Rozdział 3

1.4K 62 10
                                    

   Chwila obecna.

Nie spałam całą noc. Znowu wróciły koszmary, miałam od nich dzień czy dwa dni spokoju. Widzę Cody'ego, jak zombie rozszarpuje mu brzuszek, jak mój kochany braciszek cierpi i boi się bo jest sam. Widzę rodziców, ale tylko jak patrzą na mnie i uśmiechają się.

Nadal nie mogę uwierzyć że już ich przy mnie nie ma, że nie porozmawiam z nimi, nie przytulę ich; są wspomnieniem.

Muszę - choć niezbyt chętnie - przeszukać domy w okolicy, wieczorami jest coraz chłodniej a kurtka mi już nie wystarcza, potrzebuję koca może nawet i dwóch.

Spoglądam na Lotka, jego uśmiechnięta mordka troszkę poprawia mi humor, sięgam po niego i pakuję go od razu do plecaka, nigdzie się bez niego nie ruszam, zawsze jest przy mnie. Otwieram drzwiczki i rozglądam się dookoła, zombie są najbardziej aktywne w nocy, ale zdarza się że chodzą przez dzień, muszę uważać i nie hałasować.

Hałas je '' alarmuje". Schodzę z drzewa i kieruje się w stronę ulicy, sąsiednie domy już przejrzałam, muszę iść dalej, może znajdę jeszcze coś.

                                *

Idę 30 minut, i trafiam przed dom Amy. Tego dnia gdy widziałam te umarlaki i widziałam śmierć mojego brata próbowałam skontaktować się z moją przyjaciółką, miałam nadzieję że żyje i że będzie ze mną. Niestety nie odebrała, nie widziałam jej, zepsuci musieli ją dorwać, tak jak Ashley i innych moich znajomych. Na samą myśl do oczu zaczęły napływać mi łzy, ale nie będę płakać. Mam być dzielna i będę dzielna.

Wchodzę niepewnie do środka, czuję się okropnie z tym że mam zamiar grzebać w rzeczach mojej przyjaciółki i jej rodziców, ale tłumaczę sobie, że to po to by przeżyć. Najpierw kieruje się do pokoju Amy, może jej się udało, uznała że mi też i zostawiła jakąś wiadomość, wskazówkę cokolwiek.

Jednak nie robię sobie nadziei.

Wchodzę do pokoju, nikogo tu nie ma, wszystkie rzeczy są na swoim miejscu, jakby nic się nie stało a Amy za chwilę wyjdzie z łazienki i będziemy plotkować albo oglądać film. Ale nic z tego. Podchodzę do jej szafy i otwieram ją, czuję zapach lawendy. Zaczynam szukać, w kącie leży złożony w kostkę gruby różowy koc z flamingiem, Amy miała obsesję na punkcie flamingów, pand i wszystkiego co słodkie. Pakuję koc do plecaka i rozglądam się jeszcze po pokoju, dostrzegam nasze zdjęcie, zrobiłyśmy je sobie gdy byłyśmy na wakacjach w Brazylii. Podchodzę bliżej nie odkrywając wzroku od fotografii, przejeżdżam po niej palcami jakbym nie wierzyła że jest tuż przede mną,również pakuję ją do plecaka. Potrzebuję jeszcze leki, więcej jedzenia.

Schodzę na dół do kuchni, zauważam że cukiernica leży roztrzaskana na podłodze a cukier jest rozsypany po prostu wszędzie. Na podłodze znajdują się też jakieś papierki po jedzeniu, ktoś tu musiał być w tym samym celu co ja. Otwieram lodówkę ale nic nie widzę, jest pusta. Otwieram szafkę obok w której są leki, pakuję do plecaka tabletki na ból głowy, bandaże, gaziki, oraz plastry. Muszę iść dalej, nie mogę się zatrzymywać.

Muszę wrócić do domku przed zmrokiem.
                                         
                                 *

Jest godzina 19, zaczyna się ściemniać więc muszę się pospieszyc. Udało mi się znaleźć sporo jedzenia, 3 koce, leki i latarkę. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie poszukać jeszcze broni.

Tak, broni.

Gdybym natrafiła na grupę zombie jestem bez szans. Uznaję że poszukam jeszcze jutro, może uda mi się znaleźć broń ale nie łudzę się.

The Zombie World Where stories live. Discover now