42

1.5K 45 0
                                    

Dan

Wszyscy stoimy i staramy się wsłuchiwać w ciszę jaka nastała po trzecim gwizdnięciu. Chyba każdy z nas chce wiedzieć skąd dobiega odgłos widząc po minach, które malują się na naszych twarzach.

-Może przejdziemy do środka, żeby omówić naszą sprawę? - pyta w końcu Marshall. Kiwam głową i podążam za całą jego ekipą do wnętrza mieszkania. Zanim zamykam za sobą drzwi oglądam się jeszcze za siebie i patrzę na vana, w którym zapewne jest teraz Beth. Zrobię dla niej dosłownie wszystko, byleby była bezpieczna i z dala od nich. Żałuję, że znaleźli mój słaby punkt, ale też nie spodziewałem się, że Marshall się nią zainteresuje. Jak widać on też zrobi wszystko byleby mnie zatrzymać przy sobie.

-Porozmawiajmy o interesach. - zaczyna kiedy siadamy we dwoje na kanapach naprzeciwko siebie. Reszta jego ekipy stoi przy przy schodach, bacznie się mi przyglądając.

-Moim interesem jest zabranie od was Elizabeth. - mówię stanowczo posyłając mu wrogie spojrzenie. Oglądam się na chłopaków, którzy wyłapując mój wzrok od razu patrzą gdzieś indziej. Jestem zdenerwowany, choć nie chcę tego pokazać po sobie. Marshall za to rozłożył się na kanapie, a chwile później zapala papierosa. Zaciąga się, by po chwili z jego nosa wyleciał biały, gęsty dym. Cały czas się na niego patrzę i oczekuje jakiejś adekwatnej do sytuacji reakcji, lecz nic z tego. Zachowuje się zupełnie jakby miał gdzieś tą całą sytuacje, ja natomiast ciagle myśle o Beth i staram się odpychać atakujące mnie myśli, że jest teraz przerażona i samotna. Niech to spotkanie się skończy. Niech Beth będzie wolna.

Elizabeth

Siedząc w ciemnym vanie w mojej głowie krążą nieustające myśli o Danie. Daję sobie rękę uciąć, że go słyszałam. Dlatego tez stuknęłam w ścianę auta, by wiedział, że tu jestem. Mam nadzieję, że to usłyszał i nie martwi się o mnie aż tak bardzo. Po jakimś czasie ich rozmowy ucichają, więc zakładam, że weszli gdzieś do środka. Nie jestem w stanie powiedzieć gdzie jestem. Wiem tylko, że wywieźli mnie na jakieś obrzeża miasta, czując po jakiej nierównej i kamiennej drodze jechaliśmy.
Siadam i opieram się o ścianę vana myśląc co mogę zrobić, aby się stad wydostać, lecz nic mi nie przychodzi do głowy. Nie mam żadnego przyrządu którym mogłabym rozwalić drzwi albo wyciąć dziurę. A nawet gdyby to nie jestem dobra w takie rzeczy. Opieram swoją głowę o dłonie i zamykam oczy, kiedy słyszę stukanie. Początkowo niewiem skąd dobiega, lecz kolejne dźwięki upewniają mnie, że ktoś puka w vana. Stukam dwukrotnie w blachę, by dać temu komuś znać, że tu jestem. Pragnę po prostu stąd wyjść i mam nadzieję, że ta osoba nie chce mi zrobić żadnej krzywdy. Po chwili słyszę coś podobnego do wiercenia i po niespełna minucie drzwi się lekko otwierają. Pojawia się w nich Charlie, przyjaciel Dana z dzieciństwa, na którego widok otwieram szeroko oczy. Wyciąga do mnie rękę, wiec szybko go łapie i wychodzę z auta. Zamyka za mną drzwi i biegniemy w głąb lasu, na tyle, że nikt nas nie powinien zobaczyć. Ukrywamy się za wielkim drzewem i siadamy obok siebie.

-Co ty tu robisz? - mówię po chwili. Oboje oddychamy szybko po biegu i odrazu widać, że ani on ani ja nie mamy dobrej kondycji.

-Śledziłem ich od rana. Wiedziałem, że coś szykują. - odpowiada i spogląda na mnie. - Kiedy widziałam jak cię zabierają do auta wiedziałem gdzie jadą.

-Naprawdę ci dziękuję. - opieram swoją głowę o jego ramię. - Tylko co teraz? -Charlie wydaje się zamyślony. Odwraca  się, by spojrzeć czy nikt jeszcze nie wyszedł z drewnianego domu.

-Zadzwoniłbym na policję. Zamkną ich od razu na parę dobrych lat. Ja i Dan nie mamy nic wspólnego z ich robotą. To już dawna przeszłość. - mówi, po czym wyjmuje z kieszeni telefon. - Dwie kreski zasięgu. - następnie stuka w wyświetlacz i przykłada urządzenie do ucha. Rozmawia z policją i mówi o wszystkim co się dzieje, mówi aby przyjechali jak najszybciej mogą, po czym się rozłącza. - Będą za 15 minut. - mówi, a ja zaczynam się stresować o tym co robi teraz Dan. Jest tam z nimi wszystkimi i pewnie się o mnie martwi. Boję się, że coś mu zrobią, a z nerwów spływa mi łza po policzku. Przez cały ten czas byłam silna i odważna, ale teraz kiedy już jestem poniekąd bezpieczna, nie mogę przestać myśleć o Danie. Charlie zauważa, że płaczę i mnie obejmuje. Przytula mnie mocno i szepcze prosto w moje włosy, że wszystko będzie w porządku. Wierzę mu. Ocieram swoje mokre policzki i uśmiecham się do niego.

-Dan cię na prawdę kocha. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go takiego zakochanego. - patrzę na niego zdezorientowana zmianą tematu. - Wszystko będzie dobrze. - I po tym czekamy w ciszy na przyjazd policji.

Dan

Zgadzam się na warunki, jakie postawił Marshall. Nie chcę dłużej siedzieć bezczynnie z nimi w jednym pokoju. Chcę any Beth była bezpieczna i odjechać z nią do domu. Kiedy podajemy sobie rękę na znak ugody, ten uśmiecha się do mnie. Ja natomiast przybrałem poważną minę, bo nie mam ochoty nawet patrzeć ja jego twarz. Wychodzimy na dwór, gdzie mają otworzyć auto, bym mógł zabrać stad Beth. Jeden z chłopaków otwiera drzwi, ale zauważam, że były one już otwarte. Szybko podbiegłam do auta i zaglądam do środka auta, które jest zupełnie puste.

-Gdzie ona jest? - niemalże krzyczę w stronę Marshalla. Ten wydaje się być zaskoczony przebiegiem sytuacji i sam zagląda do auta, jakby nie dowierzał. Zaczynam wołać jej imię, tak jakbym chciał aby tu przyszła, choć wiem, że napewno tego by nie zrobiła. Nie mogła by dobrowolnie wrócić do tej bandy. Rozglądam się tylko po lesie i zaciskam usta w wąska linię.
Przynajmniej uciekła.
Przynajmniej jest już bezpieczna.

I'm ur teacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz