Rozdział 4

13 2 1
                                    

                Kylie

- Nie.- mruknęłam i nabiłam na widelec kawałek sałaty.

- Dlaczego?- Oliver popatrzył na mnie zawiedziony.- To tylko trzy dni.

- Ja rozumiem, że masz wolne, ale ja nie mam takiego przywileju. Ostatnio wszyscy u mnie w biurze pracują za dwóch. Słyszałeś pewnie w telewizji o tym mordercy i Lalkarzu. Alice i Luke zajmują się tą sprawą, więc nie  mogę codziennie jeździć i zgarniać ludzi.- upiłam łyk swojej wody.- Aktualnie mogę dostać wolne na maks jeden dzień, choć i z tym byłoby ciężko. 

- No cóż sytuacja kryzysowa.- powiedział mój chłopak.- W takim razie jak się wszystko uspokoi, to wybierzmy się gdzieś razem. 

- Dobrze.- uśmiechnęłam się w jego stronę.

- Chętnie bym cię odprowadził, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- podrapał się po głowie.

- Spokojnie. Przecież sama też trafię do domu.- Oliver pocałował mnie w policzek i opuścił restaurację.

Zobaczyłam, że zostawił pieniądze, żeby zapłacić za naszą kolacje. Uśmiechnęłam się lekko i również opuściłam lokal.

Na zewnątrz było chłodno, ale powoli zaczynała się już zima, więc i dni były coraz krótsze. Cóż zawsze lubiłam zimę i nawet urodziłam się w czasie jej trwania. Jedyne co mi się w niej nie podoba to to, że dni są takie krótkie. 

Na ulicach nie było nikogo, ale mieszkam w dzielnicy, gdzie zwykle nikt po ciemku się nie kręci. Do tego uczyłam się kiedyś samoobrony, a jestem dość pewna swoich umiejętności.

- Przepraszam upuściła to pani.- zatrzymałam swój chód i odwróciłam się.

Jednak, za nim zdążyłam przyjrzeć się człowiekowi za mną, to poczułam mocne uderzenie w szyję. Straciłam przytomność.


***


Było mi zimno. Moje ciało dygotało, a oprócz tego moja głowa dawała o sobie znać. Otworzyłam swoje oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ni było w nim prawie nic, oprócz krzesła, które znajdowało się przede mną. Ja sama byłam przypięta łańcuchami do ściany.

- Widzę, że się obudziłaś.- usłyszałam głos, który dochodził z głośników, które znajdowały się przy suficie.

Nie był to jednak zwyczajny głos, a komputerowo zmodyfikowany. 

- Kim jesteś?!- krzyknęłam.- Po co mnie porwałeś?

- Ponieważ uznałem, że tak będzie najlepiej.- drzwi do mojego pokoju się otworzyły.

Do środka wszedł czarnowłosy dość wysoki mężczyzna, który na twarzy miał maskę. Nosił dość luźne ubrania, a oprócz tego za duże buty. W ręce trzymał ogromny sznur, który był naprawdę długi.

- Czego ode mnie chcesz?- spytałam i przerażona przysunęłam się do ściany.

- Jesteś tylko częścią układanki.- jego głos nadal był przerobiony.- Po za tym stałaś mi na drodze, a ja nie lubię jak mi ktoś wchodzi w drogę.- odwinął sznur, a moim oczom ukazała się pętla.

- Co chcesz zrobić?- popatrzyłam na niego ze strachem w oczach.

- Spokojnie.- podszedł do mnie i mocno złapał za moje włosy.- Twoja śmierć nie będzie tak wyglądać.- założył mi pętle na szyję.- Przed tobą jeszcze długa droga.- puścił mnie i powoli zaczął podążać w kierunku drzwi.

Za nim jednak wyszedł zostawił na krześle oddalonym ode mnie coś czego nie byłam w stanie rozpoznać.

- Co to?- spytałam, a ten zaśmiał się.

- Kawałek rozkładającej się lalki oczywiście.- popatrzyłam na niego zszokowana, a po chwili z moich oczu poleciały łzy.

- Kim ty jesteś?- mój głos zaczął się łamać.

- Lalkarzem.


Witajcie

Tak, więc nasza Kylie nie pożyje zbyt długo, no chyba, że ktoś ją uratuje. Po za tym poznaliśmy Lalkarza we własnej osobie.

Pozdrawiam Makoto

Wiszące LalkiWhere stories live. Discover now