Rozdział 6

10 2 0
                                    


–Przeniesiemy Cię do jednego z pokojów, musisz wypocząć, jutro znowu trochę nad nimi popracuję, zostanę tam z Tobą.

–Musisz odpocząć i coś zjeść – mruknęła Lilienne, gładząc ją po włosach, skinęła głową, wiedząc,
że z przyjaciółką nie wygra. Sama nie wie, jakim cudem była stanie powłóczyć nogami do swojego pokoju, wykąpała się, przebrała w luźny popielaty dres i ruszyła do pokoju, w którym znajdował się Upadły. Zapukała i wsunęła się do środka pomieszczenia.

–To ja, odpoczywaj – powiedziała, aby nie nadszarpnął się zbyt mocno. Przysunęła fotel w pobliżu ogromnego łóżka, w którym odpoczywał mężczyzna – Jak się czujesz?

–Nie jestem pewien – wydawał się brzmieć szczerze, odzyskał coś, co nie tak dawno utracił,
co wiązało się z kolejną falą bólu. Kira się zamyśliła, ten dzień był dla niej naprawdę ciężki, powrót w tamto miejsce wycieńczył ją emocjonalnie, co uzmysłowiła jej głupia zaczepka Upadłego, na którą zareagowała boleśnie. Była o to na siebie zła to poczucie zaczęło ją przytłaczać. –Powinnaś się przespać, wyglądasz... – przerwał, jakby próbując dobrać odpowiednie słowa – na wykończoną.

–Obiecałam Ci, że cię nie zostawię, zwłaszcza w obcym miejscu – mruknęła, opierając głowę o wezgłowie fotela.

–Bez urazy, ale marna z Ciebie wojowniczka, a co za tym idzie obrończyni – poprawił poduszkę pod brodą.

–Wiem, masz rację – skinęła głową, zdając sobie sprawę z tego, że to właśnie ona potrzebowała opieki i ochrony przed zagrożeniem. Dlaczego miała kłamać i ukrywać to przed nim? –Mimo
to, jestem – przymknęła oczy, wiedząc, że na jego miejscu nie chciałaby przebywać w obcym miejscu zupełnie sama.

–Skoro się upierasz na dotrzymanie mi towarzystwa – westchnął, jakby był urażony – połóż się obok, łóżko jest duże, lepiej wypoczniesz przed jutrem. Nie patrz tak na mnie, niczego nie kombinuję, po prostu Twój stan leży i w moim interesie, im szybciej zrobisz swoje, tym szybciej wrócę do sprawności, a wtedy zastanowię się, co z Tobą zrobię – Kira się lekko skrzywiła, chociaż wiedziała, że mężczyzna miał rację, a może właśnie dlatego?

–W porządku, ale jeśli będziesz próbował zrobić mi krzywdę, oskubię cię jak kurczaka, po jednym piórku zapamiętaj to sobie – powiedziała, zdejmując bluzę i niepewnie wsuwając się do ciepłego łóżka. Poczuła, jak boli ją ciało, ręce, które przez wiele godzin jej tak wiernie służyły, dopiero teraz zaczynała odczuwać, jak bardzo była zmęczona. Mimo to mając u boku Upadłego Anioła, tak trudno było jej się zrelaksować, czuła, jakby ciągle była spięta w gotowości do walki, czy ucieczki, chociaż to drugie wydawało jej się bardziej prawdopodobne.

–Za bardzo sobie schlebiasz kobieto – zaśmiał się gardłowo, jego spojrzenie było częściowo nieobecne, był równie zmęczony, co ona, chociaż nie zamierzał się do tego przyznawać.

–Jak Ci na imię? – ułożyła się w taki sposób, aby na niego patrzeć, poczuła małą dumę na widok skrzydeł przytwierdzonych powrotem do jego pleców, chciała, aby kiedyś miał możliwość ponownie wzlecieć w przestworza.

–Im mniej wiesz, tym dla Ciebie lepiej – mruknął, nie miał zamiaru pozwolić jej się zbliżyć, tłumaczył sobie, że dba jedynie o siebie, była mu potrzebna, wypoczęta, wyspana i gotowa do dalszej pracy nad jego problemem, a potem zobaczy, jeśli zawiedzie, pożegna się z życiem. Taki był plan. Chłodny pozbawiony emocji umysł, jeszcze nigdy go nie zawiódł.

–Marudzisz, idź spać, może rano będziesz przyjemniejszy w obyciu, dobranoc pisklaku – mruknęła, odwracając się plecami, nie miała siły, aby dłużej utrzymać powieki w górze. Łatwo było zwalić wszystko na jego nieprzyjemny charakterek, który dawał o sobie znać, ilekroć otwierał usta. Próbowała się wyciszyć, ale obolałe dłonie ciągle o sobie przypominały, jakby z wyrzutem, że jej decyzja sprawiła, że tak bardzo się napracowały. Bo tak właśnie było. Tej nocy nawet sny zwróciły się przeciwko niej, utkwiła w nich po samiutkie uszy, spadając na posadzkę betonowej szarej celi, nad którą widniało to przeklęte logo z numerem 23. Wróciła, chociaż przez ostatnie miesiące robiła wszystko, aby do tego nie dopuścić. Ostre chłodne światło wdzierało się, do jej umysłu emitując fale dźwiękowe mające utrzymać ją w ryzach. Dwóch strażników w żelaznych hełmach otwarło drzwi celi i siłą wyprowadziło ją na korytarz, zakładając sprawnym gestem ciężkie metalowe okucia na jej dłonie.

–Ruszaj się! – Warknął ten bardziej barczysty, szarpiąc ją w stronę wielkiego laboratorium, gdzie zazwyczaj ją torturowano, nazywając ten precedens łagodnie badaniami.

–Nie! Puszczaj! – stawiała opór, chociaż wcześniej nigdy tego nie robiła, nie miało to najmniejszego sensu, nie posiadała także silnej woli walki, było jej wszystko jedno, im mniej się stawiała, tym szybciej dawali jej spokój. Zazwyczaj tak było. Tym razem, coś tutaj nie pasowało, okucia ciążyły na tyle mocno, że nie potrafiła wyżej unieść dłoni, jakby metal wysysał z niej wszelkie siły. Wepchnięto ją do pomieszczenia z ogromnym głębokim zbiornikiem wodnym, szyderczy śmiech rozległ się po donośnie, kilku strażników, dwóch równie dobrze bawiących się lekarzy w białych kitlach.
–Zobaczymy, jak długo wytrzyma, próbując się leczyć i ratować przed utonięciem – powiedział zadowolony z siebie lekarz.
–Co? Nie! – Zaprotestowała, od razu próbując się wyrwać osiłkowi, który niestrudzenie szarpał ją w stronę podestu. – Zostaw mnie! Słyszysz?! Przestań!
–Czemu zawsze są takie upierdliwe? – warknął strażnik, wciągając ją na schody, uderzyła w stopień kostką i syknęła, jednak próbowała walczyć, nie chciała ginąć, nie kiedy wie, ile wspaniałych rzeczy czeka na nią na zewnątrz tego przeklętego bunkra!
–Pożałujesz tego! Wszyscy pożujecie, kiedy po Was przyjdą! Nie zostawią mnie tutaj!
–Słuchaj no, siksa, nikt po Ciebie nie przyjdzie, a jeśli myślisz, że tak będzie, to się grubo mylisz! – Rozejrzała się w panice, spoglądając na krawędź podestu, nawet nie zauważyła, kiedy tak niebezpiecznie zbliżyła się do zbiornika. Mężczyzna chwycił ją mocno, popychając w tamtą stronę – Nie będę się z Tobą cackał, zrób coś dla mnie i walcz, żebym miał na co popatrzeć, zanim zdechniesz – zaśmiał się.
–Pożałujesz tego, wszyscy pożałujecie! – Syknęła, próbując utrzymać równowagę, jednak strażnik miał inne plany.
–A jak to zrobisz, co? Wyleczysz mi otarcia? – zaśmiał się szpetnie – Giń, nieprzydatny odmieńcu – pchnął drobne ciało dziewczyny z taką siłą, że nie miała szans się zatrzymać, z głośnym pluśnięciem zderzyła się z taflą chłodnej cieczy, która może i wyglądała jak woda, ale wcale nią nie była. Próbowała płynąć, bić się w górę, przełamać opór, jaki sprawiała, ale nie była w stanie. Miała skrępowane dłonie, a ciężar wielkich okuć ciągnął ją w dół, nogi nie miały dość siły, aby zbyt długo wytrzymać. Zapadała się coraz niżej i niżej, aż opadła na dno walcząc o każdy oddech. Zbyt szybko słabła.

Dziwne szmery sprawiły, że niezbyt zadowolony i obolały uniósł powiekę, początkowo jedną, a kiedy zaczęły docierać do niego pozostałe słowa i jęki, leżącej obok dziewczyny nieznacznie się skrzywił. Skórę na czole miała lekką od potu, stawiała czemuś opór, a on zdawał sobie sprawę z tego, jakie to uczucie. Nieco obolały przysunął ku niej dłoń, wahając się przez chwilę, pod wpływem jej szamotania z niczego winną kołdrą na jej szyi odsłonił się numer, westchnął, chwytając dziewczynę za dłoń. Ścisnął ją mocniej, chcąc by, poczuła w swoim koszmarze, że nie jest sama. Nie chciał jej budzić, a kiedy odrobinę się uspokoiła, silnym ramieniem ją do siebie przyciągnął, krzywiąc się, był z tego niezadowolony, ale nie chciał, aby przypadkiem go zaatakowała, czy uraziła obolałe plecy.

–Nie jesteś sama – szepnął – jesteś bezpieczna – nie wiedział, po co to robił, jeśli nie zadziała,
po prostu wypchnie ją z łóżka, wtedy na pewno się obudzi. Była strasznie krucha, bez większych trudności złamałby jej kark, nim byłaby w stanie dostrzec zagrożenie, a mimo wszystko gładził jej chłodne dłonie.

Uderzyła okuciem w szybę zbiornika, wywołując jedynie wibracje dziwnej cieczy, panika nieco zelżała, a świat, który ją obserwował, zaczął zanikać, ustępując miejscu otulającej ją ciemności. Ostatnie słowa, które usłyszała, należały do strażnika: „ciekawe, w co nam zmutuje!". Kira nie była tego ciekawa, czuła się bardziej bezpiecznie, chociaż z jej ust umknęło ostatnie tchnienie powietrza. Nie miała już nic.

Zaklęta w  świetleTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon