XXXVI

970 106 15
                                    

Tortuga, rok 1739.

Okropne krzyki kobiet i głośny płacz dzieci zwiastowały najgorsze... Tego dnia Yoongi zdecydował się odejść trochę od miasta, by udać się na dłuższy spacer po plaży, chcąc się wyciszyć i pozbierać mocno rozbiegane myśli. Daleko jednak nie zaszedł, gdy przerażające odgłosy dobiegły jego uszu.

Nie myślał długo, ponieważ, jak tylko zobaczył szary dym, unoszący się w powietrzu, rzucił się pędem przed siebie. Biegł między spanikowanymi ludźmi, nie znając konkretnego celu - nogi niosły go same przez uliczki palącego się miasta. Zatrzymał się gwałtownie, słysząc krzyk dochodzący z okna jednej z kamienic. Zerknął w górę, widząc znajomą mu kobietę, która w tamtym momencie głośno płakała, wołając o pomoc. Szarowłosy skierował się w kierunku drzwi, jednak silny uścisk na ramieniu uniemożliwił mu dalsze kroki. Warknął głośno na znienawidzoną dziewczynę, wyrywając się dziko.

— Yoongi, nie bądź głupi! Ogień zżera już parter i pierwsze piętro, nie ma szans, że dostaniesz się na drugie. Oni są już martwi i ty również, jeśli tam pójdziesz.

— Pierdol się, Tati. Sam decyduje o moim losie — syknął, czując, jak dziewczyna poluźnia uścisk.

Wpadł do palącego się pomieszczenia, od razu rzucając się w stronę drewnianych schodów, których barierkę pożerał śmiercionośny żywioł. Kaszlał głośno, dławiąc się gorzkim dymem, jednak nie chciał się poddać... nie mógł.
Jakimś cudem udało się mu dostać na pierwsze piętro, czując jak powoli tracił siły w swoim ciele. Przebił się przez ścianę ognia i krzyknął cicho, widząc nieprzytomnego chłopca na podłodze. Mimo tego, iż nogi się pod nim uginały, podniósł ciemnowłosego i ruszył w dół palących się schodów.

Syknął, gdy gorący jęzor ognia szaleńczo dotknął jego nogi, pozostawiając po sobie ślad na kolejne lata. Przerażony Min stwierdził, iż niebezpieczny żywioł już dawno odgrodził drogę do wyjścia, a sam Yoongi do końca opadł z - tak ważnych w tamtym momencie - sił. Zamknął oczy, siadając na gorącej podłodze i ocierając pot z czoła. Popatrzył z troską na sześciolatka, którego ułożył delikatnie na swoich bolących udach.

— Przepraszam młody... — ledwo wychrapał. — Zawiodłem ciebie i twoich rodziców.

Nie wierzę, że tak właśnie skończy się nasze życie, pomyślał.

Oparł się o ścianę, do której ogień jeszcze nie dotarł, obserwując obraz zniszczenia, rozciągający się przed jego oczami. Czuł się jak w najprawdziwszym piekle. Głaskał osmoloną twarzyczkę dziecka, myśląc o swojej przyszłości i o tym, co by chciał jeszcze zrobić, a co nie będzie mu już dane.

Mimo wszystko nie bał się śmierci. Żal było mu tylko tego młodego życia, które powolutku gasło w jego ramionach. Zakaszlał głośno ostatni raz, zamykając ciężkie powieki. To miał być już koniec.

— Jeon nas uratował. Ta jego nieśmiertelność była czasem przydatna... Gdyby nie on, dawno byłbym martwy. Tak samo jak Alek. Naprawdę wiele mu zawdzięczam — Yoongi zaśmiał się ponuro. — Rodzice Alka nie przeżyli pożaru. Nie udało nam się dostać już na drugie piętro — zakończył, ocierając samotną łzę, która wędrowała wolno po jego bladym policzku.

Miedzianowłosy lustrował dokładnie profil drugiego, delikatnie przygryzając swoją suchą i podrażnioną wargę. Pomylił się względem Mina, źle go ocenił. Teraz już nie bał się powiedzieć głośno tego, co serce krzyczało od dobrych dwóch miesięcy. Leciał na niego, doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie potrafił z tym już dłużej walczyć. Dlatego sięgnął dłoni niższego, splatając ze sobą ich palce.

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookWhere stories live. Discover now