągle są jakieś komplikację, których ja jestem świadkiem. Tak również jest tym razem. 

Starałem się powstrzymać rozwścieczoną, a zarazem zrozpaczoną Emerson, która właśnie biegła do Diany oraz Graysona. Niestety na marne. Wziąłem jedynie głęboki wdech i ruszyłem za brunetką, wiedząc, że to wszystko nie skończy się dobrze.

- Dlatego nie masz czasu? Mój były narzeczony, aż tak dużo Ci go zabiera? - zapytała Emerson z nutką goryczy w głosie i stanęła na wprost siedzącej dwójki. 

- Emerson? - zapytała Diana. Po jej minie można było bardzo łatwo stwierdzić, że jest przerażona.

- Sama powiedziałaś były - wtrącił Grayson, który wstał z ławki, a Diana poszła w jego ślady - Więc w czym problem?

- Och, zamknij się - wywróciła oczami, po czym zwróciła się do swojej przyjaciółki - Zamierzałaś mi w ogóle o tym powiedzieć? 

- Jasne, że nie - tym razem to ja postanowiłem się w trącić - Nie spodziewałaś się nas tu co, Diana? 

- Przepraszam - szepnęła i cała zaczerwieniona spuściła głowę w dół - Ty i Grayson nie pasowaliście do siebie, więc myślałam...

- Co? Co sobie myślałaś? - wyraźnie było słychać, iż głos Emerson załamywał się coraz bardziej. Chciała grać silną, ale im dłużej to wszystko trwało tym bardziej była bliska płaczu.

- Że jak będę Ci mówić o Luke'u i namawiać na jakąś randkę....zdecydujesz się zostawić Grayson'a - dokończyła po chwili. Kątem oka dostrzegłem jak wyciera łzy z policzka.

- Ile to trwa? - Emerson zadała kolejne pytanie, podczas gdy ja i Grayson zupełnie wyłączyliśmy się z rozmowy. 

- Dwa miesiące.

- Tyle czasu... - pokręciła głową z niedowierzaniem - Tyle czasu mnie okłamywałaś. 

- Naprawdę przepraszam. Tak bardzo żałuję. Mogłam to przerwać lub.... - Diana usilnie próbowała skleić jakieś sensowne zdanie, ale na marne. 

- Jesteś wredną żmiją, szmatą i nie chcę Cię znać. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy wobec siebie szczerze. Zwierzałam Ci się ze wszystkiego, a Ty podle mnie oszukiwałaś - powiedziała Emerson i tym razem dała upust swoim łzą. Diana poszła w jej ślady i teraz obie wyglądały jak pandy.

- Chodźmy, Emerson. Nie ma sensu z nimi dłużej rozmawiać - mruknąłem i podszedłem do brunetki, otaczając ją ramieniem. 

- Jeszcze jedno. Wiedz, iż powiem o wszystkim Calum'owi. Jego też potraktowałaś jak zabawkę.

- Proszę, nie mów mu. Sama to zrobię - szepnęła błagalnym tonem. 

- Nie wierzę Ci - prychnęła Emerson i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, po czym odeszliśmy od tej dwójki. A właściwie to samej Diany, bo Grayson zdążył się szybko ulotnić. 

- Wrócę do mieszkania taksówką, a Ty idź się baw z synem - powiedziała gdy byliśmy już nieco dalej od miejsca tego nieprzyjemnego zdarzenia

- Nie zostawię Cię takiej umazanej. Chłopaki się nim zajmą, a ja wynagrodzę mu to innym razem - odparłem. 

- Robisz dla mnie zdecydowanie za wiele - szepnęła, pociągając nosem. 

Żebyś tylko wiedziała - pomyślałem, lecz powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tych słów na głos. 

*

Minęło kilka dobrych tygodni od przyłapania Diany na gorącym uczynku. Emerson zaczęła pracę i jak na razie szło jej całkiem w porządku. Obecnie poszukiwała mieszkania do wynajęcia. I ku mojemu zdziwieniu odzyskała kontakt z ojcem, który zaproponował pomoc finansową, lecz brunetka odmówiła. Stwierdziła, że chcę sama stanąć na własne nogi i nie chcę od niego żadnych pieniędzy. Ich kontakt nie jest jakiś najlepszy, ale zawsze coś. 

A właśnie. Jeśli mowa o kontakt z rodzicami to wczoraj dostałem wiadomość od Liz z której wynika, że właśnie dzisiaj ma wpaść na obiad. Co oznacza, iż od rana latam z mopem i ścierką do kurzu. Liz Hemmings to królowa porządku, a ja nie zamierzam znowu wdawać się z nią z tego powodu w dyskusję.

- Wkładam kurczaka! - krzyknęła z kuchni Emerson, która postanowiła pomóc mi w przygotowaniach. 

Jakbyście się zastanawiali między nami nic nie ma. No może oprócz tych kilku potajemnych pocałunków i zdecydowanie za długich objęć. Ale uwierzcie mi to nie było zamierzone! Po prostu byliśmy sami i tak jakoś...samo z siebie wyszło. Tak czy inaczej żadne z nas jak dotąd nie wyznało drugiemu wielkiej miłości. Po za tym czy to jest w ogóle jakakolwiek miłość? Nie sądzę. 

- Skończyłem szorować okno w salonie - westchnąłem i zmęczony porządkami, wszedłem do kuchni. 

- Brawo! Przydałby Ci się medal sprzątaczki - powiedział Oliver, rozkładając talerze na stole. Nie zapominajmy, że Liz to jego babcia, więc i również on musi sprzątać na jej przyjście - A Emerson kucharki. Próbowałeś jej sosu?

- Nie, a gdzie jest? - zapytałem. Zakładam, iż w moich oczach pojawiły się iskierki, kiedy zacząłem węszyć przed kuchenką. 

- Tylko odrobinę - odezwała się Emerson stanowczym tonem, nakładając trochę sosu z garnka na drewnianą łyżkę. Nim się odwróciłem wepchnęła mi ją do buzi, brudząc przy okazji mój policzek - Wybacz.

Wzięła do ręki szmatkę i wytarła brudne miejsce na mojej twarzy, stojąc kilka milimetrów ode mnie. Znowu ogarnęło mnie to uczucie pożądania na którym ciężko mi było zapanować. Wgapialiśmy się w siebie nawzajem dopóki nie usłyszeliśmy głosu Olivera.

- No pocałujcie się już. Zamknę oczy - westchnął i jak powiedział, tak zrobił.

- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedziała pośpiesznie brązowooka i szybko się ode mnie odsunęła. 

- Ja z moimi koleżankami z klasy nie jestem, aż tak blisko jak Wy - mruknął nadal mając zamknięte oczy.

- Bo.... - zacząłem chcąc wybrnąć z sytuacji. 

- Szybko! Póki mam zamknięte oczy. 

- On ma rację. Szybko - powiedziałem i czym prędzej przysunąłem się z powrotem do Emerson. Objąłem ją w talii i dotknąłem jej ciała swoim. Czułem jak drży. Powoli zbliżyłem swoje usta do jej warg. Były takie ciepłe i słodkie, tak jak zawsze. Znowu to zrobiliśmy i to w dodatku przy moim synu. 

- Fuu - usłyszałem jękniecie Olivera w tle - Mamo, tato skończyliście już? 

Momentalnie ja i Emerson oderwaliśmy się od siebie z przerażeniem patrząc sobie w oczy. Czy on naprawdę to powiedział? Mamo..

Dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę jakim jestem beznadziejnym ojcem. Młodemu brakowało matki, to pewne. A ja dałem mu nadzieję na pełną rodzinę, sprowadzając do domu Emerson i jakby tego było mało, całowałem ją przy nim. Moja matka miała rację, mówiąc, że Oliver potrzebuję obojga rodziców. Szkoda tylko, iż wcześniej nie zorientowałem się w jaki sposób dzieciak odnosi się do Emerson. Widział w niej nową mamę.

A jakby tego wszystkiego było mało w tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, informujący o przybyciu Liz. Już na starcie wiedziałem, że ten wieczór będzie jednym z gorszych w moim życiu.

Hey, let's get married // Hemmings [zakończone] Where stories live. Discover now