Rozdział 46

139 9 1
                                    

- Panno Darby, takich wyników oczekuje od przeciętnych uczniów, ale nie od Pani - rzekł mój profesor, wręczając mi do ręki kolejny nieudany sprawdzian.

Tak, zdałam go, ale trzy punkty mniej i mój wynik wyglądałby już o wiele gorzej. W porównaniu z moimi wcześniejszymi pracami była to jakaś katastrofa. I wiedziałam, że to moja wina. Zaniedbałam naukę.

- To się nie powtórzy - burknęłam pod nosem i od razu schowałam sprawdzian do swojej torby. Stwierdziłam, że obejrzę go dopiero w domu.

Wiedziałam, że powinnam znowu poświęcić więcej czasu nauce, ale równocześnie chciałam poświęcać dość czasu Harry'emu. Poza tym chodziłam wieczorami do pracy i starałam się też pomagać mamie w sklepie. Po prostu miałam dużo na głowie.

Wsiadając po uczelni do samochodu Harry'ego, chłopak od razu zauważył, że jestem nie w humorze. Byłam zła na siebie, ponieważ nie potrafiłam zbalansować wszystkiego tak, jakbym chciała. Przez długi czas nie zadawał pytań, ale upewniał się po kilka razy, czy dobrze się czuję. Jednak gdy już staliśmy pod moją kamienicą, zapytał w końcu, co się stało. Wyciągnęłam wtedy z torby swoją pracę i wcisnęłam ją bez słowa w jego ręce.

- Przecież zdałaś - stwierdził chłopak, odwracając kartkę, jak gdyby się doszukiwał czegoś błędnego w swoim stwierdzeniu. - Czy się mylę?

- Tak, ale ledwo - odparłam, wzdychając. - Zazwyczaj mam lepsze oceny. Nawet mój profesor powiedział, że źle mi idzie. Był zawiedziony.

- Nie zawsze wypadniesz świetnie. To normalne. - Harry oddał mi mój sprawdzian i przybliżył się, aby pocałować mój policzek.

- Ale ja potrafię być lepsza - wtrąciłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które zacisnęłam. - Zbyt wiele się ostatnio dzieje. Nie wyrabiam z nauką. Ale wiem, że potrafię być lepsza.

- Nie bądź dla siebie taka surowa - powiedział, kręcąc głową. - Możesz mieć wysokie wymagania, ale nie dobijaj samej siebie gorszym wynikiem. Następnym razem będzie lepiej.

- To już drugi zły sprawdzian w tym tygodniu - mruknęłam, chowając twarz w dłoniach. - Spędzam tyle czasu nad książkami, ale to wciąż za mało.

Szatyn przez chwilę się nie odzywał, a ja naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę, dlatego cisza w tym momencie była całkiem miła. W pewnej chwili jednak Harry urochomił samochód i spojrzałam lekko zdezorientowana przez palce na to, co robi.

- Harry? - Zdjęłam powoli ręce ze swojej twarzy, marszcząc brwi. - Byliśmy już na miejscu.

- Jedziemy tylko kawałek za miasto. Niedługo wrócimy - odparł, będąc skupionym na drodze.

- Harry, teraz naprawdę nie jest na to czas - rzuciłam, krzyżując ramiona. - Zawróć samochód.

Chłopak po prostu mnie zignorował, czym mnie zdenerwował. Odwróciłam wzrok, patrząc przed siebie.

- Mówię poważnie - dodałam ostro, ale starając się nie wkurzyć. - Zawróć samochód.

- Przecież zaraz wrócimy. Wiem, co robię - odparł i widziałam, że też był zły. Między nami było napięcie, które rzadko kiedy czułam przy Harrym. - Po prostu mi zaufaj.

Spoglądnęłam na niego kątem oka, licząc w głowie do dziesięciu. Kiedy doszłam do ostatniej liczby, przytaknęłam, decydując się dać po prostu spokój i zdać się na chłopaka. Może właśnie tego potrzebowałam, ponieważ w momencie, w którym wstąpiłabym do mieszkania zaczęłabym się znowu tylko niezmiernie stresować. Znalazłabym się w punkcie wyjścia. Harry prawdopodobnie chciał pozbyć się ze mnie tego uczucia, nie wiedziałam jednak w jaki sposób.

Podczas jazdy prawie w ogóle nie rozmawialiśmy, a ja chwilami myślałam, że zasnę. Byłam zmęczona, więc nie byłoby to trudne, ale wolałam nie zasypiać. Przymknęłam jednak oczy, aby przynajmniej przez chwilę odpocząć. Ryzykowałam tym, że odpłynę, ale na szczęście tak się nie stało. W pewnym momencie poczułam na swojej nodze dłoń szatyna i uśmiechnęłam się, kiedy palcami zaczął gładzić moje udo.

- Zaraz będziemy - powiedział, po czym otworzyłam oczy. Znaleźliśmy się w miejscu, które wyglądało jak z jednego z tych filmów o brytyjskiej młodzieży. Na ulicach było dosyć pusto, a obok ciągnął się strumyk.

- Podoba mi się tu - oznajmiłam, obserwując dzieci biegnące na plac zabaw.

- Na to liczyłem - odparł Harry, szukając miejsca, aby zaparkować. Ułożył dłoń spowrotem na kierownicy.

Od początku wiedziałam, że szatyn nie zabrał mnie w to miejsce bez powodu. Nie planował zwykłego spaceru i dlatego nie zdziwiłam się też, gdy nagle znaleźliśmy się w wypożyczalni rowerowej.

Harry wybrał dla nas dwa rowery, które zostały nam oddane z wielkim uśmiechem na ustach siwego mężczyzny. Kiedy przyszliśmy, wydawał się tym bardzo zaskoczony. Niemal tak, jakbyśmy byli pierwszymi klientami od wieków. Podsumowując, facet był bardziej zardzewiały niż rowery, które wypożyczał.

- Skąd znasz to miejsce? - zapytałam chłopaka, prowadząc swój rower obok niego.

- Czasami tu przyjeżdżałem. Kiedy potrzebowałem większej prywatności - odpowiedział. - Nie mówię, że jest mi tu gwarantowana, ale jest o nią prościej.

- A pomysł na rowery? - dopytałam. Doszliśmy akurat do schodów prowadzących na dół, na drogę wzdłuż strumyku. Chłopak gestem ręki wskazał, żebym poczekała i ostrożnie po nich zszedł.

- Stwierdziłem, że potrzebujesz trochę ruchu, aby wypuścić negatywne emocje - zawołał, kiedy dotarł na dół i odstawił swój rower. - Mi to zazwyczaj pomaga.

Wszedł spowrotem na górę i pomógł mi znieść mój sprzęt. Będąc na dole ubrałam na siebie bluzę, którą wcześniej zawiązałam w okół talii.

Harry znalazł się za mną i złapał delikatnie za tył mojej głowy, wypuszczając moje włosy z ciasnego kucyka. Odwróciłam się w jego stronę, a chłopak rozczochrał moją fryzurę. Przymknęłam oczy, marszcząc nos.

- Już wyglądasz na mniej zestresowaną - stwierdził i założył gumkę na swój nadgarstek.

- Bo pewnie wyglądam teraz tak, jakbym dopiero wstała - odparłam, zaczesując włosy do tył. Szatyn wywrócił oczami, uśmiechając się pod nosem.

- Nie o to mi chodziło, Darby - powiedział, wsiadając na swój rower.

- Tylko nie używaj mojego nazwiska. Amadea potrafię znieść, ale tego już nie. - Posadziłam tyłek na siedzeniu, układając ręce na kierownicy.

- Możemy przejść na zdrobnienia - zaproponował szatyn, szczerząc się. Sięgnął dłonią po moją brodę i uniósł ją delikatnie do góry. - Słoneczko, kwiatuszku, skarbie. Co ci się podoba najbardziej?

- Najbardziej chciałabym, żebyś został przy Dea. - Odtrąciłam jego rękę od swojej twarzy. - Lubię też Deuś.

- Czyli romantycznej nie będzie? - spróbował jeszcze raz, ale ja od razu zaczęłam kręcić głową.

- Raczej możesz sobie to już teraz wybić z głowy - odparłam, wzruszając ramionami i posyłając mu uśmiech.

liczba słów: 963

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz