Rozdział 3

13 2 1
                                    

                 Alice

Pomimo tego, co radziła mi Kylie, nie chciałam robić sobie dnia wolnego. Wiem, że pewnie byłby mi potrzebny, ale ja naprawdę nie wiedziałabym co ze sobą zrobić. Po za tym nie chciałabym potem zmagać się z zirytowanym Lukiem, który oczywiście zawsze wie lepiej.

Moje relacje z nim trochę się ociepliły i już nie jest między nami tak źle, ale nie możemy znaleźć wspólnego języka. Niby w czymś się tam zgadzamy, a zaraz potem kłócimy się, bo zawsze nam coś nie pasuje. Nie powiem irytuje to innych, ale cóż my możemy zrobić. Przydzielili mi takiego partnerka, a dopóki szefowa go nie przeniesie to jestem na niego skazana. 

- Jak myślisz, kiedy Lalkarz wykonana jakiś ruch?- spytałam i spojrzałam na czarnowłosego mężczyznę, który siedział koło mnie.

- Sam nie wiem. Minął już miesiąc, a po nim żadnego śladu. Nie pozostawił po sobie nic, a Chros gada tylko tą samą formułkę.- warknął Luke, a ja oparłam swoją brodę na dłoni.

- Lekarze mówią, że w jego organizmie znaleźli jakiś narkotyk. Lalkarz musiał uzależnić od niego Chrosa, a wtedy ten zaczął wykonywać jego rozkazy.- mruknęłam.

- Jaki sztanpowy scenariusz.- prychnęłam.

- W pełni się z tobą zgadzam.- odpowiedziałam mu i po raz kolejny zajrzałam do papierów przede mną. 

Wyglądać by mogło się, że ta sprawa jest łatwa, ale mamy do czynienia z kimś piekielnie inteligentnym, który potrafi wykorzystać sytuacje, w której się znajduje. Bawi się z nami wszystkimi. Idealnie to sobie wymyślił. Zdobył osobę, która zaczęła zmieniać się w lalkę, a więc teraz ma sposób na przemienianie innych osób. Jednak stracił też trzy palce, ale to nie znaczy, że nie zmienił już innych osób. Mógł przecież je porwać, a my nic o tym nie wiemy. 

- Czekanie jest do dupy. Przecież on nawet właśnie w tej chwili może kogoś mordować.- mruknęłam.

- Do tego nie wiemy jaki jest jego cel.

- Cel?- spojrzałam na niego.

- Tak. Mógł to zrobić z czystej chęci mordowania, albo chciał przestraszyć społeczeństwo, wiesz uświadomić im w jak beznadziejnej sytuacji się znajdują, albo po prostu ten gościu ma fioła na punkcie lalek, a jest na tyle stuknięty, że chce się z nami zabawić w jakąś chorą grę.- popatrzyłam na niego zaskoczona. 

- Ty potrafisz powiedzieć coś mądrego.- powiedziałam autentycznie zszokowana. 

- TY!- jego twarz wykrzywiła się ze złości.- Za to ty mówisz same głupie i bezsensowne rzeczy. 

- Co? Odezwał się ten nagle najmądrzejszy. Cały czas zapominasz o najprostszych procedurach. Ta praca to nie przedszkole! Jak nawdychasz się trochę oparów to na następny dzień możesz skończyć w grobie! To nie zabawa!- popatrzyłam na niego zła.

Nic więcej nie powiedział, tylko spokojnie usiadł na swoim miejscu. Musiałam napić się wody, by trochę ochłonąć, ale jakoś dałam radę.

- Alice wdychałaś kiedyś opary?- powiedział, a ja powoli odłożyłam wodę na stół.

- Tak i uprzedzam, że nie było to w pracy. Miałam wtedy może z dwanaście lat.- powiedziałam, a Luke popatrzył na mnie zaskoczony.

- Aż dziwne, że się jeszcze nie zmieniłaś.- zaśmiałam się dosyć sztucznie.

- Kiedyś może powiem ci więcej szczegółów, ale na razie ma ci wystarczyć tyle.- pokazałam mu język i opuściłam pokój spotkań.

Zapowiada się dzisiaj dość ciężki dzień.


Witajcie

Powoli, bo powoli idziemy w fabułę. Sprawę zaczniemy za niedługo, jak dobrze pójdzie to w kolejnym rozdziale.

Pozdrawiam Makoto

Wiszące LalkiWhere stories live. Discover now