Rozdział 72

313 27 2
                                    

Jungkook

Szedłem spokojnym krokiem, korytarzami szpitala, mając nadzieję, że szybko tu nie wrócę. Mam nadzieję, że hyung doceni to, że naprawdę spieszyłem się w tej toalecie.

Zrobiłem pierwszy krok na krótkich schodkach, po czym stęknąłem cicho, czując jak ktoś na mnie wpada. Nadal bolała mnie cała klatka piersiowa, więc takie niespodziewane wpadnięcie na kogoś nie należało do szczególnie najprzyjemniejszych.

Spod zmarszczonych brwi spojrzałem na mężczyznę, na którego wpadłem. Otworzyłem szeroko oczy wpatrując się w blednącego, niemal do koloru tutejszych ścian, mężczyznę przede mną. Czułem jak serce boleśnie tłucze się o obolałe kości.

Mój wzrok nie potrzebował dużo czasu by zapamiętać jego obraz. A jeszcze mniej by przywołać ten sprzed dwóch lat tak wyraźnie, by móc wyliczać każde zmiany w jakie w nim zaszły.

– Kookie? – Powiedział słabo.

Wdziałem zaraz jak nogi uginają się pod nim, a ciało niemal bezwładnie leci ku ziemi. Cholera! Zrobiłem krok do przodu, próbując go złapać. Stopa nie do końca trafiła w stopień, przez co sam zacząłem lecieć w stronę ziemi. Jednak udało mi się złapać starszego i uchronić go przed spotkaniem z podłogą.

Szkoda, że przed tym samym nie mogłem ochronić siebie. Zacisnąłem mocno zęby, czując przeszywający ból. Mimo to szybko podniosłem się do siadu, sprawdzając co z starszym. Zacząłem nim lekko trząść i delikatnie poklepywać po twarzy, starając się go obudzić.

– Jimin! – Usłyszałem znajomy głos. – Słońce nic ci nie jest? – Usłyszałem jego szept, gdy klęknął przy nas.

Spojrzałem do góry, zaraz widząc jak przebrany w zwykłe ciuchy doktorek biegnie w naszą stronę. Znają się?

– Jungkook! – Usłyszałem za sobą głos hyunga.

Spojrzałem na niego, a następnie na mężczyznę w moich ramionach zaczynającego odzyskiwać przytomność. Ostatni raz spojrzałem w te ciemne oczy, które ponownie patrzały na mnie w kompletnym szoku.

Lekarz już przy nas był, więc mogłem go zostawić, wiedząc, że ma odpowiednią opiekę. Z trudem odsunąłem się od niego i udałem się do czekającego na mnie hyunga. Walczyłem z sobą by nie odwrócić się, bo wtedy za pewne nie potrafiłbym już tak po prostu odejść.

Gdy tylko znalazłem się przy starszym, chwycił mnie za ramie i wyprowadził ze szpitala. Po chwili siedzieliśmy już w taksówce.

– Nic sobie nie zrobiłeś? – Spytał troskliwie. – Nic cię nie boli?

Boli. Po środku klatki piersiowej.

Jimin

Miałem wrażenie, że mam jakieś omamy wzrokowe, że śnię lub widzę ducha. Ten człowiek był zarazem tak bliski i podobny, a zarazem tak obcy. To przecież niemożliwe. Serce niemal boleśnie biło w mej piersi w szalonym tempie. Patrzałem jak odchodzi z jakimś wysokim mężczyzną.

– Jimin, wszystko w porządku?

Spojrzałem na trzymającego mnie Daehyuka. Skinąłem niepewnie głową, po czym zacząłem się podnosić.

– Coś się stało? Widziałem jak mdlejesz. Dobrze, że cię złapał, chociaż musiało go to boleć.

Z powrotem spojrzałem w stronę wyjścia, gdzie przed chwilą zniknęli oboje. Ruszyłem w tamtą stronę, lecz gdy wyszedłem nigdzie ich nie było.

– Jimin, dobrze się czujesz? – Mówił zatroskany hyung.

– Chci-chciałem mu podziękować. – Odezwałem się.

Let's talk  » JiKook «Where stories live. Discover now