KARA

10 1 0
                                    

KARA

Słońce wzeszło nad księżycowym lasem. Jasny, ciepły poranek zachęcał wszystkich do życia. Sarny poiły się nad jeziorem, dzieci Cyklopków puszczały kaczki na wodzie, strażnik ziewał, pilnując wejścia do Drzewa – Zamku.

Kara otworzyła oczy. Leżała w sypialni Alony. Najada jeszcze spała. Po upojnej nocy czarodziejka usnęła na łączce. Jej ukochana musiała ją przenieść do swoich komnat.

Silna i opiekuńcza, pomyślała Kara.

Czarodziejkę przepełniało szczęście. Odnalazła miłość i kobietę, która była dla niej dobra, rozumiała ją i szanowała. Wiedziała jednak, że musi ją opuścić, przynajmniej na razie. Nie chciała tego, ale było to konieczne, jeżeli miała udać się do Anny i pobierać u niej nauki.

Postanowiła o tym nie myśleć. Pragnęła spędzić ostatnie chwile z Aloną, nie przejmując się przyszłością, próbując wycisnąć z życia tyle szczęścia, ile to możliwe.

Wstała z łóżka i wyszła z komnaty. Zanim zeszła po schodach na sam dół, usłyszała, jak jeden z Cyklopków, którzy przyprowadzili ją do Alony, opowiada dowcip strażnikowi:

-Kto ma długie chude ręce, długie chude nogi, a jak niesiesz, to choćby kłodę?

-Dobrycka!

Po tych słowach wybuchła fala śmiechu. Kara była oddalona od nich o kilka metrów, więc gdy zeszła, dodała za ich plecami:

-Bardzo dobry żart. Sami go wymyśliliście?

Naraz zesztywnieli, odwrócili się się w jej stronę i pokłonili w pas.

-Ja... - zaczął dowcipniś.

-Nic się nie stało. - odparła Kara. - Mam do siebie dystans. Powiedzcie mi tylko gdzie jest kuchnia.

Karyple spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.

-Tutaj, na dole. Zaprowadzę. - powiedział strażnik. - I przepraszam panią.

-Ja też. - dodał drugi. - Proszę o wybaczenie za porwanie … i ten dowcip.

-Spokojnie, chłopcy. Zaprowadźcie mnie tylko do kuchni i będziemy kwita.

-Oczywiście. Już prowadzę. - powiedział strażnik i ruszył schodami na pierwsze piętro.

Drugi Cyklopek spojrzał na Karę, ukłonił się strachliwie i poszedł w stronę zabudowań. Czarodziejka przewróciła oczami i podążyła za strażnikiem do kuchni.

Stanęli przed drzwiami. Strażnik wyjął pęk kilkudziesięciu kluczy i zaczął szukać właściwego. Gdy znalazł, otworzył drzwi.

-Proszę mnie tylko zawiadomić, kiedy pani skończy, a przyjdę i zamknę. - powiedział.

-Dziękuję bardzo. - odparła Kara.

Strażnik ukłonił się i odszedł w milczeniu.

Kara weszła do kuchni. Duże pomieszczenie, z niewielkimi okrągłymi okienkami doświetlało prostokątne palenisko zagłębione w ścianie, wyłożone ciemnoszarym brukiem. Nad nim, na żeliwnym stelażu, wisiał sprzęt do gotowania. Na środku kuchni znajdował się długi blat. Pod nim szuflady, wewnątrz kuchenne przybory. Na blacie roiło się od warzyw i owoców, egzotycznych i pospolitych. Wielobarwność produktów oświetlonych jasnym ogniem.

Kara podeszła do wolnej części blatu.

-Na cuda i dziwy przyszedł czas. - powiedziała.

CZAROWNICAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz