14. Każdy wie, że to twoje marzenie.

6.6K 319 277
                                    

Nerwowo chodziłam w tę i z powrotem, czekając aż jaśnie pan się zjawi. Umówiliśmy się na osiemnastą, a było prawie dwadzieścia minut po ustalonej godzinie. Czy on się nie znał na zegarku? Lub zdecydowanie sobie ze mnie kpił! Jak wszystko, co mnie otaczało.

Kotek na moich rękach kręcił się, a ja usilnie próbowałam go uspokoić. Nie miałam zamiaru gonić go, w razie gdyby wyskoczył z moich rąk. To by zdecydowanie była przesada. Nad nami zbierały się duże, ciemne chmury, co zwiastowało tylko jedno. Znowu miało padać.

Warknęłam pod nosem, zaciskając szczękę. Ten człowiek doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Dlaczego ja się w ogóle zgodziłam na te spotkanie? Ach, no tak. Odpowiedź była prosta i każdy znał ją bardzo dobrze. 

Chciałam być jak najbliżej niego. Przez ostatni czas nie widzieliśmy się zbyt dużo. Chłopak zniknął, nie pozostawiając po sobie śladu życia. I tak było przez tydzień. Dopiero jakieś dwie godziny temu zadzwonił do mnie i powiedział, że musimy się spotkać. Ton jego głosu wtedy sprawiał, że włoski stawały dęba. Nie przyjmował odmowy, dlatego nie miałam innego wyjścia. Musiałam wziąć kota ze sobą, ponieważ nie mogłam pozwolić na to, żeby został sam w domu z tym głupim królikiem mamy. Gucio zjadłby mojego kotka. Całkiem możliwe też, że mogło być na odwrót. 

W końcu zobaczyłam jak czarne auto podjeżdża na przystanek. Nawet z tej odległości widziałam, jak Brooks zaciska nerwowo ręce na kierownicy i patrzy na mnie tym swoim lodowatym spojrzeniem. Mimowolnie się wzdrygnęłam i przełknęłam głośno ślinę. Coś zdecydowanie było nie w porządku. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i szybko wślizgnęłam się na miejsce. 

- No nareszcie - spojrzałam na niego z wyrzutem. - Mam cię uczyć czytać godziny z zegarka? - spytałam tonem przesiąkniętym kpiną. 

- Nie radzę, żeby ten kot zniszczył coś w tym samochodzie -  warknął niemiło, patrząc na zwierzaka, który aktualnie rozglądał się po całym samochodzie. 

- Co się stało? - zupełnie zignorowałam jego uwagę, dotyczącą mojego kota. Chłopak sprawnie włączył się do ruchu, niemal dociskając pedał gazu do samego końca. - Zwolnij. Może i moje życie to gówno, ale chcę jeszcze żyć. 

Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. 

- Jestem dobrym kierowcą.

- Ty może tak, ale inni niekoniecznie - prychnęłam. - Więc? Powiesz mi co się stało? Czy będziesz zaciskał tak te zęby? W końcu któryś ci się ukruszy, a to nie będzie ładnie wyglądać. 

- Parker, podobam ci się w każdym wydaniu, więc to nie będzie problem - mruknął. 

- Nie podobasz mi się - zaprzeczyłam od razu, być może trochę za szybko. Chłopak wymamrotał ciche "mhm", na co tylko westchnęłam i wywróciłam oczami. Chyba nie miałam się dowiedzieć co się stało. Ale taki właśnie już był Blake. Nie lubił mówić o swoich problemach. Wolał pozostać skryty i dusić wszystko w sobie. W tym aspekcie byliśmy do siebie całkiem podobni. 

Głaskałam delikatnie kota, który leżał spokojnie na moich kolanach. Widziałam jak Brooks co chwilę na niego zerka i marszczy brwi, jakby przyglądał się jakiemuś ufoludkowi. 

Po kilkunastu minutach byliśmy już w jego kamienicy. Blake szybko zaparkował auto i gdy wyciągnął kluczyki ze stacyjki, wyszedł na zewnątrz. Poszłam w jego ślady, cały czas trzymając kota na rękach. Musiałam wyglądać dosyć dziwnie, chodząc po całym mieście z kotem, ale no cóż. Sytuacja tego wymagała. 

Blake wszedł do klatki pierwszy, nawet nie bawiąc się w przytrzymanie dla mnie drzwi. Wywróciłam oczami, mrucząc pod nosem ciche "cholerny dżentelmen". Dobrze wiedziałam, że to usłyszał, ale pozostawił to bez komentarza. On zawsze słyszał i widział to, czego nie powinien. 

Pakt z diabłemWhere stories live. Discover now