Rozdział 21

155K 5.3K 10.2K
                                    

Staliśmy tak kilka sekund, a chłopak dalej się nie poruszył. Czułam jak moje mięśnie się rozluźniają i już tak nie drżą, więc powoli odsunęłam się od blondyna i uniosłam powieki, patrząc mu w oczy.

-Tym gadaniem zabierałeś mi powietrze. - szepnęłam, odsuwając się na znaczną odległość.

Nienawidziłam tego całym sercem. Tego przyśpieszonego oddechu, drżenia nóg, zimnych potów i myśli, że znów jestem w tej pieprzonej komórce. Gdy go pocałowałam poczułam, że nie jestem tu sama. Okej, jest mi strasznie głupio i teraz prawdopodobnie nie spojrzę mu w oczy, ale całe szczęście, że się uspokoiłam.

-Okej. - powiedział i znów przysunął się do szybki w drzwiach.

Westchnęłam i przetarłam dłońmi twarz, spoglądając na moje stopy, ale i tak nich nie widziałam. Okej, lubię ciemność, ale gdy jestem sama w swoim pokoju i leżę pod kołdrą, słuchając piosenek Eda.

-Dobra, poszedł, więc możemy wychodzić. - powiedział, zabierając torbę z ziemi i powoli otwierając drzwi.

Wychylił głowę na korytarz, a następnie wyszedł, więc również to zrobiłam. Odetchnęłam głośno, czując przypływ świeżego powietrza.

Chłopak podszedł do okna, rozglądając się, czy aby na pewno jesteśmy tu sami.

-Okej, chodź. - mruknął, otwierając je i wyrzucając torbę na dwór. - Nie pójdziemy do zachodniego skrzydła, więc wyjdziemy oknem. - stwierdził, stając na parapecie, a już po chwili go nie było.

Jęknęłam pod nosem, również stając na dużym parapecie i patrząc w dół. Parter i aż dwa metry od ziemi. Dwa.

Znając mnie i moją łajzowatość to się wyjebię albo umrę. Tak, umrę. Skoczę, upadając na kolana, kość udowa przebije mi skórę, a karetka nie przyjedzie na czas, więc się wykrwawię, a moja śmierć będzie niezwykle bolesna i długa.

Zdecydowanie za dużo horrorów.

Błagam nie wywróć się. Błagam nie wywróć się. - powtarzałam w głowę, jak mantrę, gdy przeskoczyłam przez okno.

Śmieszne, to moja codzienna modlitwa na sporcie.

Westchnęłam z ulgą, stając na trawie. Jest dobrze.

-Chodź. - zadecydował blondyn, naciągając kaptur swojej siwej bluzy na głowę i odwracając się.

Podążyłam za nim, cały czas oglądając się za siebie i upewniając się, czy ochroniarz nas przypadkiem nie śledzi.

Boże, mam jakąś manię.

Znów przeskoczyliśmy przez ogrodzenie, ale tym razem bez mojego spadania, więc było dobrze. Przez tę aktywność fizyczną boli mnie całe ciało i mogę się założyć, że jutro zakwasy mnie zabiją.

Wsiedliśmy do samochodu, a Shey go odpalił, po czym nie włączył świateł tylko cicho wyjechał spod szkoły.

-Nigdy więcej takiego czegoś. - warknęłam, poprawiając włosy i pocierając dłońmi o uda, aby wytworzyć ciepło.

-No nie mów, że ci się nie podobało? - zapytał ze śmiechem, więc zjechałam go wzrokiem.

-Nie bardzo. - odpowiedziałam, pomijając fakt, że gdy zobaczył nas ten strażnik to prawie dostałam zawału.

Reszta drogi minęła w ciszy, a ja nie mogłam się nawet skupić na muzyce w tle, bo cały czas w głowie miałam to zdarzenie. Jest mi wstyd i nie wiem, czy on dalej też się nad tym zastanawia. Cóż, pewnie nie, bo wie, że miałam pewnego rodzaju atak i działałam w afekcie, z czego się cieszę.

Girls Love Bad BoysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz