Rozdział 69

127 14 4
                                    

Otworzyłam drzwi mieszkania, wstępując do przedpokoju. W oddali słyszałam głos Lily, która zdawała się rozmawiać przez telefon.

Zdjęłam buty, po czym spojrzałam w lustro i zaczesałam włosy. Zmęczenie zdobiło moją twarz, a resztki makijażu czekały tylko na pożegnanie z moją skórą.

Wywróciłam oczami, widząc, że moja siostra znowu nie zgasiła światła w salonie. Zawsze oglądała tam telewizję, a później zapominała o lampce przy kanapie. Rodzice za każdym razem tłumaczyli jej, że to zżera prąd, ale ona sobie to lekceważyła. Nie miałam jednak zamiaru się z nią tym razem kłócić. Byłam zbyt zmęczona. Skierowałam się w stronę pokoju, aby zgasić światło i...

- O mój Boże. - Przyłożyłam rękę do piersi, podskakując na widok ciała mężczyzny na naszej kanapie. Minęła chwila zanim uświadomiłam sobie, że to ciało należało do nikogo innego jak mojego chłopaka. Odetchnęłam zaraz z ulgą, kręcąc głową. Zapomniałam o tym, że miał zostać z Lily, dopóki nie wrócę z pracy.

Harry zasnął z książką od matematyki na klatce piersiowej i lekko rozchylonymi wargami. Uniosłam kąciki ust, zatrzymując się przy stole, na którym leżały notatki Lily. Dopilnował tego, żeby odrobiła zadania tak, jak go prosiłam.

- Amadea. - Szatyn przetarł ręką oczy, powoli unosząc się do pozycji siedzącej. - Jesteś już.

- Wystraszyłeś mnie. Jakoś wyleciało mi z głowy, że miałeś zostać - przyznałam, zajmując miejsce przy chłopaku. - I nawet odrobiłeś z nią zadania.

Przytaknął i wzruszył ramionami. Ułożył prawą rękę na moim biodrze, odkładając na bok książkę. Oparł swoją brodę na moim ramieniu.

- Później poszła się umyć, a ja w tym czasie zasnąłem - powiedział. Zmierzwiłam palcami jego loki. Były już dosyć długie, ale podobało mi się to. Wyglądał dobrze w dłuższych włosach. - Nie doszliśmy do jednej rzeczy, więc nie do końca udało nam się dokończyć zadania. Ale to drobiazg.

- Nie szkodzi. Dziękuję, że jej pomogłeś. - Uśmiechnęłam się, po czym złożyłam szybki pocałunek na jego ustach.

- Nie dzwoniłaś, prawda? - Zmarszczył brwi, sięgając po swoją komórkę, która leżała na stole. Nie musiałam odpowiadać, bo sam zobaczył, że nie ma nieodebranych połączeń. - Prosiłem cię, żebyś dzwo-

- Ale Harry, to głupie - przerwałam mu i opuściłam bezradnie ręce. Odłożył swój telefon na bok, przyglądając mi się niezrozumiale. - Nie mogę do ciebie dzwonić za każdym razem. Czasami mam ochotę wrócić... no nie wiem, na przykład słuchając muzyki, a z tobą porozmawiać dopiero jak wrócę do domu.

- Chcę tylko wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Wracasz późnymi wieczorami. Wiesz jacy ludzie się plątają po Londynie o tych godzinach - odparł, powtarzając to, co już słyszałam jakieś tysiąc razy.

- Tak, wiem. Ale wcześniej też jakoś dawałam radę. - Westchnęłam, nie wiedząc jak dobrać odpowiednie słowa. Nie chciałam, żeby się na mnie obraził, ale nie byłam też w stanie tego kontynuować.

- Wcześniej nie pisali o tobie w gazetach. Nie robiono ci zdjęć na ulicach - zaznaczył i wywróciłam oczami, bo wiedziałam, że nie odpuści. Chciałam wstać, ale szatyn trzymał mnie za rękę i nie chciał jej puścić. - Nie obrażaj się.

- Możesz mnie zostawić. - Wyrwałam mu się, kierując się w stronę kuchni. Od razu poszedł za mną, co mnie w tamtym momencie jeszcze bardziej denerwowało. Chciałam mieć tylko chwilę dla siebie, aby ochłonąć.

- Dea, porozmawiajmy - poprosił. Odwróciłam się na pięcie i skrzyżowałam ramiona. Spotkałam się ze spojrzeniem szatyna, który uniósł lekko rękę tak, jakby chciał sięgnąć znowu po moją dłoń, jednak odpuścił.

Gra Przegranych ✔Where stories live. Discover now