2.

1K 135 24
                                    


Azirapciuszek pędził na złamanie karku. Łzy płynęły po jego pulchnych policzkach zasłaniając mu widok, poparzone palce bolały niemiłosiernie. On jednak nie chciał się zatrzymać. Pędził do swojego ulubionego miejsca, na polanie, w środku lasu. Często przychodził tam z rodzicami, gdy był mały, a jego dni były szczęśliwsze. Teraz spędzał tam czas rzadko, tylko, gdy miał już dość przyrodnich braci i macochy, a nie chciał zawracać głowy Anathemie. Był tam również strumyk górski, gdzie mógłby obmyć palce. Jego bezpieczna przystań.

Na polanie jak zwykle panowała cisza i spokój.
-Shhh, spokojnie.- Az pogłaskał konia.-Spisałeś się.
Powoli zszedł z niego i podszedł do płynącego strumyka. Zimna woda była dla jego palców prawdziwym ukojeniem. Oparzenie nie było poważne, jednak bolało niemiłosiernie. Po chwili usłyszał dźwięk łamanych gałęzi i zaraz przed nim nim pojawił się jeleń. Wyglądał na spłoszonego. Zaraz potem usłyszał dźwięk rogu i tętent koni. Polowanie.
-Uciekaj, JUŻ!- starał się odgonić przerażonego zwierzaka. Na całe szczęście ten go posłuchał i pobiegł w dal, przeskakując przez strumyk. Nie minęła chwila i kolejny raz usłyszał szelest. Spojrzał w to miejsce spodziewając się osoby, która goniła tego nieszczęśnika. Rzeczywiście, jego oczom ukazał się jakiś wysoki osobnik, który...był nieziemsko przystojny. Fall skarcił się w głowie, ale za takie myślenie. Nie jest przecież żadną napaloną dziewicą! Mężczyzna na koniu był szczupły, miał ognisto rude włosy i kości policzkowe, które wyglądały na ostre nawet z tej odległości. Mógł być w wieku Aziry lub niewiele od niego starszy. Ubrany w czerwony, bogato zdobiony surdut do jazdy konnej, czarne spodnie i... czarne okulary.
-Dzień dobry, czy wszystko w porządku?
-Oczywiście, chociaż ten biedaczek, którego gonisz wyglądał na przerażonego!- nieznajomy popatrzył na niego zdziwiony.
-Kto?
-Jeleń! Co Ci zrobił ten biedaczek, że ścigasz go po lesie!
Rudowłosy zaczął się śmiać. Azira zauważył, że ma piękny uśmiech.
-Nie mam z nim osobistych zatargów, jeśli oto ci chodzi.- jego radość pogłębiła się, a Fall poczuł, że mimowolnie na jego twarzy też zaczyna pojawiać się półuśmiech.
-Czy to twój przyjaciel?
-Niee, to raczej przelotna znajomość. Ale jestem pewna, że miał lepsze plany na dzisiejszy dzień niż być twoją zabawką panie..?- na twarzy nieznajomego pojawiło się lekkie zmieszanie. Szybko jednak zostało zastąpione, kolejnym, tym razem czarującym uśmiechem.
-Mówią na mnie Crowley.- mężczyzna zsiadł z konia.
-Och, i czym się zajmujesz?
-Ja..hmm.. mój ojciec jest ogrodnikiem w Pałacu. Poduczam się do tego zawodu.- Az czuł się dokładnie obserwowany, chociaż nie był w stanie zobaczyć oczu towarzysza. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce.- A co taka urocza istota jak ty robi sama w takim miejscu? I jak Cię zwą Aniołku?
-Oh..- mimowolnie chował rękę do kieszeni. Nie umknęło to nieznajomemu, który zrobił krok w jego kierunku. Na swoje nieszczęsne zauważył, ze miał naprawdę długie nogi.-To nie jest ważne, naprawdę...ja tu tylko przejaz..-Nie było mu dane dokończyć. Crowley złapał schowaną za plecami prawą dłoń Aza i oglądał ją.
-Przecież to oparzenie.- wyglądał na zmartwionego.- Co się stało? Czy ktoś Ci to zrobił?
-Och, ja, to nie tak...- nie chciał mówić nowo poznanemu mężczyźnie o jego sytuacji w domu. Musiał coś szybko wymyślić, chociaż jedyne o czym był w stanie myśleć to uczucie palców Crowleya na jego dłoni. Wybrał półprawdę.- Moja ukochana książka wpadła przez przypadek w ogień. Chciałem ją uratować.- widział jak brew Crowleya podnosi się.
-Naprawdę? Przez przypadek?- Azira szybko potrząsnął głową.
-Średni z  ciebie miłośnik książek, prawda?- zapytał, jednocześnie obracając dłoń Azirapciuszka, aby sprawdzić rozległość oparzenia.
-O nie nie, uwielbiam literaturę!- odpowiedział trochę zbyt entuzjastycznie, co spowodowało uśmiech na twarzy pytającego.
-Ohh, to chyba mam do czynienia z małą niezdarą.- blondyn zarumienił się. Nieznajomy rozglądał się po okolicy( a raczej Az myślał, że to robi, ponieważ nie widział jego oczu).
Uśmiechnął się triumfalnie i ku niezadowoleniu młodego Falla, puścił jego dłoń. Podszedł do kupki zieleni rosnącej zaraz przy wodzie. Była to roślina z małymi, fioletowymi kwiatkami. Wyrwał ją i przy pomocy nożyka odciął jej korzeń. Wyjął chusteczkę ukrytą w kieszonce, owinął go nią i podał zaskoczonemu mężczyźnie.
-Weź to do domu, to żywokost. Rozdrobnij go, podgotuj chwilę i jeszcze raz rozgnieć na papkę. Rób z tego okłady, powinno szybko przejść.
-Jejku, dziękuję Ci bardzo!
-Och, zamknij się- powiedział, chociaż na jego twarzy było widać uśmiech. Azira odwzajemnił go.
-Więc... Co syn pałacowego ogrodnika robi na polowaniu? Jeśli oczywiście można wiedzieć.
-Jaa..-Crowley zmieszał się.- Jestem bliskim przyjacielem księcia. On.. my znamy się od dziecka i bardzo przyjaźnimy. Zabiera mnie ze sobą wszędzie.
-To bardzo miłe z jego strony!
-Tak, to wspaniały człowiek! Bardzo dba o lud i jego potrzeby. No i jest zabójczo przystojny.- wyglądał jakby mrugnął, Az nie był jednak tego pewien.
-Och, naprawdę? Myślisz, że mógłbyś go przekonać do zaprzestania polowania? Proszę, ten jeden raz?
-Ja..
-KSIĄŻĘ?! KSIĄŻĘ, CZY TO TY?- najpierw usłyszeli, a potem zobaczyli postać stojącą po drugiej stronie polany i zbliżającą się w ich kierunku.
-NIE! TO TYLKO JA, CROWLEY!- odpowiedział szybko mężczyzna- WŁAŚNIE SZUKAŁEM KSIĘCIA, JUŻ DO WAS IDĘ!- było widać, że jest zmieszany. Przepraszająco spojrzał na towarzysza i wsiadł pospiesznie na konia.
-Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- Crowley posłał mu swój najbardziej zalotny uśmiech.- I zobaczę co da się zrobić w sprawie polowania.
-Ja też.-delikatny rumieniec pojawił się na twarzy Aziry- Jeszcze raz dziękuję za oszczędzanie tego biedaka! No i za lekarstwo!
-Cała przyjemność po mojej stronie Aniołku.- skinął głową i pognał do wciąż obserwującego go mężczyzny.

***

Azirapciuszek wrócił do domu pierwszy raz od dawna naprawdę szczęśliwy. Skończył przygotowywanie pokarmu dla domowników oraz nakarmił zwierzęta. Nałożył również opatrunek na opatrzone palce, oczywiście wszystko według wskazówek rudowłosego. Chociaż podczas podawania kolacji udawał, że nadal przejmuje się straconą książka to nawet przytki Uriela i podejrzliwie spojrzenia Gabrieli nie mogły zepsuć mu humoru.

Zmęczony rzucił się na łóżko. Zasnął, a jego ostatnią myślą były ciepłe palce, które dotykały jego dłoni i przepiękny uśmiech nowego znajomego- Crowleya.



***

Nowy rozdział i yay- mamy naszego Crowleya. Popełniłam nawet małą grafikę, która miała obrazować wygląd naszego księcia na czarnym koniu!

Azirapciuszek《Aziraphale/Crowley》Where stories live. Discover now