III

15 5 4
                                    

Nic nie mogłem zrobić. Yoochun i Junsu zabrali swoje rzeczy.

Gdy tylko obudziłem się rano, oprócz niesamowitego bólu głowy towarzyszyła mi wielka samotność. W dormie nie było nikogo poza mną i chwilę zajęło mi zastanowienie się, co zrobić dalej. Chciałem porozmawiać z chłopakami, ale nie wiedziałem nawet, gdzie ich znajdę, a wyruszanie bez planu w przypadku tak kruchej sytuacji było skrajnie lekkomyślne.

W szafkach znalazłem jeszcze jakieś produkty spożywcze, więc przynajmniej nie musiałem nigdzie wychodzić (a miałem nadzieję, że nikt mi nie zabrał auta wytwórni). Kiedy chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi, natychmiast oderwałem się od stołu. Tak bardzo potrzebowałem wtedy towarzystwa, że z przyjemnością powitałbym każdego człowieka - ale nie spodziewałem się tam anioła.

- Co tu robisz? - niezbyt miło powitałem Boę, nie rozumiejąc, dlaczego od rana szlaja się gdzieś zamiast odpocząć. Nawet przyniosła mi ciepłe śniadanie.

- Usiądź. Musimy porozmawiać. - Znowu te same słowa, które słyszałem już kolejny raz i zapowiadały tylko kłopoty.

Tym razem nie byłem przestraszony, bo sam bardzo chciałem z nią porozmawiać. Nic dziwnego, że zacząłem od przeproszenia za wczoraj. Nie chciałem się szczególnie uniżać, ale wiedziałem, że ona zasługuje na te słowa po tym, co widziała. Działo się za dużo i również do mnie dotarło kilka rzeczy.

Najważniejsze: odpowiedź na jej wczorajsze pytanie. Boa zapytała, czy jestem szczęśliwy i dziś także wiedziałem, że nie. Wyidealizowane życie bogacza nie było czymś, co potrafiłem nazwać spełnieniem. Ja chciałem tylko zawsze być dla fanów i kogoś zawsze obok, a wydawało się, że zaraz zostanę pozbawiony obu tych rzeczy.

Obecność dziewczyny nagle uderzyła mnie, aż poczułem się głupio. Jak mogłem myśleć o szczęściu i wsparciu mając ją obok? Jak mogłem ignorować dawane mi znaki? Jak mogłem nie zauważyć, że ona była zawsze i wcale nie zamierzała odejść?

- Wszystko w porządku, Yunho?

Usiadłem w tym samym miejscu co zeszłego wieczoru, a Boa nadal była w odległości wyciągniętej ręki. Zmarszczyła brwi, przyglądając mi się niepewnie.

- Uświadomiłem coś sobie. Nie jestem szczęśliwy. Nie podoba mi się to, co się dzieje.

- To nie stało się tak nagle, prawda? - zapytała delikatnie. - Od dawna coś było z wami nie tak. A przynajmniej tak powiedział mi Jaejoong.

Wzmianka o Jaejoongu trochę wytrąciła mnie z uwagi. Nie spodziewałem się nagle usłyszeć o nim, chociaż wiedziałem przecież, że wczoraj odwiózł Boę do jej mieszkania. Na pewno musieli omówić wiele rzeczy i aż zdziwiłem się, że zajęło im to tak długo. Boa miała prawo wiedzieć.

- Jakieś dwa lata temu coś się zmieniło. Nie czuliśmy się już tak samo. Chyba nawet nie ufaliśmy sobie tak do końca. Strasznie naciskałem na treningi. Chciałem dążyć do jakiegoś celu, więc ciągnąłem chłopaków za sobą. Po drodze zgubiłem siebie, a oni nie chcieli tego samego. Chyba tego nie zauważałem wcześniej. A teraz jest już za późno żeby cokolwiek naprawić.

Boa pokiwała głową. Przyjrzałem jej się. Nie patrzyła mi w oczy, tylko gdzieś przed siebie, pewnie wizualizując ostatnie miesiące w głowie. Nie wiedziałem nawet jak odwdzięczyć się jej za to poświęcenie. Wciągnąłem ją w coś, co jej nie dotyczyło.

A może ona sama chciała w to brnąć, byle tylko mi pomóc?

- Wszystko zgadza się z tym, co mówił Jaejoong - przyznała. - Z wyjątkiem jednej rzeczy. On nie twierdzi, że to twoja wina.

Tak dziwnie było mi to słyszeć. Wszyscy wiedzieli, że lider zawsze dźwiga największą odpowiedzialność. To wszystko co się działo, nawet jeśli nie z mojej winy, musiało zostać przeze mnie wyjaśnione. Nie chciałem kłócić się z podbitym ostatnio Yoochunem i ambitnym Junsu. To nie było na moje nerwy, bo czułem, że po tych dwóch ostatnich latach kolejna kłótnia przeważyłaby wszystko.

- Właściwie byłam u nich rano - ciągnęła, zwracając moją uwagę. - Changmin mi otworzył i powiedział, że podpisał kontrakt. Junsu i Yoochuna nie było. Rozmawiałam też z Jaejoongiem, ale nic nie mówił na ten temat.

Lepszego podsumowania sam bym nie wymyślił. Ciężko mi było w to wszystko uwierzyć, nawet jeśli to nie była kwestia paru dni. Boa złapała mnie za rękę, a ja chciałem przestać myśleć.

- Co mówiłeś o tym, że nie jesteś szczęśliwy? Co stoi ci na przeszkodzie, Yunho?

Sam nie wiem dlaczego te słowa wydawały mi się dotyczyć czegoś innego. Jakby Boa wyszła poza nawias TVXQ i zaczęła mówić o czymś ponad tym, czymś bardziej prywatnym, co może wcześniej mi umykało. A wtedy najlepiej wiedziałem, że nie chcę przeoczyć już nic więcej.

Zdobyłem się na odwagę by spojrzeć na nią. Nie potrafiłem zgadnąć co kryje się za tym lekkim uśmiechem pokrzepienia. Boa była pół kroku przede mną, a ja miałem ostatnio problem z dostrzeżeniem wielu rzeczy. Jednak teraz nie chciałem popełnić żadnego więcej błędu. Boże. Co za fatalne wyczucie czasu.

- Wcale nie zgubiłeś siebie. Tylko pomieszałeś priorytety.

W jakiś sposób uspokoiło mnie to, co powiedziała. Zabrzmiało to jakbym miał jeszcze nadzieję. Z drugiej strony, cała jej postawa - bliskość, do której gdyby nie ostatnie wydarzenia pewnie by nie doszło, i czułość, i współczucie, jakich żaden z chłopaków w życiu by mi nie dał - po prostu krzyczała abym przestał o tym myśleć. I skupił się na czymś innym.

- Wiesz, w ostatnich dniach uświadomiłem sobie jak blisko ze sobą jesteśmy. Szkoda, że tak późno i w tak nieodpowiedniej sytuacji.

W tej chwili uświadomiłem sobie cały sens naszej piosenki i dlaczego on chciał ją kontrolować. Bardzo chciałem wtedy zadecydować za Boę co zrobić, choć pewnie gdybym mógł, zrobiłbym sobie krzywdę za wybranie tak fatalnego momentu. Ale ona, jak zwykle, wydawała się spokojna, jakby o wszystkim wiedziała z wyprzedzeniem. Wcale nie była dobrą dziewczyną i chciałem jej za to podziękować.

- Kiedy wszystko się uspokoi - zaczęła, a jej głos zabrzmiał słabiej - bardzo chciałabym znaleźć czas dla nas.

- Po co czekać? - odparłem pochopnie.

Zdecydowanie zbyt szybko aby nie zabrzmieć ignorancko i nieuprzejmie. Nie panowałem nad tym, co się działo i Boa pewnie to wiedziała. A jednak czułem się jakby to wszystko był sen kiedy splotła ze mną palce, wodząc wzrokiem po zmęczonej twarzy. To wcale nie dystans był między nami, w tym momencie paradoksalnie się go pozbyliśmy.

Była tak blisko, że poczułem wibracje jej telefonu.

- To może być wytwórnia - rzekła zaniepokojona. Odebrała jedną ręką, nawet na chwilę mnie nie puszczając.

Z rozmowy szybko zrozumiałem, że dzwoni któryś z chłopaków (a po dłużej chwili domyśliłem się, że wyjątkowo był to Changmin). Boa nie zapytała, skąd wiedział, że będę przy niej, ale przeszło nam przez myśl, że nie przypadkowo zadzwonił właśnie do niej. Sam poklepałem się po kieszeniach, naprawdę chcąc wiedzieć, gdzie pijany albo zmęczony zgubiłem telefon.

- Changmin kazał ci się nie denerwować - powiedziała od razu.

- Nigdy nie wiem kiedy ten dzieciak kłamie.

- Są podobno w jakiejś restauracji niedaleko, ale nie mogli się do ciebie dodzwonić...

Przerwałem jej, gwałtownie wstawając by złapać jakiś przystępnie wyglądający płaszcz. Jeśli mnie szukali, pewnie mieli dobry powód. Wystarczająco dobry aby kazać mi myśleć, że jeszcze nie wszystko zostało wyjaśnione.

Boa złapała mój rytm i rzuciła mi kluczyki. Chwyciła już klamkę, gdy ja mniej myśląc niż działając objąłem ją od tyłu. Tego właśnie potrzebowałem.

- Jeśli nie chcesz, nie musimy--

- Nie, Yunho. Bardzo chcę. Chodźmy. Musisz jeszcze z kimś porozmawiać.

1150 słów.

너와 Days (Nowadays) ✨ YunJaeWhere stories live. Discover now