05

13.3K 349 23
                                    

Zapach świeżo parzonej kawy wybudził mnie ze snu. Przetarłam swoje zaspane oczy po czym rozejrzałam się po pokoju uświadamiając sobie, że to nie jest mój pokój ani nawet dom. Szybko wyszłam spod beżowej pościeli spoglądając na swoje ubranie i zdając sobie sprawę, że to z pewnością nie jest to w czym poszłam wczoraj do klubu. Miałam na sobie tylko za duży t-shirt z pewnym nieznanym mi logiem zespołu. Zauważając lustro znajdujące się w drugiej części pokoju podeszłam do niego, by się przejrzeć. Moja twarz była czysta i bez grama makijażu. Zeszłam na dół cały czas rozglądając się za osobą, która postanowiła mnie tu wczoraj przygarnąć.

-Dobrze się spało? - usłyszałam głos pochodzący z pokoju obok. Po zapachu mogę stwierdzić, że zapewne z kuchni. Ruszyłam w tym kierunku, lecz w pierwszej chwili przez myśl przeleciał mi pomysł, by czym prędzej stąd uciekać. Ale nie mam zamiaru robić z siebie idiotki, po co? Powolnym krokiem przekroczyłam drzwi, by ujrzeć chłopaka ubranego w luźne dresy, któy właśnie przyrządzał naleśniki. Odwrócił się do mnie, witając mnie swoim uśmiechem. Nie odwzajemniłam go, na pewno nie będę przy nim grać uprzejmej.

-Oddaj mi moje ubranie i się stąd zwijam. - powiedziałam krzyżując ręce na piersi.

-Hola hola, Beth. Usiądź, pogadajmy normalnie.

-Z tobą? Na pewno nie Smith. - coraz bardziej czułam jak się we mnie gotuje

-Mów mi Dan. - odparł

-Okej Dan. - mruknęłam. - Nie mamy o czym rozmawiać, jeśli chcesz to porozmawiamy w szkole na twoich zajęciach. Ale nie jestem co do tego przekonana. - posłałam mu sztuczny uśmiech.

-Tam nie możesz nazywać mnie po imieniu, Beth - odparł spokojnie - Proszę usiądź, po prostu porozmawiajmy jak normalni ludzie. - powiedział, stawiając talerz z daniem na stole. Skusiłam się, ale tylko dlatego, że od wczoraj nic nie jadłam, a mój brzuch miał swój własny koncert. Nałożyłam sobie dwa naleśniki i posmarowałam nutellą, którą Dan wyjął z lodówki.

-Smacznego. - usiadł na przeciwko mnie i również nałożył sobie porcję na talerz. Posłałam mu tylko przyjazne spojrzenie, bo w końcu, to on wczoraj zabrał mnie z klubu, kiedy nie miałam nawet siły ustać na własnych nogach. To on właśnie teraz częstuje mnie jedzeniem, pomimo mojego niezbyt przyjaznego nastawienia do jego osoby.

-Jesteś dziś jakoś niewiarygodnie spokojny. - odparłam, widząc jak chłopak bardziej zainteresowany jest spożywaniem swojego dania, niż mną. Zupełnie inaczej niż wczoraj przed moim domem, kiedy po prostu nie zamierzał dawać mi spokoju.

-Wracają do tego, możesz o tym po prostu zapomnieć - powiedział, a ja nie wiedziałam co dzieje się z tym natarczywym chłopakiem. - Wiem, że nie powinienem i cię za to przepraszam.

Czy właśnie pan Smith mnie przeprosił, czy po prostu się przesłyszałam? Jak on potrafił zmienić swoje nastawienie co do mnie w jeden dzień? Zacząć traktować mnie jako normalną osobę? Może coś do niego w końcu dotarło i zmądrzał? Szczerze, wątpię. Może ma jakiś kryzys swojego wieku i stara się jakoś to zmienić? Nie powinno mnie to interesować nawet w najmniejszym stopniu, ale też nie poradzę, że jestem taka ciekawska co do tego. Poza tym, obserwując jego osobę, śmiem twierdzić, że wygląda mi na zmartwionego. Delikatnie odsunęłam swoje krzesło od stołu, po czym podeszłam do chłopaka niezbyt pewnym krokiem. Nie wiedziałam, czy to co robię jest dobre i czy powinnam, ale rozumiem fakt, że wszyscy mają jakieś swoje zmartwienia i należy takim osobom dać do zrozumienia, że będzie lepiej. Stanęłam za nim, kładąc swoje dłonie na jego ramionach. Chłopak odwrócił się do mnie posyłając mi mały uśmiech, co odwzajemniłam. Może naprawdę ma problemy, a jego denerwujące zachowanie to po prostu wynik potrzeby wyluzowania i odstresowania się?

-Beth, jesteś naprawdę cudowną dziewczyną. - nie powiem ale to... bardzo miłe? - Ale myślę, że powinnaś już pójść. - Na te słowa zabrałam szybko swoje dłonie z jego ciała. Nie wiem co o tym myśleć, ale uważam, że to rozsądny pomysł, aby czym prędzej stąd wyjść i zapomnieć. Kiwnęłam lekko głową, dając chłopakowi do zrozumienia, że zaraz mnie tu nie będzie. Pobiegłam na górę, aby znaleźć swoje ubrania, lecz nigdzie ich nie było.Cudownie, że będę szła w tylko jego za dużym t-shircie po mieście. Chwyciłam w dłoń swój telefon leżący na komodzie, założyłam buty, po czym chcąc wyjść w progu drzwi zatrzymał mnie Smith.

-Pozwól, że cię odwiozę. Przecież nie będziesz tak szła. - odparł a w jego mimice mogłam ujrzeć lekki smutek.

-Poradzę sobie bez twojej pomocy. - mruknęłam

-To chociaż weź to ją. - wręczył mi jeansową kurtkę, oczywiście też za dużą. Nic nie odpowiedziałam, tylko założyłam ubranie. Wyminęłam chłopaka, po czym zeszłam na dół. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, po czym ruszyłam w stronę domu. Na całe szczęście, albo i nieszczęście, mieszkam blisko od niego. Czułam na niego złość, nie dlatego, że dzisiejszej nocy spałam w jego domu, ale dlatego, że raz daje mi powody, by się go bać, a potem nagle zaczyna się o nie troszczyć. Wiele razy potrafiłam nazwać go dupkiem, ale czy nim jest? Przecież równie dobrze, mógł mnie tam zostawić i się mną nie przejmować.

I'm ur teacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz