LEON

5 0 0
                                    

Kilka wątłych kawek rozsiadło się na gałęziach drzewa, usianego drobnymi listkami. Dźwięki wydawane przez ptaki zbudziły Behawiorystę. Jako kruk nie znosił kawek, nawet samic. Budziły w nim gniew, jakby instynktownie. Wciąż okutany w kremowe bandaże pokuśtykał w stronę okna, przeskoczył na krzesło, komodę i dostał się na parapet. Wrzasnął, jak głośno potrafił, by przepłoszyć kawki. Gdyby miał zdrowe skrzydło, rozwiązałby sprawę inaczej. 

Wrzask kruka zerwał Leona na równe nogi. Oszołomiony, zrobił kilka bezsensownych kroków i usiadł na krześle przy oknie. Po chwili wstał, ubrał się i zszedł na parter domu.

W całej jadalni unosił się aromat cebuli, smażonej na masełku. Hilda i Frida krzątały się po kuchni. Wszystko wskazywało na to, że na śniadanie będzie jajecznica. Kątem oka Leon zauważył      na kuchennym blacie dużo skrojonej zieleniny, może szczypiorek. Przy dużym stole siedzieli już synowie Fridy. Ślęczeli nad jakąś mapą.

-Dzień dobry. - powiedział Leon. - Co szykujecie?

-Witaj Leonie. Siadaj. Co do planowania, mamy zamiar udać się do rządcy. Przekonamy go, że na tej cholernej wyspie jest dużo łupów, które można zrabować. W ten sposób na pewno zgodzi się użyczyć nam łodzi, może nawet sam wyśle część armii.

-Lecz najpierw trzeba się tam dostać. Póki co, jedynym tropem jest wasza miejska biblioteka. Może tam coś znajdziemy.

W tym momencie Hilda i Frida, obładowane półmiskami i talerzami wniosły śniadanie. Misa jajecznicy, dwa skrojone bochny chleba, półmisek szczypiorku i dzban wina. Postawiły wszystko na stole.

-Jedzcie, chłopcy. Czeka nas dziś ciężka praca. Do tego trzeba sił. - powiedziała Hilda.

Wszyscy wspólnie zasiedli do stołu i zjedli posiłek.

Gdy Henko i Balas udali się do pałacu władcy, Hilda i Leon poszli przeszukać biblioteczne zbiory. Frida została w domu. Zamierzała przygotować rzeczy niezbędne do podróży.

Jeżeli nic się nie zmieniło, przyjaciel Leona zarządzał miejskim księgozbiorem. Znali się jeszcze z czasów, gdy obaj studiowali tajemne nauki. Ich drogi rozeszły się wiele lat temu. Co pewien czas pisali do siebie, raz do roku spotykali wraz z innymi kolegami ze studiów. Jednak po pewnym czasie ich znajomość uległa ochłodzeniu, spotykali się co kilka lat, aż w końcu przestali utrzymywać kontakt. Leon nie pamiętał w jakich okolicznościach widzieli się po raz ostatni.

Dotarli na miejsce. Biblioteka zajmowała wielki okrągły budynek pośrodku miasta. Ceglany budowla, gdzieniegdzie pokryta odpadającym tynkiem, zwieńczona kopułą. Leon pchnął ciężkie, drewniane drzwi i przepuścił w nich Hildę. Ich oczom ukazało się kilka pięter pełnych najróżniejszych dzieł, balkony połączone pomostami, wielometrowe drabiny prowadzące na szczyty wysokich regałów. Szklana kopuła, wieńcząca budynek wpuszczała ogromne ilości słonecznego światła. Na parterze stało wiele stołów i krzeseł.

W ogromnym pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Leon i Hilda weszli w głąb, mącąc ciszę stukiem o posadzkę. W bibliotece nie było ani jednego czytelnika.

-Sądzisz, że coś tutaj znajdziemy? - spytała Hilda.

-Muszę sądzić. To nasza jedyna szansa. Może by go zawołać?

Już idę! - odezwał się głos spomiędzy regałów.

Serce Leona przyspieszyło. Nie znosił uczucia niepewności.

Po chwili zza półek wyłonił się niski, straszy mężczyzna. Miał rude włosy, ogoloną twarz i krzaczaste brwi. Nisko na nosie spoczywały kwadratowe soczewki, optycznie powiększające jego oczy. Gdy bibliotekarz ujrzał oczekujących gości, przystanął.

-Leon.

-Ahab. - odarł Dobrycki.

Krok po kroku zbliżali się do siebie. Hilda szła kilka kroków za Leonem. Gdy mężczyźni stali dwa metry od siebie, zatrzymali się.

-Ty śmieciu. - powiedział Leon.

-Ty gnojcu. - odpowiedział Ahab.

Po wymianie uprzejmości, przyjacielskim gestem rzucili się sobie w ramiona. Hilda wzięła kilka głębokich oddechów.

-Ile to już lat, stary druhu?

- Za dużo, przyjacielu, za dużo.

Ahab sprawiał wrażenie człowieka kulturalnego, przyjacielskiego i delikatnego, jak na mężczyznę. W ruchach brakowało mu zadziorności, jego chód nie był toporny. Gdy tylko mężczyźni skończyli powitanie, Ahab zwrócił się do Hildy. Podszedł i ucałował jej dłoń.

-Witajcie w moim królestwie. - powiedział. - W czym mogę wam pomóc? Zakładam, że nie pojawiliście się wyłącznie z powodu odwiedzin.

Dobrycki naświetlił przyjacielowi całą sytuację. Opowiedział o wizycie Kary w mieście, jej porwaniu, swoim przybyciu i pomyśle na rozwiązanie sytuacji.

Postać Exerixa zawsze ci towarzyszyła, Leonie. Na studiach miałeś obsesję na jego punkcie. Wysnuwałeś teorię, jakoby twój przodek wyświadczył mu przysługę.

Twierdzimy, że pierścień, który dałem córce przywołał Exerixa. Mniejsza. Przychodzimy po informacje. Masz w zbiorach księgi na jego temat? Cokolwiek, każda strona jest ważna.

Księgozbiory biblioteki w Tirs liczyły tysiące pozycji. Rozlokowane na kilku piętrach, podzielone alfabetycznie, tematycznie, rodzajowo. Ahab piastował funkcję opiekuna pamięci miasta od wielu lat, mimo to nie był w stanie zapoznać się z tematyką każdej książki. Znał jedynie  informacje o ich umiejscowieniu, ogólny zarys tematyki. O książkach dotyczących Exerixa nie słyszał od dekad. 

Mimo wszystko postawił sobie za punkt honoru odnalezienie wszystkich ksiąg, manuskryptów, zwojów a nawet map, które mogłyby posunąć sprawę do przodu. Rozdzielili się. Każdy przeszukiwał inny sektor. Po kilku godzinach spotkali się na parterze, przynosząc wszystko, co udało im się znaleźć. Zapisków było niewiele.

-Czy podczas poszukiwań trafiliście na coś przydatnego? - spytał Leon.

-Nic poza opisami i historycznymi faktami. Znalazłem jedną mapę. Jest bardzo stara. Przedstawia jego wyspę. Wszystkie rzeki, wzniesienia i zatoki. Gdy tam dotrzemy może się przydać, jednak radziłbym ją oddać kartografowi do skopiowania. Ta rwie się w rękach.

Na nic na się nie przyda, jeśli nie znajdziemy sposobu jak się tam dostać! - krzyknął Leon.

Cała sytuacja go przytłaczała, nie był w stanie dłużej wytrzymać szargających nim emocji.

-Do dupy z taką robotą. - powiedział i uderzył ręką w jedną z książek, leżących na stole.

Ta sfrunęła z blatu, kilkakrotnie obróciła się wokół własnej osi i otwarta upadła na ziemię. Ahab, jako człowiek z silnie rozwiniętą empatią, rozumiał wybuchowe zachowanie Leona. Znał go od dziesięcioleci i wiedział, że nie ma dla niego rzeczy ważniejszych od rodziny. Zaginięcie córki i niepewność jej losu musiała boleśnie odbić się na jego psychicznej równowadze.

Rudowłosy bibliotekarz wstał z krzesła i schylił się po książkę tak, by podnieść ją i od razu odczytać stronę, na której się otworzyła. Tekst głosił:

Pośród gąszczu, w sąsiedztwie skalnej zatoki, jest jedna drobna wnęka a w niej berło. Owy przedmiot Arcymag ukrył przed ciekawskim wzrokiem i niewielu zdradził jego położenie. Strzeż się jednak, bo jeśliś łasy na arcyksiążęce insygnia, próbie zostaniesz poddany.

Eureka. Berło Arcymaga. Leon czytał o nim w dzieciństwie. Przedmiot przypominający piernacz, zrobiony z czystej platyny, na jego szczycie znajdował się ogromny szmaragd.  Pozwalał on zapanować nad wszelkimi siłami natury. Z jego udziałem użycie floty nie stwarzało większego problemu.

Jednak, by użyć floty, potrzebna była zgoda władcy miasta. Henko i Balas mieli za zadanie przekonanie go, by przewiózł armię na Samotną Wyspę. Argumentem decydującym miały być niewyobrażalne ilości złota, klejnotów, surowców naturalnych. Rządca był szalenie chciwym człowiekiem. Jeżeli informacja o bogactwie Wyspy zostałaby w jakiś sposób udowodniona, jego zachłanność poczyniłaby resztę.

Leon, Hilda i Ahab czym prędzej spakowali wszystkie księgi i ruszyli w stronę domu Fridy. Tam mieli znaleźć dowody dla rządcy.

CZAROWNICAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz