31. Let It Be

270 39 9
                                    

Pov. Rye
Sobota
Dzisiaj planujemy iść na miasto. Niestety nie wszyscy bo idę ja, Andy i Mikey. Harvey podobno musi w czymś pomóc Loren, a Jack jedzie do lekarza.
Wstałem o 9 i od razu poszedłem do kuchni. Przywitałem się z rodziną, wstali wszyscy oprócz moich młodszych braci. Zrobiłem sobie kanapki z białym serem i polałem je ketchupem. Usiadłem do stołu i przeglądałem instagrama

 Usiadłem do stołu i przeglądałem instagrama

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

loren Wygłupy z Harv'em @hrvy

hrvy Boże usuń to 😂
  loren Ha! Nigdy

ryebeaumont Shippuje

fovvs Harv, a my chcieliśmy iść na miasto z wami
  hrvy Sorry, mam ciekawsze zajęcie 😂

mikeycobban Wyczuwam miłość
  loren 🖕🏼

Serio? Harv się wygłupia z Loren i postanowił skłamać, że jej pomaga? Przecież my od początku wiemy, że ich do siebie ciągnie. Po skończonym śniadaniu poszedłem się ubrać

Napisałem do Andy'ego, że jestem już gotowy więc zaraz u mnie będzie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Napisałem do Andy'ego, że jestem już gotowy więc zaraz u mnie będzie.
Usłyszałem pukanie
- Otworzę! - krzyknął Robbie
- Cześć Robbie, jest Ryan?
- Tak, na górze. Rye!
- Idę! - krzyknąłem zbiegając z góry
- R... - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałem pocałunkiem
- Hej - powiedziałem
- Cześć. Wiesz, lubię takie powitania- uśmiechnął się
- Powiedz mamie, że ja już idę - powiedziałem do brata
- Okej. To...miłej zabawy- powiedział i zamknął za nami drzwi
Byliśmy w drodze do Mike'a, ale nawet nie wiemy czy chłopak jest już gotowy. Jest dość wcześnie bo nawet nie ma 11. Jest 10 : 29. Mikey chyba już wstał. Jak nie to będzie śmiesznie.
- Rye, a Mikey wie, że po niego idziemy?
- Nie, ale się dowie jak będziemy na miejscu
Weszliśmy na posesję naszego przyjaciela i zapukaliśmy do dużych czarnych drzwi.
- Cześć chłopaki- powiedział Jon
- Cześć Jon, jest Mikey? - zapytał Andy
- Je śniadanie. Wydaje mi się, że musicie jeszcze trochę poczekać, ale wejdźcie - zaśmiał się
- Michael. Rusz się! - krzyknąłem do chłopaka który jadł śniadanie w kuchni
- No genialnie, trzeba było zadzwonić, że już idziemy - powiedział Mikey ledwo zrozumiale z jedzeniem w buzi
- A to by coś zmieniło? - zapytał Andy śmiejąc się
- No chyba nie dużo, ale może bym się streszczał
- To streszczaj się teraz - powiedziałem 
Usiedliśmy w salonie gdy Mikey poszedł się ubrać i już po chwili wyszliśmy z jego domu. Najpierw poszliśmy do sklepu kupić jakieś jedzenie, a potem Mikey zaproponował, że możemy iść nad mały strumyk i jezioro, który jest niedaleko. Przeszliśmy obok kina i skręciliśmy w nieznaną mi ulicę, po 15 minutach marszu trafiliśmy do celu.
Mogliśmy wziąć jakiś koc żeby na nim usiąść bo nie mamy za bardzo gdzie ani jak. Ja mam koszulę, ale Mikey i Andy mają tylko koszulki z krótkim rękawem.
- Haha, a ja mam koszulę- zaśmiałem się
- Widzisz Mikey, a jednak jesteśmy debile- powiedział Andy na co wybuchnęliśmy śmiechem
- Kurde...no to...po prostu usiądźmy na trawie
- Niech będzie. Nie mamy wyboru.
Wyciągnęliśmy przekąski i zaczęliśmy jeść, a potem Mikey chciał popływać. No Andy nie może i nie chcę.
- Andy...no chodź- zachęcał go Mikey
- Nie umiem pływać
- Rye Cię nauczy
No tak, chłopaki nie wiedzą o tej akcji z Sonny'm ani o problemie Andy'ego. Nawet jeśli by to się nie wydarzyło to wątpię, że Andy zgodził by się na naukę pływania w obecności Mikey'ego jak on nawet przy mnie się krępuje. Muszę go namówić jak mu się rana zagoi. Nauczę go i uświadomie mu, że jest piękny.

Pov. Andy
Patrzyłem na przyjaciół w wodzie i obserwowałem Rye'a i myślałem o tym jaki to on jest idealny. W pewnym momencie po prostu położyłem się na trawie i "opalałem się". W sensie leżałem sobie w słońcu. Co chwilę popijałem wodę i wtedy słońce zaszło. Podniosłem się i zobaczyłem w oddali ciemne chmury.
- Ej chłopaki! Może już będziemy się zbierać?
- Andy nie bój się. Przecież nic się nie dzieje - powiedział Rye
Żeby później nie było, że jednak miałem rację i złapie nas deszcz albo co gorsze burza. Siedziałem w telefonie i wysłałem snapy dla Harv'a i Loren. Brook już jest na miejscu i napisał, że jest 40°C i umiera. U nas też ciepło no, ale zaraz nie będzie i nawet zaczęło trochę wiać, a ci dalej w wodzie, a raczej pod wodą.
Rye wyszedł wreszcie, ale wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę jeziora.
- Co ty wyprawiasz Rye?
- Bawię się z Mikey'm w wyzwania. Miałem Cię wrzucić do wody, ale nie umiesz pływać to muszę Cię ochlapać.
Machnął ręką w taflę wody i już po chwili byłem cały mokry.
- Znajdźcie sobie ciekawsze zajęcie...- powiedziałem zdenerwowany
- Ej no Andy!
Podbiegł do mnie i chciał mnie przytulić, ale go odepchnąłem
- Nie chce być bardziej mokry. Nawet nie mam się czym wytrzeć.
Usiadłem z powrotem na trawę i znowu wyszło słońce. Gdy chłopaki wreszcie wyszli z wody i się ubrali zaczęło coraz bardziej wiać.
- Chłopaki, na prawdę wracajmy już
- No dobra. Już idziemy
Mikey zapakował kilka rzeczy do plecaka i ruszyliśmy do swoich domów. Po drodze musiałem wstąpić do sklepu i jak wyszedłem to już padało i grzmiało. No po prostu super...
Wiał silny wiatr, padał deszcz i to nieźle, grzmiało i się błyskało. Ledwo cokolwiek widziałem i ledwo mogłem iść przez ten wiatr. Na dodatek szedłem Pod wiatr, który wiał mi  prosto w twarz i się dusiłem nim. Jestem już cały mokry i pewnie będę chory. Byłem już prawie pod domem, blisko a jednak za daleko żeby do niego trafić bo piorun uderzył obok mnie i zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Pov. Jack
Wracałem samochodem od lekarza i akurat rozpętała się niezła burza. Normalnie Armagedon. Jechałem powoli żeby nie spowodować wypadku. Nagle zrobiło się biało aż zatrzymałem się i zobaczyłem, że na chodniku ktoś leży. Wyszedłem z samochodu i zobaczyłem, że był to Andy. Gdzie on chodzi w taką pogodę? Ale zaraz, blisko jest jego dom. Wziąłem go na ręce, był strasznie lekki. Wszedłem z nim do domu. Nie bardzo wiedziałem gdzie iść bo nigdy u niego nie byłem i przez 5 minut szukałem łazienki żeby otulić go jakimś ręcznikiem. Andy był chyba nieprzytomny, ale ruszał się.
- Andy słyszysz mnie? To ja Jack
- J-jack? - zapytał cicho
- Tak. Wszystko w porządku?
- Nie
- Co się dzieję? Gdzie byłeś w taką pogodę?
- Z M-mikey'm i Rye'm i się rozpadało
- Rozpadało to mało powiedziane. Mniejsza z tym, coś Cię boli?
- Ręka i głowa.
- Dobra. Gdzie masz pokój? Jestem tu pierwszy raz
- Na górze
- Dobra. Jak dasz radę iść sam to idź, a ja napisze do mamy, że jestem u Ciebie
Andy wstał powoli z kanapy na której siedzieliśmy i poszedł na górę. Poszedłem na górę i otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, które okazały się być pokojem blondyna. Andy stał przed szafą i szukał pewnie suchych ubrań.
- Okej, zaraz wrócę Jack. Idę się przebrać
.
.
.
Wrócił i położył się do łóżka.
- Chce Rye'a...- mruknął pod nosem
- Tak? Zadzwonić do niego?
- Mhm
- Okej
Wziąłem telefon i zadzwoniłem do bruneta. Oznajmił, że będzie za 10 minut.
- Dzięki za pomoc Jack- powiedział Andy łapiąc mnie za rękę
- Spoko. Od czego są przyjaciele.
Przytuliliśmy się na pożegnanie i gdy wychodziłem zobaczyłem jak Rye idzie do Andy'ego. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Później rozmawiałem na facetime'ie z Brook'iem.

Będzie Randy moments...
Kto czeka?
Do następnego
Pa 😘

Fortuity Or Destiny | Randy | RoadTrip Where stories live. Discover now