Rozdział 1

63 7 0
                                    


Szare i ciężkie chmury zdawały się zakłócać prywatność, wdzierając do niewielkiego pokoju w najbardziej strzeżonym w mieście budynku. Odgłosy toczących się walk docierały do niej z oddali, jeszcze kilka miesięcy temu były czymś nowym, groźnym, z czym nie chciała mieć zbyt wiele wspólnego. Obecnie stały się muzyką, wśród której kroczyła, wspierając legiony Zaklętych w Cieniu, istot, które były na tyle potężne i prawe, aby chronić tych, którzy sami nie byli w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa. W ich żyłach zamiast krwi zamieszkiwał mrok, którym wydawała się przesiąknięta być każda cegła w budynku. Miał charakterystyczny zapach, który zdążyła poznać na tyle dobrze, że rozróżniała poszczególne emocje, które kierowały jego posiadaczem.

Był nerwowy, chociaż dłonie trzymające jej policzki były ciepłe. Zdawała sobie sprawę z tego, że coś przed nią ukrywał, nigdy też nie wątpiła w jego szczere intencje.

–Niedługo wrócę, nie chcę, żebyś tym razem nam towarzyszyła – powiedział, badawczo spoglądając w jej przepełnione niepokojem oczy. Nie mógł ryzykować tak wiele, nie w obliczu tego, co musiał uczynić, aby ponownie ulice miasta stały się bezpiecznymi.

–Powiesz mi, co się dzieje? – Niepokoiła się, może i była tylko człowiekiem, jednak posiadała niezwykle przydatny dar, który niejednokrotnie ratował Zaklętym skórę.

–Nie martw się, panuję nad sytuacją – rzucił wymijająco, nie bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć. Nie lubił, kiedy się martwiła, ale nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. Zwłaszcza kiedy nie miał pewności, czy dałby radę ją ochronić.

–Wiem, że będziesz walczyć z Upadłym Aniołem – na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie, nie przypuszczał, że jego drobna przyjaciółka ma w sobie tyle samozaparcia, aby zdobyć informacje, których łaknęła. Nie miała do niego żalu, rozumiała powagę sytuacji, zdawała sobie sprawę z tego, z jak silną istotą przyszło im się mierzyć, jeśli wpadnie w szał, może nie być nadziei na kolejne „jutro".

–Wiem też, że był przetrzymywany w „tamtym" miejscu – dodała z naciskiem, nie potrafiąc, powiedzieć wprost „miejscu podobnym do tego, z którego mnie uwolniłeś".

–To prawda – opuścił dłonie na jej drobne ramiona – zrobię, co będę mógł, aby załagodzić sytuacje i nie dopuścić do zagłady, bunkier jest w rozsypce, udało nam się uwolnić, kilka przetrzymywanych w nim osobników, spotkasz się z nimi, kiedy będziesz się czuła na siłach, są ranni.

–Co z nim? Dlaczego jest tak wrogo do nas nastawiony? Słyszałam, że wezwałeś Kroczących w Mroku, nigdy tego nie robisz, nie bez wyraźnego powodu – to prawda, legion elitarnej jednostki, która potrafiła przemieszczać się między wymiarami, balansując na granicy światła i cienia jest niezwykle skuteczny i zabójczy. Nie zwykł korzystać z jego pomocy, chyba że potrzebował mieć tego „asa w rękawie" smoliście czarnej koszuli.

–Stracił coś ważnego, bez czego nie widzi sensu istnienia – westchnął przyciężko, owijając kosmyk jej włosów wokół palca – odebrali mu skrzydła, zatracił się w szale i nienawiści. Sytuacja jest poważna, dlatego chcę, abyś tutaj została. Niczego od ciebie nie oczekuję, sama nie wydobrzałaś do końca, nie fizycznie, ale... – nie musiał kończyć zdania, opuściła wzrok, odpędzając nieprzyjemne wspomnienia, które miały trwały ślad na jej ciele pod postacią blizn.

–Obiecaj, że tutaj wrócisz – szepnęła, czując, że jest coś, co mogła zrobić, a nawet powinna, aby to wszystko zakończyć, nie narażać przyjaciół i bezbronnych ludzi. Miała wobec niego olbrzymi dług wdzięczności, którego nigdy nie będzie w stanie spłacić.

–Wrócę, przecież beze mnie by sobie nie poradzili – uśmiechnął się, głaszcząc ją po włosach, lubił widzieć u niej ten błysk rozbawienia, jednak tym razem go nie dostrzegł, zamiast tego przytuliła mężczyznę mocno, jakby więcej nie miała okazji tego zrobić. Bała się, nie lubił tego, kilka miesięcy temu, kiedy ją znalazł, przysiągł sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby więcej nie cierpiała, średnio mu to ostatnio wychodziło.

–Trzymam Cię za słowo – odsunęła się, pozwalając mu wyruszyć, obserwowała przez okno. Zebrany oddział przemieszczał się w stronę centrum, skąd dobiegł przeraźliwy krzyk przepełniony takim ogromem bólu, że przeszedł ją dreszcz. Znała to uczucie, umierała w środku na wiele różnych sposobów, krzyczała, lamentowała, ale nikt jej nie słyszał. Anioła usłyszeli wszyscy. Tym razem nie będzie bierna, nieważne jak dużą cenę przyjdzie jej za to zapłacić, jak bardzo Xander będzie na nią wściekły. W końcu jej wybaczy, wyrwana z odrętwienia zaczynała walczyć z tym, czego obawiała się najbardziej. Musiała tam iść, do więzienia, w którym spędziła tak wiele czasu, że straciła jego rachubę i znaczenie. Narzuciła na siebie płaszcz i broń, chociaż nie potrafiła się nią tak biegle posługiwać, jak pozostali. Dopiero od miesiąca pobierała treningi, znalazła w sobie siłę, aby uczyć się bronić. Korytarze może i wyglądały na opustoszałe, jednak migające światła i odgłosy na różnych kondygnacjach przeczyły temu wrażeniu.

Z nicości za nią zmaterializowała się rudowłosa kobieta, prawa ręka przywódcy, która dopinała wszystko na ostatni guzik, czekając zapewne na wiadomość od Xandera, aby wypuścić w ich stronę posiłki. Należała do oddziału Jeźdźców Mroku, panowała, może nawet rozumiała cieniste bestie, które pozwalały się jej prowadzić, gdziekolwiek tego zażądała, mimo że miała we krwi umiejętności Kroczących w Mroku. Lilienne Cross była potężną kobietą, z którą należało się liczyć, ilekroć przecinała, jej drogę mogło wydarzyć się wszystko. Pochodziła ze starego rodu, który pozostał szanowany, mimo że rodzice kobiety wywodzili się z różnych odłamów Zaklętych w Cieniu. Od kpin i wrogości do uwielbienia i chęci posiadania takich zdolności, tak można było określić drogę, którą sobie obrała.

–Jak bardzo mam być zła, a jak mocno się o Ciebie martwić? – Mruknęła, przekrzywiając głowę, starała się nie pokazywać buzujących w niej uczuć, nie wydawało się też, aby miała zamiar ją zatrzymywać. Uśmiechnęła się delikatnie, czując ulgę, że ta ciemnowłosa drobina zaczęła walczyć i zżywać się z otaczającymi ją legionami Zaklętych w Cieniu.

–Chcesz mnie zatrzymać? – Przełknęła niepewnie ślinę – powiesz mu? – Obawiała się tego ponad wszystko, nie chciała sprawiać dodatkowych problemów, kłamać, czy kogokolwiek zwodzić, jednak w tym wypadku nie mogła po prostu pozostać w Twierdzy Mroku. Czuła, że musi to zrobić, nie tylko dla siebie, ale także dla Xandera i tego biednego Anioła, który cierpiał, nie potrafiąc w pełni pojąć, jak wielka spotkała go krzywda. Przelewały się i mieszały ze sobą niczym składniki gęstej cieczy, uczucia bólu, ogromu cierpienia, a także niedowierzania w bestialstwo podstępnych śmiertelników tworząc eliksir, który przyniesie jedynie śmierć i spustoszenie.

–Trzymaj – Lilienne rzuciła dziewczynie nadajnik i kluczyki do jej motoru, którym uwielbiała się poruszać po mieście równie mocno, co mknąć po gwieździstym niebie na grzbiecie bestii. –Gdybyś potrzebowała pomocy, zjawię się tak szybko, jak będę mogła. Jeszcze jedno, Kira, jesteś tego pewna? – Wystarczyło spojrzenie w zielone oczy drobinki, aby wiedziała, że jej nie powstrzyma – Nie daj się złapać.– Rzuciła, ruszając w stronę skrzydła technologicznego. To jedno mogła jej obiecać, zrobi wszystko, żeby to jej nie pokonało, a trauma, z którą musi się zmierzyć, nie pochwyciła ponownie. 

Zaklęta w  świetleWhere stories live. Discover now