11. Ludzie bywają okrutni.

4.7K 311 334
                                    

Theresa Stons. 

Kobieta, która poświęciła cholernie dużo czasu na to, aby przygotować nas do naszej pierwszej roli. Kobieta, której zależało chyba bardziej niż nam samym. Kobieta, której marzenia i wyobraźnia były większe niż sam Manhattan. Kobieta która chciała dużo, a jedna osoba rozwaliło 

Obie marzyłyśmy o wielkich rzeczach. Ja o tym, żeby grać w teatrze. A ona o tym, aby w końcu mogła się wykazać i wystawić coś, nad czym tak długo pracowała. A dzieliło nas od tego tak cholernie mało. Tak bardzo mało, że gdy uświadamiałam sobie, jak blisko byłam, to aż zapierało mi dech w piersiach.

- Poczekaj - powiedziałam  tylko do Matta i zatrzasnęłam drzwiczki od samochodu, które dopiero co otworzyłam. 

- Co? Ej, gdzie idziesz? - pytał Matt, mówiąc głośnym głosem, abym słyszała. I słyszałam go doskonale, ale nie odpowiedziałam na jego pytanie. Po prostu żwawo szłam prosto przed siebie, by wrócić do tego, co jeszcze nie tak dawno miało miejsce. 

Stając przed kobietą, wszystko co chciałam jej powiedzieć, zniknęło. Dosłownie jakby ktoś za pomocą czarodziejskiej różdżki odjął mi pamięć. Patrzyłam na panią Theresę, która zbytnio się nie zmieniła. Jej włosy były spięte w ładnego koka. Oczy uważnie lustrowały moją twarz, jakby chciały się w niej doszukać czegokolwiek. Na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek. 

- Co pani tutaj robi? - jako pierwsza zabrałam głos, odchrząkując nerwowo. Zacisnęłam dłonie w pięści, boleśnie wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Kobieta uśmiechnęła się ciepło, tak jak miała to w zwyczaju. Ona zawsze była uśmiechnięta. 

- Chciałam z tobą porozmawiać - mruknęła, a jej głos był trochę zachrypnięty, jakby paliła przez całe życie. Zakaszlała, zasłaniając przy tym usta dłonią. 

- Nie spodziewałabym się tutaj pani - przyznałam zgodnie z prawdą. Kobieta nabrała więcej powietrza do płuc i zamknęła oczy, jakby oddychanie sprawiało jej ból. 

- Nie zajmę ci dużo czasu - pokręciła głową. - Dosłownie dwie minutki. 

Uniosłam brwi, posyłając jej pytające spojrzenie. 

- Wiem, że Blake Brooks wrócił - oznajmiła jak gdyby nigdy nic. Skinęłam głową, przygryzając wargę. - Czy masz z nim jakikolwiek kontakt? 

Nie było sensu jej okłamywać. 

- Tak. Wrócił jakiś miesiąc temu. Mam z nim od wtedy kontakt. 

Kobieta uśmiechnęła się słabo. Dopiero teraz zauważyłam, że ma zapadnięte policzki. 

- Czy rozmawialiście o tym, co się wtedy stało? 

- To dla mnie drażliwy temat - odpowiedziałam szybko. - Nie lubię o tym mówić. 

- Rozumiem. Cóż, nie potrafię zrozumieć jego zachowania. Naprawdę, a chciałabym. Chciałabym go zrozumieć i znaleźć wytłumaczenie dla niego. To młody chłopak, zagubiony w tym świecie. Owszem, przeszedł dużo, znam jego całą historię. Ale to, że życie potraktowało go tak, a nie inaczej nie daje mu prawa, by tak się zachowywać... 

Miała rację. Choć znałam tylko marną część jego życia, wiedziałam, że kobita ma racje. 

- Po tym wszystkim musieliśmy zwrócić ludziom pieniądze za bilety. Musieliśmy opłacić teatr, co przyznam szczerze, nie było łatwe. Blake Brooks nie zniszczył tylko ciebie. Zniszczył po części też ludzi, którzy wtedy z nami pracowali. Przecież to też były ich marzenia. Wszyscy odczuliśmy skutki tego, co się stało. Jednak to ty najbardziej ucierpiałaś. Wiem, że byłaś mu bliska. I jeśli wrócił po sześciu długich miesiącach i odezwał się do ciebie, to nadal musisz być taka dla niego. 

Pakt z diabłemWhere stories live. Discover now